niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 18

Rozdział 18


Z perspektywy Patricii



A chłopak wciąż czekał na odpowiedź...
- Siedzę tu z tobą teraz, bo nie mam co robić. - Powiedziałam poważnym tonem. Gdy Eddie to usłyszał odwrócił się plecami w moją stronę udając obrażonego.
- Och. No nie fochaj się. Żartowałam. - Położyłam rękę na jego ramieniu. Nadal siedział niewzruszony. Podejrzewałam, że udaje. Bo on doskonale wiedział, że ja uwielbiam spędzać z nim czas. Tylko przy nim jestem prawdziwą sobą. No chociaż po części. Daleko mi jeszcze do tej dziewczyny która była przed tą "mroczną". Nie chciałam nikomu pokazywać swoich uczuć. Pokazywać, że niektóre słowa ranią mnie. Mimo moich wcześniejszych postanowień coraz częściej zaczęłam uwalniać emocje panujące wewnątrz mnie. Wszystko za sprawą pewnego chłopaka, który właśnie siedział do mnie plecami. Teraz to ja udawałam obrażoną. Tak naprawdę to nawet nie udawałam, tylko nie odzywałam się, ponieważ zatraciłam się w swoich myślach. Ciekawe jaki Eddie był zanim przyjechałam do domu Anubisa? Joy mówiła mi, że podrywał wszystkie dziewczyny. Teraz też podrywa. Widocznie taki typ chłopaka. Mimo, że wszystkie dziewczyny podrywa, dla mnie jest prawdziwym przyjacielem. Ktoś szturchnął mnie w ramię. Zdezorientowana spojrzałam z stronę tej osoby.
- Myślałem, że zapomniałaś już, że tu siedzę.
- Nie skąd. Tak sapiesz, że się nawet pomyśleć nie da.
- Heheh... Ale śmieszne. A nad czym tak myślisz? - Zapytał ciekawy.
- Nad wszystkim i niczym.
- A może dokładniej?
- Jakby to było, gdyby nie przeniosła się w tym roku do domu Anubisa.
- Jak nie w tym to w następnym.
- Myślę, że coś kazało mi tu przyjechać. Przeznaczenie, czy coś takiego. Rozumiesz? - Zapytałam Eddie'go. Wiedziałam, że doskonale mnie rozumie. Chłopak chwycił moją dłoń.
- Wiesz jakby to było gdybyś się tu nie przeniosła? - Pokiwałam przecząco głową. - Nie poznałbym takiej wspaniałej przyjaciółki jaką jesteś. - Na te słowa zalały mnie od środka dwie fale różnych uczuć. Jedno z nich to było przyjemne ciepło. Wiedziałam, że chłopak mówi prawdę. Ale także coś tak jakby ukuło mnie od środka. Tak jakby smutek, złość, żal. Tylko o co? Siedziałam właśnie z moim najlepszym przyjacielem, z chłopakiem którego włosy aż proszą by je dotknąć i się nimi pobawić, i którego oczy przyciągają. Wyglądają jak ocean, gdzie nie widać końca, a na każdym kroku czekać na ciebie inny kolor błękitu. Za bardzo się rozmarzyłam. Zostawmy te uczucia na razie. Ważne, że na razie nikt mi go nie zabierze. Do czasu. W końcu przyjdzie jakaś laska i zabierze go. Już nie będzie "was" jako przyjaciół. Nawet jako kolegów. Zaczął szeptać mi jakiś głos w głowie. Starałam się go ignorować.
- To co teraz robimy? Zostało jeszcze jakieś 20 min. do końca pierwszej lekcji. - Odezwał się po chwili milczenia chłopak.
- Nie mam pojęcia. Możemy poprzeglądać jakieś książki i poszukać czegoś przydatnego dla Sibuny.
- Możemy. A chce ci się?
- Mi jest obojętne. Równie dobrze możemy jeszcze pogadać.
- Druga opcja jest bardziej kusząca. - Powiedział z uśmiechem.
- Okey. - Czyli teraz już nic na temat mojego przeznaczenia nie poszukam. Trudno, po lekcjach pójdę na obiad i przyjdę tu z powrotem. Sama. Na razie nikt o tym wiedzieć nie może.




****



Skończyła się właśnie czwarta lekcja. Za dwie godziny dopiero kończymy. Jeszcze tylko tyle wytrzymać. Razem z Eddie'm przyszliśmy na drugą lekcję. Powiedzieliśmy nauczycielce, że się źle rano "poczułam" i chłopak został ze mną, ponieważ Trudy gdzieś wyszła. Oczywiście panna Jenkins nie uwierzyła w to i skończyło się to dla nas karą w poniedziałek. Jakoś przeżyję.
Właśnie była długa przerwa. Wszyscy uczniowie byli na stołówce i zajadali się lunchem. Oprócz mnie. Ja nie byłam głodna więc wolnym krokiem udałam się do sali teatralnej. Nie było tam nikogo. Tym lepiej dla mnie. Weszłam i usiadłam na kanapie. Jestem dziś za bardzo rozkojarzona. Nie potrafię się na niczym skupić. Rozejrzałam się po sali. Nic się nie zmieniło. W sumie co miało? Krzesła tak samo poustawiane. Kurz nie starty z mebli. No scenie stoi jak zwykle fortepian. Wszystko tak jak przedtem. Zaraz. Na scenie stoi fortepian?! Wcześniej go tam nie było. Serce zabiło mi szybciej.
Podeszłam niepewnym krokiem w stronę instrumentu. Usiadłam na krześle stojącym przy fortepianie. Ściągnęłam gumkę z ręki i związałam nią włosy. Przejechałam dłonią po klawiszach. Nacisnęłam delikatnie palcem na jeden z nich. Po sali rozniósł się dźwięk. Poczułam przyjemne uczucie w sercu. Brakowało mi tego. Ponowiłam swoją czynność, naciskając coraz to inne klawisze. W uszach słyszałam przyjemne dźwięki. Czułam się w swoim żywiole. Mimo, że miałam dłuższą przerwę, nie zapomniałam nic a nic. To coś tkwiło cały czas we mnie. Pamiętałam wszystko. Ostatni raz grałam na fortepianie cztery lata temu. Na fortepianie grać nauczył mnie mój tata. Miałam wtedy pięć lat. NIE! Pomyślałam. Nie będę teraz wracała do przeszłości. Grałam dalej. Piosenkę którą napisałam kiedyś. Chyba zacznę częściej grać na fortepianie. Wyszło mi to na dobre. Usłyszałam dzwonek na lekcję. Wstałam i ruszyłam w kierunku sali lekcyjnej.
- Poczekaj! - Usłyszałam za sobą męski głos. Oczywiście wiedziałam do kogo on należy.
- Okey, ale szybciej Eddie. - Nawet się do niego nie odwróciłam. Ale wiem, że na pewno się uśmiechał.
- Co robiłaś całą przerwę? Nie umiałem cię znaleźć. Gdzie byłaś?
- Byłam w sali teatralnej. - Odparłam bez zastanowienia.
- Po co?
- Tak posiedzieć. I po rozmyślać. - Skłamałam. Coraz częściej mi się to zdarzało. Eddie przyjrzał mi się podejrzliwie. - Co się tak patrzysz?
- Tak sobie. Nie można?
- Nie. Wkurza mnie to.
- Okey, okey. Nie bulwersuj się tak. Złość piękności szkodzi.
- Dobre sobie. Ja i piękna? - Zaśmiałam się
- No tak. Większość chłopaków w szkole stwierdzi, że jesteś ładna.
- Są ślepi i głupi. Żadna filozofia. - Prychnęłam.
- Ja też? - Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Uważasz, że jestem ładna?
- Nie żartowałem. - Trzepnęłam go w ramie. - A tak naprawdę to jesteś nawet, nawet. No cóż. Muszę mieć ładną, żonę, żeby Eleanor miała w przyszłości powodzenie wśród chłopców.
- Udam, że nie słyszałam. - Przewróciłam oczami.
- To dobrze. - Weszliśmy do klasy i usiedliśmy na swoich miejscach. Czytaj : ja z Eddie'm. Do klasy wszedł dyrektor Sweet. Świetnie. Kolejna z cyklu ''ciekawa'' lekcja z Sweet'em. Jakże cudownie. Lepiej być nie mogło. Z racji tego, że nie miałam zamiaru nawet słuchać słów dyrektora, wzięłam kartkę i długopis i zaczęłam zastanawiać się nad tekstem piosenki. Mojej piosenki.




Z perspektywy Eddie'go.



Widziałem ją. Była niesamowita. Nie rozumiałem tylko dlaczego to ukrywała. Wiem, że pewnie wiecie o kogo mi chodzi, ale i tak wyjaśnię. Gdy była teraz długa przerwa siedziałem na stołówce i czekałem na przyjaciół. Pierwszy na miejscu zjawił się Alfie. W sumie logiczne. Po chwili zjawiła się cała reszta domu Anubisa. Poprawka prawie wszyscy się zjawili z wyjątkiem Patricii. Dokończyłem lunch i poszedłem poszukać Pat. Po dość nieowocnych poszukiwaniach kapnąłem się, że do jeszcze jednego miejsca nie zajrzałem. Mianowicie sali teatralnej. Była tam. Stanąłem w progu i zastanawiałem się czy wejść. Trixie mnie jeszcze nie zauważyła. Była zajęta. Siedziała przy fortepianie i myślała nad czymś. Po chwili dotknęła dłońmi klawiszy. Następnym razem, gdy dotknęła instrumentu po sali przeszedł przyjemny dźwięk.
Brunetka zaczęła grać. Zatraciła się w swoim świecie i nadal nie miała pojęcia, że ktoś ją obserwuje. Była niesamowita. Ani razu w całym utworze nie słyszałem, by nacisnęła przez przypadek jakiś zły klawisz. Gdy skończyła spojrzała zdziwiona na swoje dłonie i myślała. W tamtej chwili chciałem wiedzieć o czym. W tej też. Miałem zamiar podejść do Pat, ale rozległ się dzwonek. Schowałem się szybko za drzwiami i poczekałem aż wyjdzie. Gdy dziewczyna oddaliła się na wystarczającą odległość. Zawołałem ją. Spytałem się jej gdzie była. Odparła, że w sali teatralnej. Spytałem jej się dlaczego. Skłamała. Zauważyła, że wiem o tym kłamstwie. Postanowiłem nie drążyć tematu. Razem z Trixie udaliśmy się na lekcję. I teraz siedzę tu. Na jakże nudnej lekcji pana Sweet'a. Za jakie grzechy mamy wszyscy tak cierpieć?
- Co tak piszesz? - Zapytałem Gadułę.
- Nic.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć.
- Wiem.
- To co piszesz? - Zawahała się. Spojrzałem w jej oczy. Wiedziałem, że zaraz wymięknie.
- Echh.... Nową piosenką. - Powiedziała i zaczerwieniła się. Uśmiechnąłem się do niej.
- Jak skończysz to dasz przeczytać?
- Nieee...
- Dlaczego?
- Bo nie lubię jak ktoś czyta moje teksty.
- Nawet ja?
- W szczególności ty. - Uśmiechnęła się zalotnie.
- Raaaanisz.... - Udałem zranionego. - Jak możesz? Kobieto czy ja ci coś kiedyś zrobiłem?
- Urodziłeś się. - Odparła bez namysłu. Wiedziałem, że tylko się ze mną droczy, ale mimo wszystko zabolało to trochę.
- Co dzisiaj zamierzasz robić? - Zapytałem z nadzieję, że może wyjdziemy do kina z resztą czy coś.
- Mam już coś w planach z Joy. Wiesz nie chciałabym jej wystawić.
- Joy?! - Odwróciłem się do przyjaciółki Pat, siedzącej za nami.
- Co?
- Zaplanowałaś coś na dzisiaj z Trixie?
- Że co??? - Wydała się zdezorientowana. Spojrzała w stronę Pat. - A taaaak. Idziemy dziś na.... Zakupy. - Uśmiechnęła się nerwowo.
- Czy ja usłyszałam słowo ZAKUPY? - Wydarła się podniecona Amber.
- Nieeee... - Zaprzeczyliśmy ja, Pat i Joy.
- CISZA! - Uciszył nas pan Sweet. Ale nie na długo.


Z perspektywy Joy


Jak ja im zazdroszczę. Wszyscy twierdzą, że Patricia i Eddie do siebie pasują. Oni pewnie też o wiedzą, ale nie chcą się do tego przyznać przed samymi sobą. Trzeba będzie coś zrobić. Nie mam pojęcia o co chodziło Pat z tym, że się na dziś umówiłyśmy. Nie miałyśmy nic w planach. Ale skoro zrobiła minę zbitego psiaka, to trzeba będzie ją kryć. Co mi szkodzi? Eddie naprawdę się zmienił od tamtego roku. To jest prawie niemożliwie. W zeszłym roku co dwa tygodnie miał nową dziewczynę. A w tym jeszcze żadnej. Czyżby Trixie tak na niego podziałała? Czy oni nie widzą tego, że muszą być razem? Jeśli nie, ja z Ambs coś wymyślimy. Do końca roku szkolnego będą na stówę razem.



                                                                                                          


Ughhhh.... Możecie mnie zabić za ten rozdział! Wiem, że wyszedł fatalny. No cóż brak talentu. Za dużo opisów za mało dialogów. ;-; Mówi się trudno i płynie się dalej, płynie, płynie... Link ( Tak wiem jestem nienormalna, ale cóż mama mnie taką urodziła xd )
Ostatnio przeglądałam filmiki na yt z Peddie z 3 sezonu i zaczęłam się zastanawiać czy ja nadal ich lubię. 3 sezon do dupy. Sorki za wyrażenie, ale taka jest prawda. Jak można było tak zniszczyć postacie? Już mniejsza z tym, że w finałowym odcinku Peddie znów jest razem. Ale ja nadal nie mogę tego pojąć jak mogli zrobić z bohaterów taki coś? O Jeroy się nawet nie wypowiadam, bo szkoda słów. Ale Pat? Zamiast niej wstawili jakąś dziewczynę z kręconymi włosami i bez tego swojego zadziornego charakteru. To samo Eddie. To nie ten zabawny Eddie który był w 2 sezonie. Tylko teraz jest jakiś Eddie z ulizanymi włosami i
charakterem jak jego ojciec. Jest za poważny. Jak w tym całym filmie ( którego swoją drogą nie umiem się doczekać, bo naiwnie wierzę, że zobaczę starą Sibunę i stare postacie ) bohaterowie, będą tacy sami jak w 3 sezonie idę skoczyć z krawężnika. Tak jak pisała w komentarzu Sapphire ♥ składamy się na prostownicę dla Pat, by w filmie wyglądała jak człowiek. Aj hejt ju Waldzio -,-
Ech... Będę musiała w opowiadaniu wyswatać kogoś z Joy, by biedulka nie zniszczyła mi związków, ale o tym kiedy indziej.
Po narzekałam, po narzekałam to mogę kończyć.

Do następnego rozdziału

Stevie ;3

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 17

Rozdział 17



Z perspektywy Patricii



 Chwyciłam medalion do ręki i .... Miałam jakby wizję. Przeniosłam się do jakiegoś pomieszczenia. Były tam trzy osoby. Dwóch mężczyzn i kobieta. Cała trójka miała w sobie coś niezwykłego, boskiego. Wyglądali jakby nie byli z XXI w. Po chwili kobieta odezwała się.
- Co wyście zrobili?! - Krzyknęła. Stała zdenerwowana i jednocześnie przerażona, mimo próbowała to ukryć.
- Niby co? Sprawiliśmy, że twoja następczyni będzie cierpieć, bardziej niż ty. - Parsknął jeden z mężczyzn.
- Po co? Czemu mnie nie ukażecie?
- Ciebie nie da się zaciągnąć na złą stronę, a z tą dziewczyną nic nie wiadomo. W dniu 17 urodzin zło przejmie nad nią kontrolę i pomoże nam się wydostać i zapanować nad światem - Odpowiedział drugi mężczyzna.
- Jest jeszcze pierwsza dziewczyna. Ona ją uratuje - Kobieta była pewna siebie.
- Ona? Nigdy jej nie uratuje. Jest za słaba.
- No dobrze w takim razie, Patricia będzie wystarczająco silna by odciągnąć od siebie ciemność. - Chwila oni mówią o mnie? Kim oni są?
- Nie droga Izydo, ona będzie nasza, czy tego chcesz czy nie. - Ta kobieta to IZYDA? Nie możliwe. 
- Czemu to robisz Mot'cie? - Mot? bóg śmierci? Czyli tamten to Set. Czemu ja go wcześniej nie rozpoznałam.
- Czemu? Set zaproponował mi bardzo kuszącą propozycję - władzy nad światem. 
- Nie dopuszczę do tego.
- Nie masz nic do gadania, przynajmniej tak będziesz cierpiała, za ocalenie Ozyrysa - Powiedział Set.
- Nie możecie.
- Niby czemu? W końcu ty ....

Wizja się zmieniła. Byłam teraz w pokoju dziecięcym. Była tam kobieta, która pochylała się nad śpiącym dzieckiem. Zauważyłam, że to był mój pokój. Kobieta nuciła. Po chwili z jej ust wydobyły się melodyjne słowa.
- Dwie córki na Ziemię zejdą
Jedna światła - słońca, druga ciemności - księżyca.
Naznaczone będą. 
Będą miały moc potężną.
Potrzebną do pokonania zła. 
Razem silne, osobno słabe. 
Córka światła przeszła już niebezpieczną część.
Jednak to córka ciemności będzie miała cięższą dolę swą. 
Dobro i zło będzie chciało ją mieć w swoim posiadaniu.
Gdy przejdzie na złą stronę na ziemi zapanuje chaos. 

- Och córko ciemności. W twoim życiu wiele będzie trudności. W przyszłości na pewno pomogę tobie dobrze wybrać. W odpowiednim momencie pojawi się znak, który .....



Z perspektywy Eddie'go


Gdy Pat wzięła do ręki swój amulet stało się coś dziwnego. Dziewczyna wyprostowała się i siedziała sztywno. Wzrok miała nie obecny. Wszyscy zdezorientowani spojrzeliśmy na nią. Zaczęłam mówić dziwne słowa.
- YR HYN RWY'N DYHEU AMDANO YR HYN RHY'N FI GES GEIDS ... -  Bredziła już tak jakiś czas. Trzepałem ją za ramiona. Nic to nie dało. Drugi raz, trzeci. Nadal nic.
 - Pat, dawaj ocknij się. No proszę. - Nadal nic. Nie wiedzieliśmy co zrobić. Ja nie wiedziałem. Obiecałem sobie, że nie pozwolę by coś jej się stało. I na co wychodzi? Już któryś raz moja dziewczyna jest w niebezpieczeństwie... Chwila... Ja powiedziałem "moja dziewczyna''? Wtf? Mi chyba odwaliło. To na pewno to. Przecież nie czuje nic do Patt. Wzdrygnąłem się. Nie czas o tym myśleć. Teraz trzeba wyrwać Trixie z tego czegoś. Przez Alfie'go nie dało się nic wymyślić.
- Aaaaaaaaaaa.... Ludzie ratujcie się! Kosmici zstąpili na ziemię i opanowują ludzkie umysły!
- Alfie! Siedź cicho! - Krzyknąłem rozzłoszczony. Potrząsłem jeszcze raz dziewczyną i gdy nic się nie stało. Zrezygnowany prawie się poddałem.
- Ludzie trzeba coś zrobić. - Powiedziała smutno Amber.
- Tylko co? - Zastanawiał się Fabian.
- Nie wiem - Odpowiedzieli wszyscy prawie równocześnie. Siedzieliśmy tak bezradni.
- Mam pomysł! - Wykrzyknęła Nina. Ożywiłem się trochę i spojrzałem na nią. Szatynka zbliżyła się do Patt i przyłożyła dłoń do jej czoła. Brunetka zamilkła. Siedzieliśmy wszyscy w milczeniu spodziewając się czegoś. Po chwili otworzyła powoli oczy.
- Co się stało? - Zapytała trochę zachrypniętym głosem. Odchrząknęła. Nikt się nie odezwał. - Czemu patrzycie się na mnie jak na idiotę? - Dziewczyna niecierpliwiła się już.
- Siedziałaś sztywno na podłodze i bredziłaś coś. - Powiedziała Ambs.
- Co?
- Nie pamiętasz tego? - Spytał Fabian.
- Nie, nic sobie takiego nie przypominam. - Powiedziała lekko zestresowana. Fabian wyciągnął z kieszeni w spodniach telefon i puścił jakieś nagranie. Po paru sekundach zorientowałem się, że to są słowa które Patricia wypowiadała jeszcze niedawno.
- To byłam ja? - Spytała nie dowierzając.
- Tak. - Odpowiedziałem.
- Ja nie pamięta, żebym coś takiego mówiła. Nawet jeśli byłam w jakimś odrętwieniu czy czymś innym.
- A co pamiętasz? - Spytał Fabian.
- Ogólnie nie za dużo. - Widać było, że dziewczyna wykręca się od odpowiedzi. Fabian chyba też to zauważył, bo nie pytał już o nic więcej.
- Co jest z Alfie'm? - Spytała Patt
- Chyba nic. Myśli, że opanowali cię kosmici. - Powiedziałem uśmiechając się. Dziewczyna podeszła powoli do ciemnoskórego.
- Aaaaaaaa... Odejdź ode mnie kobieto nieczysta!!! A kysz, a kysz!!! - Darł się chłopak.
- Alfie to tylko ja. Nie jestem kosmitą. - Powiedziała spokojnie Patricia.
- Pff... Bo uwierzę. Oni zawsze tak mówią. - Powiedział Alfie i zaczął tańczyć na środku pokoju jakiś dziwny taniec. Mający pewnie na celu przepędzenie sił nieczystych czytaj : kosmitów.
- Daj mu trochę czasu, dla niego to normalne. - Powiedziała niewzruszona wyczynami swojego chłopaka Amber.
- Dobra dokończmy zebranie. - Zarządził Fabian.
- Okey. - Dodali wszyscy niechętnie.
- Każdy z nas ma już swój amulet.
- Nie, bo został jeszcze jeden. - Powiedziałem.
- Ten z wizerunkiem byka. - Dodała Trixie.
- Ale nie wiemy do czego on służy, a w książce nie ma go opisanego. - Dołączyła się Nina.
- Mam pomysł. Schowajmy go na razie do tego otworu gdzie się one znajdowały. - Powiedziała Patt. Wstała, owinęła medalion w chustkę i włożyła do dziury.
- Co robimy teraz? - Spytała.
- Jest już późno, więc może pójdziemy się przespać, a jutro wrócimy tu i wejdziemy do tego tunelu? - Zaproponowała Nina. Wszyscy się z nią zgodziliśmy i ruszyliśmy w stronę wyjścia.




2 października


Z perspektywy Patricii


Obudziłam się obolała. Wyglądałam jak żywy trup. Ech... Dziś jest piątek. Jutro już sobota. Wystarczy przeżyć dzisiejszy dzień i iść spać. Szczęście, że muszę iść tylko do szkoły i nic więcej. No tak zapomniałam. Dziś mieliśmy się udać do tych korytarzy. Ja chyba to sobie daruję. Posiedzę w gabinecie R.F.S i będę się nudzić. Mi pasuje.
Niechętnie zwlekłam się z łóżka i ociężałym krokiem ruszyłam w kierunku łazienki. Stała tam Mara i Joy. Czyli muszę czekać. Świetnie. Amber pewnie zaś urządziła sobie krótką kąpiel. Czytaj od 30 min do 2 godz. Powlokłam się z powrotem do pokoju i położyłam się na łóżku. Muszę im w końcu powiedzieć o tym co wczoraj zobaczyłam. Powinni wiedzieć. Też są w to zamieszani. Tylko dlaczego ja? Nie mogła to być np. Joy? Ja nie chcę być tą Wybraną. Po co mi to? Moje życie i bez tego jest już pokręcone. Postanowiłam, że Sibunie powiem o tych wizjach jak sama to ogarnę. Wiem na pewno, że w tej drugiej wizji ta kobieta siedziała przy łóżeczku w moim pokoju. Chyba nachylała się nade mną. Kiedyś mi ona pomoże dokonać wyboru. Jakiego? Pomiędzy dobrem i złem? Jeszcze była mowa o jakimś znaku, który pojawi się kiedyś. Będę musiała poszukać o tym informacji i bibliotece. Spojrzałam na zegarek, była już 7.40. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Akurat z łazienki wychodziła Mara, więc od razu weszłam do pomieszczenia. Umyłam się, ubrałam w mundurek szkolny, wyprostowałam włosy, pomalowałam i wyszłam. Powolnym krokiem skierowałam się do jadalni. Tak myślałam. Wszyscy już poszli. Peszek. Będę sama jadła. Usiadłam przy stole i nalałam sobie soku i wzięłam do ręki naleśnika. Gdy zjadłam i już byłam przy drzwiach, z pokoju wypadł Eddie.
- Poczekaj! Pójdziemy razem. - Powiedział zdyszany.
- Spoko. Ale się pośpiesz, jesteśmy już spóźnieni.
- Dobrze. Tylko coś zjem. - I usiadł przy stole, a ja koło niego. Muszę przyznać, że wsunął sześć naleśników w bardzo, bardzo szybkim tempie. Wstaliśmy i ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Szliśmy powoli nie spiesząc się. Byłam jeszcze niedobudzona i trzęsłam się odrobinę. Ja nawet na to uwagi nie zwróciłam, ale Eddie chyba tak, bo objął mnie ramieniem. Nie strząsnęłam go. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Ale dziś jest ślicznie. Prawda? - Odezwałam się
- Ślicznie? Jest pięć na minusie, a ty mówisz, że jest ślicznie?! - Zapytał zdziwiony.
- Tak. - Zaśmiałam się. Byłam dziś w wyjątkowo dobrym humorze.
- Mogę zadać ci jedno pytanie? - Spytał podejrzliwie Eddie.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam nadal uśmiechając się.
- Dobrze. W takim razie. Coś ty dziś ćpała? I czy masz jeszcze tego trochę? - Trzepnęłam chłopaka.
- Bardzo śmieszne
- No bardzo śmieszne. - Zaczął mnie przedrzeźniać.
- Wiesz mam w pokoju jeszcze trochę marychy, po lekcjach mogę ci dać. - Dodałam śmiejąc się.
- Ochh!!! Wspaniale. Będę tak samo rąbnięty jak ty - Zaśmiał się.
- To do tego ci nie potrzeba prochów. - Teraz to on mnie trzepnął lekko w ramię. Dochodziliśmy już do szkoły. Było już 20 min. po dzwonku. Nie opłacało się iść na pierwszą lekcję. A może by tak pójść na wagary?
- Może darujemy sobie pierwszą lekcję i pójdziemy na wagary? - Zapytał chłopak.
- Wiesz, że pomyślałam o tym samym?
- Heh... Nie. Widocznie myślimy podobnie. To jak?
- Oczywiście. - Zawróciliśmy i powoli udaliśmy się w stronę biblioteki Frobisher'ów. Tan rozsiedliśmy się na kanapie i siedzieliśmy już jakiś czas, kiedy do głowy przyszła mi pewne pytanie.
- Nadal chcesz mieć ze mną Eleanor? - Zapytałam poważnym głosem.
- Zawsze i wszędzie. - Powiedział pewny siebie.
- Och. Czeka nas barwna przyszłość, ale nie licz, że to będzie imię naszej córki.
- Będzie.
- Nie! Nie będzie. Z resztą może nie będziemy razem. - Powiedziałam.
- Może nie. Nikt nie wie, jaka czeka nas droga przez życie. Raz będzie pod górkę, a raz z górki.
- Od kiedy ty mówisz jakieś filozoficzne brednie? - Spytałam zdziwiona.
- Nie mam pojęcia. Widocznie ty tak na mnie działasz
- To już więcej z tobą czasu nie spędzam!
- Jasne. Uwielbiasz mnie.
- Wcale nie.
- Nie kłam. Przy mnie twoje życie kwitnie.
- O co jeszcze? Ja cię wcale nie lubię.
- To w takim razie czemu ze mną siedzisz teraz tutaj? - Zapytał chłopak i popatrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. Zaczęłam się zastanawiać co mądrego odpowiedzieć. Nic nie przychodziło mi do głowy. A chłopak wciąż czekał na odpowiedź...


                                                                                                                  


Witajcie kochani!!! ;*
Mam nadzieję, że ktoś się za mną stęsknił xd Rozdział taki sobie, nie będę was zamęczać tym, że moim zdaniem jest okropny itp.
Dziękuję wam za komentarze pod ostatnim postem. Było ic
h naprawdę dużo i mam nadzieję, że pod tym też będzie mniej więcej tyle.
Muszę się wam pochwalić gdzie byłam na wycieczce. W LONDYNIE *.* I było zajebiście. W następnym roku szkoła prawdopodobnie organizuje wyjazd do Paryża. Trzeba będzie obowiązkowo jechać.
No to kończąc wróciłam więc rozdział pojawi się tak za 3/4 dni. Zależy od tego czy będę mieć wenę. Ale powiem wam, że już mam pomysł na pocałunek Peddie i bal! Ale do tego czasu zostało jeszcze duuuuuuużo czasu. Dodam tylko, że jedno z tych dwóch wydarzy się gdy dojdę w opowiadaniu do grudnia.
Za wszelkie błędy ortograficzne przepraszam, ale dodaję to na szybko i nie miałam czasu sparawdzać gramatyki
To chyba tyle.


Do następnej notki!

Stevie ;3

A i bym zapomniała dziękuje za ponad 8 tys, wejść ;****






niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 16

Rozdział 16


1 października


Z perspektywy Alfie'go



Dziś razem z Amber mieliśmy odebrać Victorowi księgę. Trochę się tego obawiałem. Amber miała odwrócić uwagę woźnego, a ja miałem zakraść się do gabinetu, wziąć i zwiewać czym prędzej. Wszystko niby proste, łatwe, ale jak Victor mnie nakryje to już po mnie. Mam nadzieje, że Amber da radę. Ciekawe czy za kradzież książki można wylecieć, ze szkoły?


Z perspektywy Amber

Siedziałam na lekcji historii i potwornie się nudziłam. Zostały 2 godziny do wcielenia mojego, sorki naszego planu w życie. Musimy odzyskać, wziąć, ukraść czy co tam tą książkę. Może być tam coś ważnego. Alfie te zadanie przyjął na poważnie. Oby mu się udało. Swoją drogą strasznie się pomieszało. Nie rozumiem o co tyle hałasu chodzi tylko o jakiś krzyż, a tu nagle tyle osób próbuje go zdobyć. Niestety my też jesteśmy w to wplątani. Echh... Musimy pomóc bogowi, który się zbuntował. Musimy, krzyż znaleźć przed Stowarzyszeniem, przed tym facetem który męczy Pati. Ta to ma życie. Cokolwiek w tej sprawie nie zrobi jej życie wisi na włosku. Z tego co zauważyłam, to nie poddaje się. Albo próbuje na to nie zwracać uwagi, albo jest naprawdę dobrą aktorką. Ja już dawno bym panikowałam i ogólnie chciała jak najszybciej znaleźć ten krzyż i mieć spokój, a ta tak spokojnie to przyjmuje. Jakby nie robiło to na niej różnicy. Ale może nie o to chodzi? Moim zdaniem nie przejmuje się tym wszystkim przez jedną osobę.... Mianowicie Eddie'go. Muszę ich wyswatać. Ale może nie jestem potrzebna, sami doskonale zmierzają w tym kierunku. Przed końcem roku na pewno będą razem
Te dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Siedziałam właśnie w pokoju i zastanawiałam się jak to rozegrać. Muszę zyskać dużo czasu, by Alfie zdążył się wkraść i wziąć książkę. Godzina 16.55. jeszcze 5 min i muszę zacząć odwracać uwagę Victora. Co by tu zrobić? Co by tu...?
- Victor!!! - Zaczęłam wołać. Wyszłam ze swojego pokoju i ruszyłam na poszukiwania woźnego, mimo, że dokładnie wiedziałam gdzie jest.
- Victor!!! Victor!!! - Darłam się. Ruszyłam w kierunku kuchni, był tam, naprawiał zlew. Mimo, że był zajęty, trzeba było mieć pewność, że nie wyjdzie z jakiegoś pomieszczenia i nie nakryje Alfie'go
- Victorze jesteś mi potrzebny!!!
- Nie widzisz, że jestem zajęty?
- Ale to jest bardzo,bardzo ważne. - Powiedziałam. Tonem mojego głosu, sama sobie bym uwierzyła, no ale ja jestem idealna... Ech...
- O co takiego ''ważnego'' chodzi?
- Musisz mi w czym pomóc w moim pokoju.
- No dobrze, ale na 5 min. - Oboje ruszyliśmy w kierunku mojego pokoju. Gdy wyszliśmy z kuchni spojrzałam w kierunku pokojów chłopców i kiwnęłam głową mojemu chłopakowi, który wychylał głowę zza drzwi pokoju swojego i Jeroma. Gdy byliśmy na górze, Alfie prawie wchodził po schodach. Razem z Victorem weszliśmy do mojego pokoju. No pięknie jest tu Patricia i Eddie.Takk... Ich tu brakowało. Spojrzeli na mnie tępym wzrokiem. Szczególnie Pati. zachciało mi się śmiać, no ale muszę grać w końcu jestem urodzoną aktorką.
- Otóż Victorze musisz mi pomóc.
- W czym?
- W.... - Zacięłam się. W czym?
- W wyborze ubrać na jutro. My nie umiemy się zdecydować. - Uratowała mnie Trixie
- No właśnie. Zastanawiałam się nad tym i tym. Który wybrać? - Wzięłam pierwsze lepsze sukienki i pokazałam je woźnemu z słodkim uśmiechem.
- Że jak?! Po to? Czy wy sobie żarty robicie?
- Nie skądże, z takich, rzeczy nie wolno żartować! - Oburzyłam się. Oczywiście udawałam.
- Dość tego. Macie szlaban do końca tygodnia. Będziecie po posiłkach sprzątać. - Świetnie, ale czego się nie zrobi dla Sibuny.
- My? - Zapytali Patricia i Eddie
- Owszem, cała wasza trójka. - Zostało już niewiele czasu, a Alfie miał mi wysłać sms'a jak wyjdzie z gabinetu Victora. Jeszcze nic mi nie przyszło. Wzięłam do ręki telefon. Nie chciał się włączyć. Wyładowany. Pięknie. I co teraz?
- Wracam do kuchni naprawić zlew. Jak byście mnie znowu potrzebowali mnie, to nie ma mnie w mieście. - Powiedział i wyszedł. Pobiegłam za nim. Wyprzedziłam go. I kawałek przed gabinetem stanęłam na drodze woźnemu.
- Kobieto z drogi! - Wykrzyczał zburzony.
- Nie, ponieważ... Chciałam się spytać, jakim szamponem myje pan włosy, są one takie błyszczące.
- No, cóż myję je, specjalnym szamponem mojej babci... Ale dość. Z drogi - Powiedział i wyminął mnie. Victor zatrzymał się przy wejściu do gabinetu, po chwili wszedł do niego. Oby Alfie'go już tam dawno nie było. Nie usłyszałam nic. Żadnego krzyku. Czyli chłopak zdążył już wyjść, oby z księgą.



Z perspektywy Alfie'go

No misję za 10 min. czas zacząć. Ubrałem się w specjalnie przygotowane ubranie na taki dzień, albo w razie ataku kosmitów. Czytaj : cały strój był barwy moro. Siedziałem w pokoju, i czekałem aż wybije wyznaczona godzina. Nagle do pokoju wszedł Eddie i Fabian.
- Siema i jak goto.... W co ty się odstrzeliłeś?! - Spytali niemal równocześnie.
- No co? To mój strój na misję. - Spojrzałem na siebie. - O rany. Ma plamę. Pójdę się przebrać.
- Nie! - Zawołali.
- Nie ma już czasu. - Powiedział Fabian. - Posiedzę tu chwilę z tobą, aż zaczniesz misję.
- Ok.
- A ja pójdę. Umówiłem się z Pat. Miała mi pomóc z zadaniem z maty. Do zobaczenie później. - Powiedział blondyn i wyszedł. Siedziałem chwilę z Fabianem, aż usłyszałem wołanie. Amber. Szukała Victora po całym domu, bo miała do niego "sprawę". Był w kuchni. Wychyliłem głowę zza drzwi od pokoju, moja dziewczyna wchodziła z woźnym na górę. Mrugnęła do mnie okiem. Pora wkroczyć do akcji. Skradałem się... jak ninja... Wszystko pięknie, super, ale po drodze na schody zahaczyłem o sarkofag stojący przy ścianie. Wszedłem po cichu na schody, gdy byłem przy gabinecie Victor'a zobaczyłem, że wchodzi o z Ambs do jej pokoju. Chwyciłem klamkę... Zamknięte. Wyciągnąłem z kieszeni wsuwkę, która wypadła kiedyś Amber z włosów i pokręciłem nią trochę w zamku. Po chwili usłyszałem chrząśnięcie. Drzwi się uchyliły. Wszedłem. Rozejrzałem się. Nigdzie tej księgi nie widziałem. Zacząłem przeszukiwać wszystkie szuflady i szafki. Wreszcie udało mi się. Leżała w szufladzie biurka na samym dnie. Usłyszałem, Victor'a już prawie wychodził z pokoju mojej dziewczyny. Wziąłem księgę i szybko uciekłem z gabinetu. Schodziłem już po schodach, gdy usłyszałem niedaleko głos Amber.
- ... Są one takie błyszczące. - Zachciało mi się śmiać, ale jednocześnie byłem przestraszony, że za chwilę mnie zauważy. Zabiegłem po schodach. Ukryłem się w sarkofagu, o który jeszcze nie tak dawno zahaczyłem. Zamknąłem się. Jak ja nienawidziłem ciasnych pomieszczeń. Miałem klaustrofobię. Usłyszałem zamykające się drzwi gabinetu i krok po schodach. Postanowiłem zrobić Amber kawał. Kiedy kroki były blisko miejsca mojej kryjówki wyskoczyłem.
- Aaaaaa.... Alfie zamorduję cię! - Krzyknęła Amber.
- Spokojnie. Pocieszę cię myślą, że mam tę księgę! - Szepnąłem. Unosząc do góry przedmiot.
- Dobra, zebranie Sibuny za 15 min, - Powiedziała Ambs i pobiegła w stronę pokoju, powiadomić dziewczyny, a ja ruszyłem w kierunku pokojów chłopców.




Z perspektywy Patricii

Zaraz po tym jak Alfie'mu udało się ukraść księgę cała Sibuna udała się przez sekretne przejście w kuchni do piwnicy. Swoją drogą ten dom jest naprawdę pełen magii i tajemnic. Ciekawe jak Robert Frobisher-Smythey udało się to wszystko ukryć. Totalna masakra. Jeszcze do niedawna wszystko było normalne. A teraz? Te wszystkie tajemnice, zagadki i tym podobne.
Wszyscy udaliśmy się do sekretnego pokoju. Victor chyba jeszcze był w swoim gabinecie, ale nie słyszeliśmy żadnego krzyku, wrzasku. Musiał jeszcze nie zajrzeć do szuflady. To dobrze. Gdy byliśmy już w środku Fabian wziął księgę do ręki i włożył w przeznaczone dla niej miejsce. Czekaliśmy chwilę...
- Nic się nie dzieje... - Powiedziałam.
- Właśnie - Dodał Eddie. Po chwili usłyszeliśmy jakieś chrząknięcie. Jak oparzeni obróciliśmy się w tamtym kierunku skąd dobiegł ten odgłos. Wydobywało się to z obrazu R.F.S. Obraz przesunął się ukazując naszym oczom otwór w ścianie. Niepewnie podeszłam.
- Nie! Czekaj! Ja to zrobię. - Powiedział Eddie, odciągając mnie od otworu.
- Dam radę. - Powiedziałam pewnym siebie głosem.
- Nie. Jak to będzie coś niebezpiecznego, nie możemy pozwolić by coś ci się stało. Jesteś nam potrzebna.
- Ty sam tego też nie zrobisz. Jak już to razem, albo wcale. - Powiedziałam i wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka. Chwycił ją. Nie patrzyłam w stronę Sibuny, ale mogłabym przysiąc aż Amber ma teraz podnietę i już widzi jak razem jesteśmy szczęśliwą Peddie. Ale obydwoje nie zwracaliśmy na nich uwagi. Wolnym krokiem podeszliśmy do otworu ( wciąż trzymając się za rękę ) Chłopak wyciągnął rękę i wsadził do dziury. Po chwili wyciągnął ją... Z siedmioma medalionami.
- Weźcie to ode mnie! - Powiedział i upuścił wszystkie na ziemię.

Gdy Eddie opuścił medaliony cała Sibuna zbliżyła się do nich. Chwyciłam jeden z nich i po paru sekundach wypuciłam go z ręki. Chwyciłam się za bolącą dłoń. To dziadostwo mnie poparzyło. Usiedliśmy wszyscy koło siebie tworząc koło. Pośrodku nas znajdowały się medaliony. Siedzieliśmy już tak jakiś czas nie wiedząc co zrobić. Jedyną osobą która coś robiła był Fabian. Szukał nie wiadomo czego w księgach. Wziął do ręki książkę z literą "F" i zaczął przeglądać. Po chwili zawołal
- Znalazłem!
- Co takiego?
- Tu pisze, że do każdej osoby dopasowany jest jeden medalion, z wizerunkiem boga egipskiego. Opisani są
tu bogowie, czyli musimy opis dopasować do danej osoby z Sibuny.
- Przeczytaj imiona bogów. - Powiedziała Nina
- No to tak jest : Anat, Baal, Izyda, Ozyrys, Thot, i jeszcze raz Izyda. No to teraz opisy. Anat :

 Bogini Anat cechuje się rozbudowaną osobowością
W swoim życiu spotkała się już z miłością
W jednym z aspektów jej osobowości
Jawi nam się bogini miłości
W innym jako wojowniczka,
Gdy broni swego dosięga wyznaczonego celu 

To oczywiste, że chodzi o mnie, - Krzyknęła Ambs. Fabian pokazał dziewczynie chyba wizerunek bogini, a ta przyjrzała się medalionom i wyciągnęła rękę po jeden z nich. Chwyciła go.
- I co? - Spytałam.
- Nic nie czuję, nic mnie nie parzy.
- Czyli ten należy do ciebie. - Powiedział Fabian, zadowolony z siebie. - Ok.Jedziemy dalej. Baal :


Bóg Baal w mitologii egipskiej bywa porywczy
Pełen zapału, bóg burzy i deszczu
Ukochany bogini Anat 
Wielki wojownik, walczący 
Między życiem, a śmiercią 
Władał wielką potęgą

Skoro mój ukochany, to to będzie Alfie - Odparła zadowolona z siebie Amber.
- Aleś ty jesteś mądrościowa - Odparł Eddie, za co Amber spiorunowała go wzrokiem. Roześmiałam się, cała reszta również. Amber wyglądała tak śmiesznie gdy się złościła.
- No dobra, koniec tego dobrego. Musimy dopasować jeszcze resztę do odpowiednich bogów. - Powiedział Fabian
- Chwila! - Wrzasnął Alfie. - Ja jeszcze nie wziąłem medalionu.
- To jest tamten. - Brunet wskazał na któryś z leżących na ziemi.
- Okey. - Powiedział Alfie i chwycił przedmiot. Nie powiedział nic, więc uznaliśmy, że ten do niego na pewno należy.
- Czytaj następny opis - Powiedziałam, chciałam ogólnie mieć to za sobą.
- No to Izyda :


Najważniejsza bogini z bogów egipskich
Izyda bogini płodności, opiekunka rodzin, siostra Ozyrysa
Przywróciła swojego męża do życia
Odgrywa bardzo ważną rolę w życiu Horusa
Jak również w odnalezieniu krzyża

- No to chodzi o Ninę - Powiedział Fabian.
- Albo o mnie. - Upomniałam się
- Albo o ciebie.
- I co teraz? - Spytała Nina
- Nie wiem. - Powiedział Fabian.
- Pokaż mi rysunek bogini. - Powiedziałam. Chłopak podał mi książkę. Zobaczyłam jak wyglądała Izyda i zaczęłam "wyszukiwać" wzrokiem medalionu z jej obliczem. Gdy znalazłam zauważyłam, że jest jeszcze jeden. Również z Izydą. No w sumie logiczne. Nas jest dwie. Tylko ten drugi medalion trochę się różnił. Na owym był na dodatek w tle namalowany jeszcze jakiś bóg. Ciekawe o co chodzi? Ale pewnie za niedługo się dowiem. Szturchnęłam Eddie'go.
- Zobacz. Na tych jest Izyda, ale jeden z nich się różni, jest tak jakby za nią w tle jeszcze jakiś bóg.
- Masz rację. Nie wygląda to dobrze. - Powiedzieliśmy o tym reszcie i zastanawialiśmy się który do której należy.
- Dobra zostawimy to na koniec. - Powiedziałam zrezygnowana. - Czytam dalej. - Powiedziałam i zaczęłam czytać. - Ozyrys :


Ozyrys przedstawiany jest jako bóg śmierci
Oraz odrodzonego życia
Wielki Sędzia Zmarłych
Poślubił Izydę, która poskładała jego części 
Gdy Seth go zabił
W naszych czasach wcieleniem Ozyrysa będzie 
Osirion, opiekun swojej wybawicielki

Zanim skończyłam czytać, Eddie który zaglądał mi przez ramię przyjrzał się portretowi boga i wziął do ręki medalion
- Ten jest mój.
- Jak myślicie o co chodzi z tym "Poślubił Izydę" ? - Spytałam.
- Jak samo słowo wskazuje "poślubił" ją. Czyli ożenił się z nią. Zostali małżeństwem. - Powiedział Fabian.
- Czyli co jedna z nas, będzie w przyszłości żoną Eddie'go? - Spytałam zniechęcona.
- Chyba tak. Wszystko jest możliwe. Przecież to, że w mitologi pobrali się nie znaczy, że któraś z was będzie jego żoną. - Powiedział przestraszony już Fabian. Pewnie już wyobraził sobie Ninę i Eddie'go jako małżeństwo. Heheh... Chwila! Jak nie Nina to ja będę jego żoną! O holender! Ja i Eddie? Razem? To chyba niemożliwe. Wyobraziłam sobie siebie z chłopakiem za 10 lat. Siedzieliśmy razem na kanapie, a ja trzymałam na rękach małe dziecko. Dziecko?! Będziemy jeszcze mieć dziecko?! Otrząsnęłam się, by wyrzucić z głowy ten widok.
- Co ci jest? - Spytał Eddie.
- Nic, po prostu wyobraziłam sobie coś.
- Nie powiesz mi, że nie chcesz mieć ze mną rodziny? - Spytał Eddie.
- Nie no skąd, wprost marzę o tym. - Parsknęłam.
- Ja również. Już mam imię dla naszej córeczki. - Powiedział z uśmiechem na ustach.
- Jakie?
- Eleanor
- Może być, ale moim zdaniem lepsze jest Sophie lub Stephanie
- Nie bo Eleanor
- Sophie
- Eleanor
- Sophie. Zaraz. My nie będziemy mieli dzieci! Nawet nie będziemy razem!
- Mów jak chcesz, ale jak kiedyś będziemy razem i będziemy mieli dziewczynkę będzie to Eleanor. - Powiedział Eddie
- Idiota. Dlatego nie będziemy razem
- Gaduła. - Powiedział. Mimo to że mnie te przezwisko wkurza, uśmiechnęłam się. Spojrzeliśmy w stronę Sibuny. Patrzeli się na nas jak na dwójkę umysłowo chorych ludzi. Dopiero teraz do nas dotarło o co my się tak na prawdę kłócimy i zaczęliśmy się z siebie śmiać.
- Czytamy dalej. - Powiedziała Nina i wyrwała z mojej ręki księgę. Podała ją Fabianowi. - Thot :

Thot - egipski bóg Księżyca i patron mądrości
Jego głowa jest pełna ważnych informacji 
Uważa się, że wynalazł pismo egipskie - hieroglify
Nauczył wielu przydatnych rzeczy Izydę
Pomagał przy zmartwychwstaniu Ozyrysa
W naszych czasach uosobieniem Thot'a
 Będzie osoba o ponadprzeciętnym umyśle

- To chyba jedno z najłatwiejszych. Chodzi o Fabiana - Obwieściła chwaląc się swoją mądrością Amber.
- Nie no co ty nie powiesz? - Powiedziałam z sarkazmem
- No. Widzisz jaka jestem mądrościowa? - Uśmiechnęła się promiennie. Nie miałam serca jej rozczarowywać więc potwierdziłam. W tym czasie Fabian wziął do ręki swój medalion. Na ziemi zostały jeszcze trzy. Dwa z Izydą i jeden z jakąś postacią której nie kojarzyłam.
- Fabian czytaj ten drugi opis Izydy. - Poleciła chłopakowi Nina.
- Izyda :


Izyda - za to, że ocaliła Ozyrysa
Jej życie zamieniło się w piekło.
Set postanowił zemścić się na bogini
Za uzdrowienie jego wroga.
Razem z bogiem śmierci - Mot'em 
Pragną przejąć władzę nad światem
Potrzeba im jest do tego osoba która jest uosobieniem
Bogini - Nie ta pierwsza, lecz druga
O jej duszę będą zmagać się dwie siły 
Dobro i zło, światło i ciemność.
Los jej już jest przesądzony

- No czyli wiadomo, że w tym chodzi o mnie. - Powiedziałam z pretensjami w głosie. - Czyli co mój los jest już przesądzony? Będę zła? Dobra? Zginę?
- Nie wiem. - Powiedział Fabian. - Za niedługo się przekonamy.
- Świetnie. - Prychnęłam pogardliwie. Nina chwyciła medalion z samą Izydą. Nic się nie stało. Nie poparzył jej. Przyszła kolej na mnie. Wyciągnęłam rękę w kierunku mojego medalionu i zawahałam się. Może się coś stać. No trudno trzeba zaryzykować. Chwyciłam medalion do ręki i ....


                                                                                        

I jak się podobał? Wyszedł w miarę długi. Postanowiłam połączyć dwa rozdziały w jeden, żeby wynagrodzić wam moją 5 dniową nieobecność.
Amber chce myć włosy tym samym szamponem, co Victor, a Eddie planuje wspólne życie z Trixie. Echhh... To takie słodkie xd Za te opisy bogów bardzo przepraszam, bo w ogóle nie wyszły i nie jestem z nich zadowolona.
W sobotę czy niedzielę. Przeczytam wszystkie dodane przez was rozdziały i skomentuję. Miałabym prośbę bodajże 15.05  Regine dodaje notkę na http://infinity-projects.blogspot.com zamówiłam u niej szablon i nie będę miała go jak odebrać. Napisałam do niej na e-maila, ale mi nie odpowiedziała. Poinformował by ją ktoś, że mnie nie będzie i w sobotę pobiorę szablon i wstawię go na bloga? Byłabym bardzo wdzięczna.
Mam nadzieję, że ten rozdział skomentuje dużo osób, bo ostatni skomentowało mniej, niż wcześniej.

No to do napisania.

Stevie ;3



środa, 8 maja 2013

Rozdział 15

Rozdział 15


28 września



Z perspektywy Patricii



Zaczęła się typowa jesień. Liście poczerwieniały, po brązowiały niektóre zaczęły już opadać z drzew. Wszystkie kwiatki uschły, ale mimo to na dworze było bardzo kolorowo. Niestety temperatura powietrza drastycznie malała. Trzeba było zacząć nosić już jesienne kurtki. W sumie lubiłam jesień. Te chodzenie po lesie po suchych liściach. Podziwianie jak jest na około pięknie. To jest coś wspaniałego. Szczerze mówiąc, ja wszędzie dostrzegam piękno. Mimo, że po mnie tego nie widać. Ale ja uwielbiam podziwiać wszystkie wspaniałe rzeczy. Również uwielbiam podróżować. W przyszłości chciałabym zobaczyć te wszystkie niesamowite miejsca, co oglądam na zdjęciach. To moje marzenie. Mam już wybraną listę co na razie chcę zobaczyć. Jest tego dużo, a co chwilę do chodzą do tego nowe miejsca.

Od "rozmowy" z Setem minął już jakiś tydzień, a sprawy nie mają się dobrze. Oprócz tego, że znaleźliśmy mapę, co jest jak na razie dużym plusem to ciągle stoimy w miejscu. Baa... Mało tego, że stoimy w miejscu na dodatek doszło nam nawet jeszcze więcej problemów. Nadal musimy znaleźć księgę z inicjałem "S" oraz zaproszenia do tuneli, to jeszcze w szukaniu krzyża musimy pomóc bogowi egipskiemu, który prawdopodobnie się zbuntował, Boże jak to brzmi, ale że też nie miął nic ciekawszego do roboty. Echh... Mniejsza z tym. To musimy uprzedzić przed tym Stowarzyszenie do którego należy Victor, pan Sweet i panna Jenkins oraz jakiegoś faceta, który chodzi koło naszego domu i śledzi nas. W sumie Sibuna nie ma się tak źle, ja mam się o wiele gorzej. To całe Stowarzyszenie obserwuje mnie, bo chcą się upewnić czy ja jestem drugą Wybraną czy nie, to jeszcze ten facet, też chce mi jakoś zagrozić. Set to już wszystkich przebił, przy naszym "spotkaniu" w bibliotece, zaczął mnie dusić. Ledwo to przeżyłam.
Wracając do mapy. Fabian rozszyfrował, że to są tunele za sekretnym gabinetem Roberta Frobisher- Smythey'a, a zaczynają się tam, gdzie ja straciłam wzrok. Prawdopodobnie musimy przejść te zadania, by dotrzeć do krzyża Ankh. Zapowiada się ciekawie do końca roku szkolnego. No, a zostało jeszcze dużo czasu

Wracałam właśnie ze szkoły. Byłam potwornie zmęczona. Ostatnio nie sypiam dobrze. Niestety. Szłam po schodach w domu Anubisa na pierwsze piętro z zamiarem pójścia do mojego pokoju. I kiedy byłam już koło drzwi od gabinetu Victora, te otworzyły się i wyszedł z nich właściciel domu. Ja oczywiście nieprzytomna nawet go nie zauważyłam i po chwili.... Pewnie domyślacie się. Tak. Tak, zderzyłam się z Victorem. Możecie się śmiać. Mężczyzna trzymał w ręce jakąś książkę i gdy się ze mną zderzył ta wypadła mu z ręki i spadł na podłogę okładką do góry.
- Przepraszam! Jestem dziś nie przytomna - Powiedziałam i sięgnęłam po książkę, by podnieść ją i oddać właścicielowi. Gdy się schyliłam, na grzbiecie książki zobaczyłam...
- Co się tak zapatrzyłaś? Proszę oddać mi tą książkę i patrzeć następnym razem gdzie się łazi! - Powiedział Victor... To była TA książka. TA książka z inicjałem ''S''. TA która była nam potrzebna. Niechętnie oddałam ją Victorowi i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Wpadłam i stanęłam wryta. W moim i Amber pokoju znajdowały się osoby, którym chciałam powiedzieć o całym zajściu sprzed 2 min.
- Trixie gdzieś ty się szlajała? Zaczynaliśmy się martwić. - Powiedział Alfie.
- Nigdzie. Miałam jeszcze coś do zrobienia w szkole, nie uwierzycie, co znalazłam...
- Nie teraz! Mamy parę spraw do omówienia. - Powiedział Fabian. Już z mniejszym entuzjazmem niż przed chwilą usiadłam koło Eddiego, który siedział na moim łóżku.
- Co znalazłaś? - Szepnął do mnie
- Książkę z inicjałem ''S" - Ja również szepnęłam.
- Trzeba reszcie to powiedzieć.
- Jakoś nie wydaje mi się by byli zainteresowani tą wiadomością. - Powiedziałam i spojrzałam w kierunku przyjaciół. Byli pochłonięci mało ważną sprawą. Znudzona zaczęłam bawić się kawałkiem koszuli Eddiego. Po jakiś 10 min. Eddie postanowił przejąć inicjatywę.
- Cisza! - Wykrzyczał.
- Co? - Wszyscy zwrócili się w naszą stronę.
- Pat chciała wam coś powiedzieć.
- No mów - Powiedziała Amber.
- Chciałam wam powiedzieć. Że wiem gdzie jest książka z inicjałem ''S'', ale was to za bardzo nie interesuje.
- Żartujesz? - Spytała Amber.
-  Gdzie jest? Czemu jej nie przyniosłaś? - Spytał Fabian
- No i właśnie tu zaczyna się problem. - Powiedziałam
- Czyli? - Spytała Nina
- Książka jest u Victora. Gdy szłam teraz do pokoju, Victor wyszedł z książką w ręce. Przez przypadek zderzyłam się z nim i gdy podnosiłam przedmiot zauważyłam "S"
- Może to jakaś inna - Powiedział Fabian z nadzieją.
- Serio? Myślisz, że ile będzie takich samych książek z literą "S"?
- No nie wiem.
- No właśnie. To jest na pewno ta. Macie jakieś pomysły jak ją zdobyć?
- Nie... - Odpowiedzieli wszyscy równocześnie. Pięknie. Coś tego nie widzę, żebyśmy ruszyli się z miejsca. Ehhh... To będzie koniec. Siedzieliśmy już jakiś czas w ciszy. Każdy zastanawiał się jak zdobyć książkę. Niestety, kompletnie nic nie przychodziło nam do głowy. Męczyła mnie już ta ciągła cisza.
- Wiecie co ja idę do kuchni po coś do jedzenia i picia. - Powiedziałam i ruszyłam w kierunku kuchni.


Pewien mężczyzna ubrany w czarną bluzę chodził pod domem Anubisa. Gdy młodzież była w szkole założył podsłuch koło drzwi pokoju pewnych dziewczyn. Mężczyzna wszedł do środka budynku z zamiarem zrobienia czegoś jednej z uczennic. Niestety, gdy zbliżał się do schodów prowadzących do pokojów płci pięknej usłyszał otwierające się drzwi. Szybko pobiegł do kuchni, wziął kartkę leżącą na stole i marker i zaczął szybko pisać. Gdy usłyszał, że ktoś jest już blisko, włożył kartkę do lodówki i uciekł przez tylne drzwi. Wiedział, że to była ONA. Dziewczyna potrzebna mu do zdobycia nieśmiertelności, niestety, nie mógł jej porwać, gdy wszyscy byli w domu Anubisa. Innym razem... Pomyślał.

Z perspektywy Patricii

Głodna i zmęczona zeszłam po schodach i ruszyłam w kierunku kuchni. Chciałam odpocząć. Niestety wszyscy siedzieli u mnie i u Amber w pokoju i myśleli jak wziąć książkę Victorowi. Miałam już tego dość. Sibuna nawet nie umiała znaleźć tej książki, a teraz nawet nie umieją nic wymyślić. Weszłam do kuchni i zatrzymałam się. Co by tu wziąć? Może Trudy zostawiła jakieś ciasto w lodówce. Otworzyłam przedmiot i przy kawałku ciasta zauważyłam jakąś kartkę. Wzięłam ją do ręki i rozwinęłam.

,,  Obserwuję Cię. Uważaj, bo w najmniej oczekiwanym momencie może przydarzyć ci się coś złego 
R.Z ''

Rozejrzałam się dookoła, by sprawdzić czy nikogo nie ma. Nikogo oprócz mnie nie było w kuchni. Od kogo była ta kartka? Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam jakąś postać w ciemnym kapturze stojącą niedaleko lasu. Krzyknęłam. Po chwili do pokoju wpadła cała Sibuna i reszta domu Anubisa z Victorem i Trudy. Szybko schowałam do kieszeni kartkę. I już zastanawiałam się co powiedzieć.
- Co się stało? - Spytał Victor
- Co się stało?... - Nie wiedziałam co powiedzieć. - ... Widziałam szczura! Takiego wielkiego! Pobiegł w tamtym kierunku! - Powiedziałam i pokazałam palcem w kierunku szafek.
- Aaaaaaa!!! Szczur!!!!! Victorze łap go!!!! - Zaczęła krzyczeć Amber i wskoczyła Alfie'mu w ramiona. Chłopak uśmiechnął się sam do siebie. Pięknie Amber, załatwiłaś sprawę za mnie. Byłam jej bardzo wdzięczna.
- Mogę już iść? Ja się panicznie boję szczurów - Powiedziałam, udając przerażoną, i starając się jednocześnie nie wybuchnąć śmiechem.
- Oczywiście - Powiedziała Trudy. A ja wraz z pozostałymi osobami ruszyliśmy w kierunku pokojów. Z tym wyjątkiem, że ja z Sibuną skierowaliśmy się do mojego i Amber pokoju. Jeszcze raz spojrzałam za okno. Nie było już tej postaci. Jeden plus. Gdy usiedliśmy tak ja poprzednio Nina spytała się mnie.
- Co się stało tak na prawdę? Przecież nie krzyczałaś tak z powodu jakiegoś szczura.
- Masz rację - Przyznałam. No cóż oni muszą o tym wiedzieć. No przynajmniej jedna osoba musi o tym wiedzieć. Domyślcie się kto. Ale znając życie już się domyśliliście. - Gdy zeszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, a tam znalazłam to. - Powiedziałam i wyciągnęłam kartkę.
- Co to? - Spytał zainteresowany Eddie.
- Sam zobacz. - Powiedziałam do niego i podałam mu kartkę. Gdy to zobaczył wkurzył się i to trochę mocno, za to Sibuna wyglądała na przestraszonych.
- Nie dość, że jeszcze była ta kartka to jak spojrzałam przez okno, to zobaczyłam jakąś postać koło lasu. - Popatrzyłam na Eddiego.
- Myślisz o tym samym co ja? - Spytał
- Tak. - Powiedziałam. Oboje pomyśleliśmy o tym mężczyźnie którego zobaczyliśmy wtedy w lesie. - A tak w ogóle zmieniając temat wymyśliliście coś?
- Tak. - Powiedziała Nina.
- Co?
- Wspólnie uzgodniliśmy, że Amber i Alfie zajmą się zdobyciem księgi.
- Jak?
- Amber poudaje coś, po narzeka Victorowi, a Alfie w tym czasie wejdzie do jego gabinetu i weźmie książkę.
- Kiedy macie zamiar to zrobić?
- Myślę że za 3 dni, żeby ta sprawa ze "szczurem" ucichła.
- Ok. - Powiedziałam i oparłam głowę na ramieniu Eddiego. Oczywiście Amber zaraz uśmiechnęła się do nas i wiem co miała na myśli. Jednak, ja nie miałam siły by się z nią kłócić. Gdy reszta dopracowywała swój plan, ja z Eddiem siedzieliśmy cicho. Ja wsłuchiwałam się w bicie serca chłopaka, a on natomiast bawił się moimi włosami. Po paru minutach, moje powieki stały się coraz cięższe, a serce zwolniło trochę. Głosy moich przyjaciół z każdą chwilą cichły. Po chwili zasnęłam.


                                                                                          

Szczerze mówiąc strasznie długo męczyłam się z tym rozdziałem. Nie miałam w ogóle na niego pomysłu. Nawet po napisaniu nie jestem z niego zadowolona. ;c Mam nadzieję, że wy macie inne zdanie ;)

OGŁOSZENIA PARAFIALNEEEEE!!! :

POOOOOOOOOOO PIERWSZE : Zachęcam was do zadawania pytań postacią, ponieważ nudzi mi się i chętnie popytałabym się niektórych mieszkańców domu Anubisa o róże sprawy

POOOO DRUGIE : Mam trochę smutne wieści. W następnym tygodniu nie pojawi się notka od pon-pt. Może dopiero zjawić się w sobotę lub niedzielę. Już wyjaśniam. Rozdział 16 dodam w niedzielę, a potem, albo moja siostra doda za mnie next, albo ja sama go wstawię w sob/niedz. Niestety przez następny tydzień nie będę miała jak wstawić, ponieważ jadę na wycieczkę szkolną na 5 dni. Ale nie smutajcie się ( I tak wątpię, że jakieś osoby dotknęła ta wiadomość ) postaram się po powrocie jakoś to wynagrodzić.

No to tyle Paaa

Stevie ;3

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 14

Rozdział 14


Rozdziału 14 nie miało być dzisiaj, ale cóż znajcie moją dobroć... xd Nie przedłużając. Przed wami 14 rozdział :




Z perspektywy Eddiego


- Nic tylko niepotrzebne osoby zginą. - Powiedział Set i chwycił Patricię za gardło. Odpłynął z nią kawałek od nas, by nikt nie mógł jej chwycić i odciągnąć od niego. Zaczął dziewczynę dusić.
- Puść ją! - Zacząłem krzyczeć. Chciałem do niej podbiec, ale Fabian mnie chwycił. To wszystko było przez niego. Przez niego Pati mogła za chwilę zginąć.
- Dlaczego mam ją puścić? Czy przypadkiem ona dziś nie mówiła cytuję : ,, A najwyżej zginę. (...) Mogę zginąć " - Powiedział bóg śmiejąc się chytrze. Chciałem coś zrobić, uratować ją. Set coraz bardziej zaciskał rękę na gardle dziewczyny. Miała coraz mniej powietrza.
- Nie rób nic pochopnego. - Powiedział spokojnie Fabian.
- Łatwo Ci mówić, to nie Nina jest w niebezpieczeństwie - Syknąłem. Nie wiedziałem co zrobić.
- Zastanówcie się. Albo znajdziecie krzyż Ankh i przyniesiecie go mi, albo teraz druga Wybrana zginie. - Fabian! Musimy coś zrobić! - Powiedziałem zły w stronę chłopaka.
- Nie! Nie możemy znaleźć tego krzyża. Nie wiemy po co mu on!
- No to co? On zaraz udusi Patricie!
- Tik tak. Dziewczyna ma coraz mniej powietrza. - Popatrzyłem w stronę dziewczyny. Ledwo jeszcze oddychała. Po pobladłej twarzy zaczęły spływać łzy.
- Fabian!
- Po co ci ten krzyż? - Spytał zdenerwowany Fabian
- A to już moja sprawa.
 - Dobrze znajdziemy go dla ciebie! - Krzyknęła Amber.
- Jedyna mądra osoba!
 - Amber co ty odwalasz? - Spytał Fabian.
- To przez co wy nie umiecie dojść do porozumienia!
- Nie wiesz co robisz!
- Trudno. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Znajdziemy ten krzyż dla ciebie, pod jednym warunkiem, dasz nam więcej czasu. - Zwróciła się do boga.
- Ty mi stawiasz warunki? Znajdziecie krzyż, albo ona zginie.
- No dobrze, ale jak się nie wyrobimy to kto to zrobi? Będziesz musiał znaleźć kogoś innego do roboty - Powiedziała Nina.
- Masz niestety racje... Dobrze. Ostatecznie daję wam czas do końca czerwca. Ale to moja ostatnia zmiana! - Powiedział Set i zniknął,a razem z nim cała mgła. Spojrzałem w tamto miejsce, gdzie przed chwilą był bóg. Teraz była tam Trixie, która słaba upadła,. Podbiegłem do niej i podtrzymałem. Nadal była blada i roztrzęsiona, dodatkowo łapczywie łapała powietrze. Chwyciłem ją i zaprowadziłem do kanapy stojącej pod oknem. Pomogłem jej usiąść. Gdy usiedliśmy dziewczyna przytuliła się do mnie i łzy zaczęły płynąć jej po policzkach. Ja również ją przytuliłem i jedną ręką zacząłem gładzić po włosach i powtarzać, że wszystko będzie dobrze.Spojrzałem w stronę Sibuny. Stali w tym samym miejscu co przedtem i nie wiedzieli co zrobić. Kiwnąłem im głową w stronę drzwi. Po chwili już ich nie było. Siedziałem tak z Pati i ją pocieszałem. Długo trwało, zanim dziewczyna w miarę uspokoiła się. Gdy już czuła się lepiej podniosła się i rozejrzała po pomieszczeniu.
- Gdzie reszta?
- Poszli już do domu Anubisa jakieś półtorej godziny temu.
- Tak długo tu siedzimy? - Spytała zdziwiona.
- No tak... Tak długo płakałaś. - Uśmiechnąłem się
- Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?
- Nie. Oświeć mnie.
- Że cała ta Sibuna. Nic nie zrobiła, gdy Set zaczął mnie dusić. Tylko ty chciałeś działać.
- Niby tak, ale tak jakby jednak Amber dała oficjalną odpowiedź.
- No tak, ale gdyby nie Fabian, ty byś to zrobił wcześniej.
- Tak. Nie mogłem na to patrzeć. Jeszcze jak przypomni mi się.... - Zaciąłem się.
- Co???
- Nic takiego.
- Powiedz!
- No dobrze - Powiedziałem zrezygnowany. - Jeszcze jak przypomni mi się jedna z moich wizji.
- Jaka?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Chcę powiedz.
- Nie chcesz.
- Chcę proszę. - Łał mocno chciała wiedzieć o czym była ta wizja, aż poprosiła. Postanowiłem jej mimo wszystko powiedzieć.
- Otóż jak siedzieliśmy razem w kozie miałem wizję.
- To było wtedy, jak ci powiedziałam, że wyglądałeś jakbyś odpłynął?
- Tak to było wtedy. Przez przypadek dotknąłem, kawałka twojej marynarki, który zaczepił się o moją ławkę i wtedy tak jakby "przeniosłem" się do jakiegoś pokoju. Stałaś tam ty.
- I co było dalej?
- Stałaś tam ty. Cała posiniaczona, wychudzona, zakrwawiona. Po chwili usłyszałem głos. Był to głos Seta. O tym dowiedziałem się dziś. Mówił, że czas już się skończył. I mamy przynieść mu maskę. Ty błagałaś, o trochę więcej czasu, ale on nie chciał się zgodzić. Po chwili on chwycił cię za gardło, tak jak dzisiaj i zaczął cię dusić - Dokończyłem moją wizję na jednym wydechu. Teraz oczekiwałem reakcji dziewczyny. Trixie nic nie powiedziała tylko wpatrywała się w jakiś odległy punkt. Zacząłem się niecierpliwić.
- Powiesz coś? - Spytałem.
- Dlaczego dopiero teraz o tym mówisz?
- Chyba dlatego, że zapomniałem później o tym, i dlatego, że chciałem to wypchać z mojego umysłu.
- Dlaczego?
- Ponieważ wyglądałaś tam strasznie. I nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że jak nie znajdziemy maski będziesz tak wyglądać
- Jak myślisz spełni się to?- Mam nadzieję, że nie w końcu mamy więcej czasu. Nie dopuścimy do tego.
- Dzięki. Wracajmy już. Zaczną się niepokoić.
- Ok - Powiedziałem i oboje ruszyliśmy w stronę wyjścia. Pati lekko się chwiała, więc chwyciłem jej dłoń, by w razie czego ją podtrzymać. Uśmiechnęła się od mnie. Miała bardzo ładny uśmiech. Taki szczery. Szliśmy w milczeniu, mimo to nie przeszkadzała nam cisza. Po chwili usłyszeliśmy za sobą kroki. Obydwoje gwałtownie obróciliśmy się. Parędziesiąt metrów za nami stał mężczyzna. TEN mężczyzna, którego widzieliśmy w czasie burzy przez okno. Staliśmy niepewni co zamierza zrobić. Facet zaczął się oddalać, a ja puściłem Patricię i pobiegłem za nim. Miałem nadzieję, że go dogonię. Niestety. Gdy dotarłem do miejsca, gdzie jeszcze niedawno stał mężczyzna, zobaczyłem, że owy człowiek jest już daleko i nie dam rady go dogonić. Spojrzałem na ziemię. Leżał tam kawałem kartki. Podniosłem go i otworzyłem. Były tam notatki powiązane z naszym dzisiejszym spotkaniem, typu : ,, Znaleźć krzyż Ankh, za pomocą bachorów"  ,, Uprzedzić Stowarzyszenie",, Wybraną jest dziewczyna w ciemnych włosach",, Zbliżyć się do Wybranej i w odpowiednim momencie zaatakować " ,, Zyskać nieśmiertelność ". Czytałem tą kartkę parę razy,i z każdą chwilą narastał we mnie gniew. Kiedy podeszła do mnie Pati, początkowo nie zauważyłem jej, zajęty swoimi myślami. I planowaniem tego, jak obronić Gadułę. Dziewczyna delikatnie położyła rękę na moim ramieniu. Wiedziałem, że przeczytała już tą kartkę.
- Eddie nie przejmuj się tym. Damy radę. - Powiedziała opanowanym i spokojnym głosem
.- Jak się nie przejmować?! Jesteś w niebezpieczeństwie! A Sibuna ma to ogólnie gdzieś! - Krzyknąłem, na co dziewczyna wzdrygnęła się lekko. Widziałem w jej oczach, że ona bardziej tym się przejmuje niż ja, ale chyba próbowała mnie uspokoić. - Sorki.
- Spoko. Rozumiem Cię, też jestem wkurzona. No ale cóż co możemy teraz zrobić? 
- Pogadać z Sibuną i powiedzieć im o tym.
- Czyli o czym konkretnie? Oni się za bardzo tym nie przejmują
- Musimy im powiedzieć, że i Ciebie i krzyża szukają trzy... Nie wiem jak to określić... Mniejsza z tym... Szuka się i krzyża Ankh : Stowarzyszenie Victora, bóg Set i ten facet. 
- Musimy ich uprzedzić w znalezieniu krzyża. Cały czas jest mowa o zyskaniu nieśmiertelności - Powiedziała Pati.
- Musimy zdecydowanie pogadać z resztą. Chodź wracajmy już. - Dodałem i znowu chwyciłem Gadułę za rękę i oboje ruszyliśmy w stronę domu Anubisa. 



                                                                                 


I na tym drodzy czytelnicy kończymy rozdział 14. Sorki, że tak późno, ale wcale nie miałam go dziś wstawiać. Niestety, coś mnie podkusiło. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Mam nadzieję, że wam się podobał. Ja niestety przyznam, że ta notka nie należy do moich ulubionych. Komentujcie jak fatalne to wyszło.
Znacie kogoś kto mógłby mi zrobić szablon na bloga z Pat i Eddie'm? Kogoś ko by przyjął moje zamówienie, ale kogoś kto by zrobił naprawdę ładny szablon xd. Jeśli tak to piszcie.

Do następnej notki

Stevie ;3

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 13

Rozdział 13




Z perspektywy Patricii.



- No to jest jeszcze jakaś sprawa? - Spytał Fabian...
- W sumie to tak... - Powiedział niepewny Alfie.
- To mów! - Krzyknęliśmy wszyscy.
- Bo wczoraj, jak Fabian wysłał mnie bym powiedział dziewczyną, że rano ma się odbyć spotkanie Sibuny...
- Nie przyszedłeś do nas. - Powiedziała Nina
- No właśnie do tego zmierzam! Wtedy, gdy szedłem po schodach usłyszałem rozmowę dochodzącą z gabinetu Victora. Był tam pan Sweet i panna Jenkins. - Spojrzałam na Eddiego. Wydawało mi się jakby minimalnie pobladł. Ale pewnie wydawało mi się.
- O czym rozmawiali? - Spytał Eddie.
- Rozmawiali o tym, że Victor znalazł w jakiejś książce coś bardzo przydatnego dla ich Stowarzyszenia. Są w nim na razie on, Sweet i Jenkins. Zacytował czegoś fragment.
- Co to był za fragment? - Spytał podekscytowany Fabian.
- To szło jakoś tak : ,, Po wielu latach przyjdzie, Nie pierwsza, lecz druga będzie zbawieniem, ku nieśmiertelności ocaleniem. Znajdziesz ją znajdziesz skarb " . Wiedzą, że chodzi o drugą Wybraną. A dokładniej przypuszczają tak. - Powiedział Alfie, a wszyscy zwrócili spojrzenia w moją stronę.
- Co zamierzają zrobić? - Spytałam, mimowolnie drżącym głosem.
- Na razie chyba nic. Podejrzewają, że to jesteś ty, ale nie mają 100% pewności.
- I co porwą ją? Tak samo jak Joy? - Zdenerwował się Eddie.
- Raczej nie, ale rozważają taka możliwość. Na razie chyba będą tylko Pati obserwować. Oni nawet nie wiedzą, że Nina jest Wybraną.
- Chociaż tyle dobrze. - Stwierdził Fabian.
- Dobrze? Ciebie pogięło?! Oni będą mnie obserwować i mogą w każdej chwili mnie porwać. Skoro wam nie jestem potrzebna, to może od razu pójdę do nich i powiem, że mają rację, że ja jestem drugą Wybraną i że mam to gdzieś czy mnie porwą czy nie - Zaczęłam się irytować. Fabian to tak spokojnie mówił, jakby nie było czym się
przejmować. Ale to nie on był w niebezpieczeństwie. - W sumie co szkodzi? Beze mnie raczej nic nie zrobicie, bo jestem wam potrzebna. A najwyżej ja później zginę, jak wróży mi moją przyszłość jakiś posrany egipski cholerny bóg. Noł problem. Mogę zginąć! - Zaczynałam już prawie krzyczeć.
- Gaduło. Uspokój się. Dobrze wiesz, że nie dopóścimy do tego by coś ci się stało... - Powiedział Eddie głośno - ... Ja nie dopuszcze - Dodał już po cichu do siebie, ale nie na tyle cicho, bo go usłyszałam. Zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu.
- No dobra... Sorki - Bąknęłam.
- No to skończmy na tym spotkanie, bo już jestem głodny. - Powiedział jak zwykle Alfie.
- A kiedy ty nie jesteś głodny? . Spytała jego dziewczyna.
- Ok. Ale zaraz po lekcjach idziemy do domu na obiad, a potem idziemy wszyscy bez wyjątków do biblioteki Frobisherów. Ok? - Spytał Fabian.
- Ok - Odpowiedzieliśmy wszyscy.
- Sibuna?
- Sibuna - I ruszyliśmy w stronę stołówki coś zjeść, a potem do sali lekcyjnej.



****



Po skończonych nareszcie lekcjach wszyscy z domu Anubisa udali się na obiad. Trudy zrobiła pierogi ruskie. Moje ulubione. No cóż szczerze przyznam, że dziś na obiedzie zamieniłam się w Alfiego. W sumie to on zjadł nawet mniej niż ja, ale cóż poradzić ja kocham pierogii ruskie. Siedziałabym w kuchni jeszcze dłużej gdyby nie Fabian, który zaczął mnie poganiać na spotkanie w bibliotece. Niechętnie wstałam i poszłam wolnym krokiem w stronę mojego pokoju po kurtkę. Gdy zeszłam przy drzwiach stały tylko Amber i Nina.
- No pośpiesz się! - powiedziała Nina
- Ejj. No przecież mamy czas.
- Chłopaki już poszli. Powiedzieli, że może uda im się znaleźć coś ciekawego. - Dodała Amber i ruszyłyśmy w stronę biblioteki na wzgórzu. Gdy próbowałyśmy otworzyć drzwi, te nie chciały ani drgnąć. Siłowałyśmy się z nimi jakiś czas kiedy wreszcie, gdy byłyśmy już zrezygnowane otworzyły się. Weszłyśmy do środka. Chłopaki rozdzielili się i każdy oglądał jakieś ściany czy cokolwiek innego.
- Co wy tak długo? - Spytał Eddie.
- Nie umiałyśmy otworzyć drzwi. Zacięły się.
- A wy nie słyszeliście, że się dobijamy? - Spytałam z ciekawości.
- Niee... Może są dźwiękoszczelne? - Powiedział Fabian.
- Albo Kosmici je zamknęli jakimś promieniem - Zastanawiał się jakże genialnie Alfie.
- Taaaak.... To pewnie byli kosmici. - Spojrzałam współczująco w stronę chłopaka.
- Znaleźliście cokolwiek? - Spytała z ciekawości Nina.
- Niestety nie. Masz może Amber ten rysunek? - Spytał Fabian.
- Mam. Masz go.
- Ok. Przyjrzyjcie się wszyscy. Czegoś takiego mamy szukać. - Powiedział chłopak i każdy poszedł w inną stronę. Nie powiem, szukaliśmy już dobre parę godzin i nic. Każdy członek Sibuny był już zmęczony i poddany. Przyglądałam się po raz kolejny ścianie w nadziei, że znajdę może rysunek skrzydeł, ale to było na nic. Po chwili usłyszałam huk. Obróciłam się. Alfie. Można się było tego spodziewać. Chłopak który stał na krześle pod ścianą z książkami zachwiał się i spadł. Cały Alfie. Cała Sibuna zaczęła się śmiać. Gdy się opanowaliśmy chłopak zawołał.
- Patrzcie! Chyba coś znalazłem! - Wszyscy podeszliśmy do Alfiego. Miał rację. Tylko nie znalazł "czegoś" tylko rysunek skrzydeł wyrzeźbiony w ścianie.
- Alfie jesteś genialny! - Zawołałam.
- Ja wiem. - Zaśmiał się chłopak. Odsunęliśmy się i ścianie przyjrzał się Fabian. A po nim Nina. Gdy dziewczyna się zbliżyła, skrzydła zaczęły świecić na czerwony, a pod nimi utworzył się otwór w kształcie oka Horusa.
- Trzeba użyć medalionu! - Zawołała Amber.
- Seriously? - Spytałam. - Chyba wszyscy się już domyślili. - Dodałam, a w tym czasie Nina przyłożyła wisior do wyżłobienia i wysunęła się ukryta szuflada, w której była zwinięta kartka i jeszcze jakiś rysunek. Dziewczyna delikatnie wyciągnęła zawartość. Odwinęła większą kartkę.
- To mapa. Jakby tuneli.- Stwierdziła.
- Przy każdym zakręcie jest napisane imię boga egipskiego.
- Masz rację. Pierwszy to Ra... - Zaczęłam
- Bóg słońca - Dokończył za mnie Eddie. Popatrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.
- Pokaż tą karteczkę. - Powiedział Alfie.
- To jest rysunek.
- Czego?
- Chyba krzyża Ankh.
- To już wiemy czego szukać. I mamy mapę. - Powiedziałam.
- Tylko gdzie zacząć szukać? - Spytała Nina.
- A właśnie. Pamiętacie, że jeszcze jest ta książka z inicjałem S?
- Pamiętamy. Musimy ją znaleźć na pewno jest ważna. - Stwierdził Fabian
- I jeszcze te zaproszenia.
- To ustalmy tak. Ja w pokoju przyjrzę się tej mapie. A jutro i w inne dni poszukamy książki i tych zaproszeń. A jak je znajdziemy to będziemy blisko znalezienia krzyża i oddania go temu bogu... A słyszeliście go jeszcze?
- Ja nie - Powiedziała Nina.
- Ja też. - Dodał Eddie. Wszyscy spojrzeli na mnie,
- Nie wiem jakiej spodziewacie się odpowiedzi, ale ja też nie słyszałam tego głosu. I nie chcę. - Chwilę wszyscy staliśmy w miejscu niezdecydowani, kiedy po chwili w bibliotece zaczęło się robić duszno i parno. Przynajmniej ja miałam takie wrażenie.
- Wam też jest tak duszno? - Spytałam.Wszyscy pokiwali zgodnie głowami.
- Makijaż mi się rozmaże! - Zaczęła histeryzować Amber. Po chwili czułam się już normalnie. Nie było mi duszno, teraz dla odmiany w pomieszczeniu zaczęła się zbierać mgła.
- Co tu się dzieje? - Spytała Nina.
- Nie mam pojęcia. - Powiedziałam. Mgła rozprzestrzeniła się po całej bibliotece. Była tak gęsta, że jakbyśmy odeszli metr od siebie, stracilibyśmy się z oczu. Stanęliśmy wszyscy w jednym miejscu. Razem. Nagle z mgły zaczęła wychodzić jakaś ręka. Po chwili naszym oczom ukazała się cała postać. Był to mężczyzna, ale nie taki do końca ludzki było w nim coś innego.
- Kim jesteś? - Krzyknął Eddie.
- To jest Kosmita. - Szepnął Alfie.
- Pytasz się mnie kim ja jestem? Jak śmiesz?! Jam jest bóg ciemności i chaosu Set. Kłońcie się mi! - Powiedział bóg, a my wszyscy posłusznie złożyliśmy mu pokłon.
- Czego chcesz? - Spytałam.
- Jaka odważna. Wyczuwam w tobie potomkinie Izydy. Druga Wybrana jak mniemam?
- Tak. Czego chcesz? - Powtórzyłam pytanie.
- Jak to czego? Krzyża. Chcę krzyż Ankh. I wy mi go znajdziecie.
- Dlaczego my? - Dołączył się do wymiany zdań Fabian.
- Bo wy chronicie Wybrane. Jesteście grupą. Szybciej znajdziecie krzyż niż inni. A tylko ktoś z was może go użyć.
- A jeśli się tobie sprzeciwimy? - Spytał Fabian. A bóg Seth "przypłynął" we mgle do mnie.
- Nic. Tylko niepotrzebne osoby zginą. - Powiedział i chwycił mnie za gardło...


                                                                                                      


No na dziś to tyle. Mam nadzieję, że się podobało. Zachęcam do komentowania. Bardzo chciałam wam podziękować za komentarze pod ostatnią notką. Było ich naprawdę dużo. Jak dla mnie. Ale mam nadzieję, że kiedyś będzie jeszcze więcej. Komentujcie dalej, bo to na prawdę mobilizuje do pisania. Jak pojawi się dużo komentarzy to rozdział wstawię może wcześniej.
Zachęcam do zadawania pytań postacią. Jutro pojawią się odpowiedzi do tych pytań które były już zadane, niestety nie miałam za dużo czasu.

To ja spadam, bo z daleka słychać odgłosy zbliżającej się burzy *.*

Do zobaczenia

Stevie ;3