piątek, 18 października 2013

Rozdział 31



3 listopada



Z perspektywy Dylana


Dziś mój oficialnie drugi dzień w szkole. Wczoraj nie było nawet najgorzej. Zapoznanie się z klasą i inne takie. Da się wytrzymać. Jedyne co trochę mi przeszkadza to to, że wszyscy się na mnie gapią. Jakbym był jakimś mutantem czy czymś podobnym. Nie lubię kiedy jestem w cemtrum zainteresowania. Wolę być szarym tłem, które jest tylko ważne dla przyjaciół. Nie chcę się wyróżniać. Co do przyjaciół, to tutaj chyba nie ma co liczyć na ' best friends forever'. Dom Anubisa jest spoko. Jego mieszkańcy też. Ale czuję, że tam nie pasuję. W ogóle nie chciałem tu przyjeżdżać. Miałem powody by zostać w moim prawdziwym domu, który znajduje się w Ameryce. Tam czułem się potrzebny. Nie bardzo, ale jednak. Niestety nie ma co liczyć na powrót do domu. Z całego akademika to znalazłem wspólny język tylko z Fabianem i Joy. Mercer wydawała się na początku spoko osobą. Świetną dziewczyną, ale od Halloween zaczęła się dziwnie zachowywać. Cały czas patrzy ukradkiem na Fabiana, a gdy ten kompletnie nie zwraca na nią uwagi, to przypomina sobie o mnie. Nie mam pojęcia co o niej myśleć.
- Chodź Dylan, bo się spóźnimy. - Zawołał Fabian z salonu. No tak, za bardzo się zamyśliłem. I zostałem sam w jadalni. No cóż, zdarza się.
- Nie idziesz dziś z Niną? - Zapytałem powoli podnosząc się z krzesła.
- Nie. Poszła już z Amber. Muszą jakieś dziewczyńskie sprawy obgadać. - Dodał troszkę przygnębiony. Starałem się go zrozumieć. Ciężko było, ja nie miałem kogoś takiego, o kogo bym się martwił, przy kim byłbym szczęśliwy. Ciężkie jest życie w samotności. Ale już się przyzwyczaiłem. Zazdrościłem tego Fabianowi, był szczęśliwy. A ja nie pamiętam kiedy ostatnio byłem chociaż odrobinkę szczęśliwy. Mimo, wszystko starałem się zawsze uśmiechać. Rozsiewać dobry humor, którego mi bardzo często brakowało.
- Słyszysz? - Zapytał Rutter niecierpliwiąc się. Nie wiedziałem co do mnie przed chwilą powiedział. Znowu się zamyśliłem.
- Możesz, powtórzyć? - Poprosiłem i czekałem, aż chłopak zacznie mówić.
- Ostatnio wydajesz się być czymć zdołowany. Jak będziesz chciał o tym kiedyś porozmawiać to zawsze możesz przyjść do mnie. - Powiedział brunet. Byłem mu wdzięczny. Jednak wątpiłem, że jest bardzo zainteresowany przyczyną mojego przygnębienia.
- Dzięki. Kiedyś skorzystam. Nie chcesz iść na psychologa?
- Nie. To nie dla mnie. - Stwierdził Rutter. Szliśmy w kierunku szkoły. Ogromny budynek był już przed nami. - Chodzi o Joy? Wydawało mi się, że coś między wami zaiskrzyło.
- Nie, nie chodzi o nią. Ale mi też się tak wydawało. Tyle, że cały czas się na ciebie patrzy i czeka aż będziesz o nią zazdrosny. No przynajmniej tak mi się wydaje.
- Ona jest we mnie zakochana odkąd pamiętam. Niestety nie ma na co liczyć. Jestem z Niną i tak zostanie. - Rozumiałem go był szczęśliwy, mimo to ktoś jak zawsze próbował to zniszczyć. Życie jest brutalne.
- Rozmawiałeś z nią kiedyś o tym? - Zapytałem z ciekawości.
- Gdyby to było takie łatwe. Ona myśli, że gdy tylko otwieram usta to chce się jej oświadczyć, lub powiedzieć, że ją kocham i że będziemy razem na zawsze. - Zaśmialiśmy się.
- Ona jest niezrównoważona psychicznie. - Powiedziałem.
- Właśnie. Lepiej z nią uważać. Mam nadzieję, że później się na tobie przyjaźń z nią nie odegra. Nigdy nie wiadomo co jej strzli go głowy.
- Dzięki za radę. Będę trzymać ją na dystans. - Odpowiedziałem i odeszłem z stronę swojej szafki. Po drodze mignęła mi jeszcze burza rudych włosów. I znowu zaczęły ogarniać mnie wspomnienia. Jak ja tego nienawidziałem. Podeszłem do swojej szafki, wyciągłem potrzabne książki i ruszyłem z stronę klasy.



***


Dom Anubsa miał teraz godzinę wychowawczą. Została uczniom jeszcze jedna lekcja i koniec zajęć na dziś. Jak zwykle ta lekcja wyglądała jak rozróby. Nauczycielka próbowała uspokoić rozwrzeszczaną klasę, co jej nie wychodziło, Amber przeglądała się w lusterku i poprawiała makijaż, do tego wszystkiego mówiła sama do siebie jaka to ona jest piękna, Alfie który siedział ze swoją dziewczyną dokonywał własnie ciężkiego wyboru, którą kanapkę zjeść. Tą z serem i podwójną szynką, czy tą z podwójnym serem i szynką. Biedny chłopak nie umiał się zdecydować. Fabian rozmawiał z Niną na temat tego, gdzie urządzą ślub i gdzie zamieszkają. Każde z nich miało inne plany na przyszłość. Wpólne, ale inne. Oczywiście, nie obyło by się bez Joy, która cały czas wchodziła im w słowo i wrzeszczała tak by ją cała klasa usłyszała, że to ona będzie kiedyś z Rutterem. Dylan patrzył oniemiały na klasę i zastanawiał się jak on mógł trafić do klasy idiotów. Jerome rysował w zeszycie portret Marusi, by powiesić go sobie w pokoju. Niestety chłopak nie miał uzdolnień artystycznych. Jaffray natomiast marudziła, że wcale nie jest taka brzydka i że Dżeruś jej nie szanuje. Za to Eddie siedział oparty o Williamson i rozkoszował się tą słodką chwilą, w której dziewczyna jeszcze nie zdzieliła go po głowie książką. 
- Ambrołeczu, czy to czasem nie jest siwy włos? - Zapytał Alfie. Chciał zrobić psikusa dziewczynie. 
- Co?! Gdzie?! Ja nie chcę być siwa! Jestem za młoda by siwieć! - Blondynka przeraziła się, i po chwili na jej twarzy można było dostrzec łzy. 
- Wiem! - Zawołał Alfie. - Zjem obydwie kanapki. Jestem gniuszem! - Zadowolony ze swojego wyboru, nie zwracając uwagi na płaczącą dziewczynę, zaczął pochłaniać swoje kanapki. Na drugim końcu sali Martin z Rutterem nadal się kłócili. 
- Ślub weźmiemy w Paryżu, a będziemy mieszkać na Hawajach! - Powiedziała Nina.
- Nie, bo ślub weźmiemy w bibliotece, a zamieszkamy w Białym Domu, gdy zostanę prezydentem! - Nie zgadzał się ze swoją dziewczyną brunet. 
- Paryż i Hawaje! 
- Biblioteka i Biały Dom! 
- Nie! 
- Tak!
- Nie-e, bo to JA zamieszkam z Fabianem i to JA z nim wezmę ślub. - Wtrąciła się Mercer. - Nawet zgadzam się na bibliotekę i Biały Dom! 
- ZAMKNIJ SIĘ! - Krzyknęłi obydwoje. 
- Nie zamieszkasz z Fabianem w Białym Domu, bo to ja z nim zamieszkam. - Powiedziała Nina mierząc Joy zabójczym spojrzeniem. 
- Czyli jednak zamieszkamy tam gdzie ja chcę? - Zapytał z nadzieją Fabian. 
- Niee...
- Ale powiedziałaś, że... 
- Będziemy mieszkać razem, ale nie tam, bo nie będziesz żadnym prezydentem. - Powiedziała szorstko Martin. 
- Kobieto! Ty mnie dyskryminujesz! Ograniczasz moje możliwości. - Fabian odwrócił się do niej plecami urażony. Po chwili Nina zaczęła go przepraszać. Byle by tylko nie zrobić nadzieji Joy, że się rozstaną. Wszystkiemu przyglądał się Dylan, patrząc z niedowierzeniem. 
- A myślałem, że to w Ameryce jest dziwnie. - Mruknął do siebie. - Myliłem się. - Chłopak wstał ze swojego miejsca i ruszył ze swoją torbą w kierunku nauczycielki. Musiał po drodze unikać papierowych kulek, które ciągle przelatywały po klasie. Brunet wreszcie dotarł do wychowawczyni, która siedziała przy biurku i schowała głowę pomiędzy dłonie z nadzieją, że zaraz skończy się ta lekcja. 
- Eee... Prze pani? - Zaczął chłopak. 
- Czego chcesz? - Zapytała nauczycielka podnosząc głowę. 
- Ja już dłużej nie wytrzymam z tymi idiotami... 
- Sam jesteś idiotą! - Krzyknęła zapłakana Amber. 
- Ochhh... Nie tylko ty nie wyrzymasz. - Powiedziała zrezygnowana nauczycielka. 
- Mogę iść do toalety? 
- Idź i nie wracaj. - Odpowiedziała wychowawczyni i z powrotem włożyła głowę pomiędzy ręce. Parker zadowolony wyszedł z klasy. Także między jego kolegami i koleżankami z klasy czuł się samotny. Chyba już na wieki zostanę sam. - Pomyślał smutno. No, nic zdarza się. 
W klasie pod oknem na końcu siedziała Patricia z Eddiem. Blondyn cały czas opierał się o przyjaciółkę. Jednak ta miała już go dość. Wzięła książkę do ręki i grzmotnęła nią Miller'a. 
- Kobieto czy ja ci coś kiedyś zrobiłem?! - Wraknął Eddie rozmasowując sobie bolącą głowę. Wiedział, że tak się skończy, jednak miał nadzieję, że będzie trochę mniej boleśnie. 
- Niech ja się zastanowię. Tak? Tym swoim cielskiem opierałeś się o mnie. Mógłbyś trochę schudnąć. - Powiedziała obojętnie Williamson. 
- Ja schudnąć. Ty chyba siebie nie widziałaś. Jestem chudszy od ciebie. 
- Wypraszam sobie. Z resztą dziewczynę powinieneś kochać taką jaka jest, a nie mówić jej, że jest gruba. - Patt był urażona. Wiedziała, że do anorektyczek nie należy. I zdecydowanie jej to nie przeszkadzało, ale mimo to uwaga chłopaka trochę ją zabolała. 
- A kto powiedział, że ja się kocham? - Eddie zdziwił się. Wiedział, że oboje się sobie podobają, ale o żadnej miłości nie było mowy. Nie umknęło chłopakowi, że jego uwaga o wyglądzie dziewczyny trochę ją dotknęła. 
- Gaduło, wybacz. Nie jesteś gruba. 
- Daruj sobie. - Buntowniczka chciała pokazać, że ją to nie obchodzi, jednak nie potrafiła. Niech Eddie wie, że niektóre rzeczy mnie ranią. - Pomyślała brunetka. 
- Przepraszam. Moim zdaniem masz niesamowitą figurę i nie zmieniaj niczego. Dla mnie w ogóle jesteś najpiękniejszą dziewczyną. - Powiedział szczerze Miller. Po czym przytulił Trixie. 
- Oooo... - Oboje odwrócili się. Stała za nimi Amber. - Wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie. Ale wy jesteście słodcy. 
- Tyle, że my nie jesteśmy parą. - Powiedziała stanowczo Patricia. 
- Ale będziecie. A teraz wybaczcie muszę zabić Alfie'go. - Dodała blondynka i wróciła do gonienia swojego chłopaka, który powiedział jej, że żartował i że wcale nie ma siwych włosów. 
- Alfie, ja mam przez ciebie tusz rozmazany! - Krzyczała Amber. - Zaraz cię zabiję! - Patricia i Eddie spojrzeli na siebie po czym obydwoje przewrócili oczami. I wrócili do sprzeczania się. Po drugiej stronie sali siedziała Mara z Jerome'm. Chłopak właśnie był w trakcie rysowania figury swojej dziewczyny.
- Jerome! Ja wcale tak nie wyglądam! - Brunetka była zła, że Jerome jej nie szanuje i jak już to rysuje jej karykaturę.
- Właśnie, że tak wyglądasz. Jesteś przepiękna Jaffray, tylko nie umiesz docenić mojego talentu malarskiego. - Clarke spojrzał na nią udawanym smutnym wzrokiem i wrócił do swojego arcydzieła.
- Ja cię nie doceniam? Ja? Nie przesadzasz trochę? Kto dał ci szansę? Którą w ten sposób marnujesz? Przecież ja wcale tak nie wyglądam! I mam ładnejsze włosy. - Mara obróciła się plecami do chłopaka i
zaczęła przypatrywać się gonitwie Amber i Alfie'go. Uśmiechnęła się do siebie. Pomiędzy tamtą dwójką było tak idealnie. Obydwoje byli tacy szczęśliwi. A ona ostatnio miała wrażenie, że pomiędzy nią a Jeromem się tochę nie układa. W prawdzie w Halloween było świetnie, ale potem Jerome wydawał się trochę nieobecny. Jaffray nie miała pojęcia o co może chodzić blondynowi.
- Jaffray. Patrz skończyłem. - Powiedział Clarke i obrócił swoją dziewczynę przodem do siebie. Pocałował ją w policzek.
- Nie całować się w miejscach publicznych, bo zbiera mi się na wymioty. - Zagrzmiał głos Patricii.
- Nie masz się z kim całować więc siedź cicho. - Odpowiedział swojej koleżance Jerome.
- Myślę, że jakby chciała to na pewno by się ktoś chętny znalazł. - Dodała Mara i posłała znaczące spojrzenie w kierunku Eddie'go. Na co ten lekko się zaczerwienił.
- To było dobre. - Szepnął dziwczynie do ucha Clarke.
- Wiem. - Para uśmiechnęła się do siebie.
- No to zobacz ten mój rysunek. Domalowałem jeszcze siebie. - Pochwalił się dumny ze swojego arcydzieła chłopak.
- Nadal twierdzę, że ja jestem do siebie nie podobna. Ty jako tako wyglądasz, a kto to jest ten trzeci? - Zapytała zdezorientowana nastolatka.
- To jest ona. Nasza przyszła córeczka. Ale czegoś jeszcze brakuje, chyba domaluję nam synka. Co ty na to? - Szczęśliwy swoim pomysłem Jerome przystąpił do działania.
- Nasze dzieci?! Nie przesadzasz trochę?
- Nie. Czemu pytasz?
- Nie za wcześnie na dzieci?
- Nigdy nie jest za wsześnie na planowanie swojej przyszłości. No Jaffray, czeka nas piękna, kolorowa przyszłość. - Chłopak próbował przenieść ten entuzjazm na Marę, a ta próbowała go przyjąć. Jednak nadal dręczyły ją ponure myśli.
W końcu zabrzmiał wyczekiwany z utęsknieniem przez nauczycielkę dzwonek na przerwę.
- Dzięki Boże! - Krzyknęła wychowawczyni i nawet nie zaszczycając swoich uczniów choćby jednym spojrzeniem, pospiesznie opuściła klasę. Za jej przykładem, ale już trochę wolniej podążali uczniowie. Większości z nich nie spieszyło się zbytnio na matematykę.
- Nino, robimy dziś spotkanie Sibuny? - Zapytała Williamson wychodząc z klasy i doganiając swoją koleżankę.
- W sumie możemy zrobić. Już jakiś czas nie było a czasu ubywa. Dziś o 24.00 pod strychem. Przekaż reszcie.
- Dobrze. Trzeba wymyślić jak przejść następne zadanie.
- Wiem. Idę poszukać Fabiana.
- Ok. - Nim się brunetka obejrzała Niny już nie było. Patricia oparła się o szafki i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Wiedziała, że trzeba wykonać kolejne zadanie, ale musiała wreszcie odkryć prawdę o sobie. Wiedziała, że skoro jest drugą Wybraną, to jeszcze coś wchodzi w grę. Jakiegoś elemantu jej brakowało. Tylko czego? - Myślała dziewczyna. Usłyszała dźwięk telefonu. Jej telefonu. Patt nie zdziwiła by się, gdyby okazało się, że to od Rufusa, lub od tej drugiej osoby która też zaczęła ostatnio wysyłać jej sms-y.
Widać męczy Cię to, czym tak na prawdę jesteś. Znaj moją dobroć. Poszukaj Obdarzonych. Jednak nic nie jest za darmo. Pamiętaj kiedyś zwrócę się do ciebie i będziesz musiała mi pomóc czy tego chcesz czy nie. 
Dziewczyna wiedziała, że będzie to sms od kogoś takiego. Narmalnego szczerze mówiąc dawno już nie dostała. Trixie zaczęła zastanawiać się kim są ci ''Obdarzeni''. Musiała się tego dowiedzieć. Jednocześnie dziękowała nieznanemu nadawcy za tą wiadomość, ale z drugiej strony przerażała ją myśl, że ta osoba będzie kiedys od niej coś chciała. I nie będzie miała wyboru. Będzie musiała pomóc. Brunetka zatrzęsła się na tę myśl. Zrobi wszystko, byle by tylko nikt nie skrzywdził jej przyjaciół, którzy byli dla niej jak rodzina. Zabrzmiał dzwonek na lekcję. Paricia drgnęła i nie chętnie udała się na znienawidzoną przez wszystkich matematykę.


Parker był w toalecie kiedy zabrzmiał dzwonek na lekcje. Mimo, że nie chciało mu się iść na matme, wiedział, że jak się spóźni to będzie koniec z nim. Z tego co zdążył się dowiedzieć nauczyciel nieniawidził spóźnialskich. Niestety sala w której Dylan miał mieć teraz lekcje była na drugim końcu szkoły. Chłopak zaczął biec. Nie chciał by nauczyciel zaraz na starcie go znienawidził. Gdy brunet wybiegał z bocznego korytarza nie zauważył również spieszącej się dziwczyny i przez przypadek zdeżyli się. Oboje upadli. Dylanowi wypadły książki i przemieszały się z podręcznikami rudowłosej.
- Jak leziesz?! - Zdenerwowała się nastolatka i zaczęła zbierać swoje książki.
- Ja? Jak ty leziesz? - Chłopak również był zdenerwowany. To już podpadłem. - Pomyślał ponuro. Dziewczyna i Parker zbierali swoje książki nawet nie zaszczycając się jednym spojrzeniem. Gdy został ostatni podręcznik obydwoje sięgnieli po niego rękę. Po chwili ich dłonie spoczęły jedna na drugiej na podręczniku. W końcu obydwoje podnieśli na siebie wzrok.
- Dylan? Dylan Parker?
- Lydia? Lydia Hudson? - Byli zdziwieni.
- Co ty tu robisz?
- O to samo mogę cię zapytać. Przeniosłem się tu z tatą... Boże, tyle lat się niewidzieliśmy! - I  wtedy do Dylana i do Lydii powróciły wspomnienia. Wszystkie związane z ich byłym domem w Ameryce. W Ameryce chodzili do jednej szkoły, mimo to nie rozmawiali za bardzo ze sobą. Chyba tylko parę razy. Jednak chłopak doskonale pamiętał dziewczynę. Chyba teraz każdemu z nich przechodziły jakieś wspólne wspomnienia przez myśl. Dylan przyjrzał się Hudson i stwierdził, że zmieniła się. Wyrosła na piękną, młodą kobietę. Jej kiedyś prawie pomarańczowe włosy teraz były rudo-brązowe, sięgające do klatki piersiowej. Oczy nabrały bardziej zielono-brązowego koloru. Sylwetka jej się zaostrzyła. Urosła. I trochę schudła. Była bardzo ładna.
- Gdy wyprowadziłam się z Ameryki trzy lata temu od razu się tu przeniosłam z mamą. - Lydia zdecydowała się przerwać tą niezręczną ciszę. Nie tylko Dylan dostrzegł zmiany. Dziewczyna bardzo dokładnie przyglądała się swojemu koledze z Ameryki.
- Cóż. To musi być przeznaczenie. - Uśmiechnął się Parker. Był zadowolony, że spotkał tu Lydie. Kiedyś darzył ją jakimś uczuciem. Jednak jakim uczuciem może darzyć czternastolatek. Z resztą wtedy nie miał szans. Hudson spotykała się bowiem z jego największym wrogiem i nawet nie miał kiedy z nią pogadać. Jednak go tu teraz nie ma...- Przebiegło chłopakowi przez myśl
- Taa... Na pewno. - Szepnęła dziewczyna. - Wybacz, ale muszę już iść.
- Dobrze. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.
- Na pewno. To nie jest za dużo szkoła.
- No, ale tak poza szkołą. Poopowiadam ci co się zmieniło w Ameryce. Może o osiemnastej w jakiejś kafejce?
- Niech będzie. W La vie en rose. Jest to kawałek stąd. W piątek. Pasuje?
- Jak najbardziej. - Dylan uśmiechnął się do rudowłosej. Był w tej chwili szczęśliwy. Kto by pomyślał, że ten świat jest taki mały?
- Muszę już lecieć. Do zobaczenia.
- Ja też. Do zobaczenia. - Powiedział brunet. Obydwoje poszli w stronę swoich klas. Chłopak miał wrażenie, że dostał szansę od losy. Której postanowił nie zmarnować. Przyciągł, że uda mu się zaprzyjaźnić z Lydią Husdon. Chodźby nie wiem co. - Pomyślał.


***


Zegar w holu wskazywał już godzinę 24.00. Wszyscy powinni już spać. No właśnie powinni. Tymczasem większość mieszkańców Domu Anubisa właśnie wychodziła z pokojów. Trzech chłopaków i trzy dziewczyny. Cała szóstka spotkała się przed starymi, drewnianymi drzwiami prowadzącymi na strych. Uczniom nigdy nie wolno było tam wchodzić. Ale kto w tym domu słucha zasad? Odpowiedź jest prosta - nikt. Młodzież ubrana była w piżamy, które były przeróżnorodne zaczynając od piżamy w jednorożce przez wzory matematyczne a kończąc na kosmitach. No cóż, wszyscy byli lekko nieprzytomni i nie wyglądali najlepiszej.... oprócz Amber, która jeszcze przed wyjściem nałożyła na swoją twarz na nowo makijaż.
- No co?! Nie mogła wyglądać jak wy!  - Starała się szeptać blondynka.
- Amber! - Warknęła całe zgromadzenie.
- Sorki. Jeż siedzę cicho. - Powiedziała niezadowolona dziewczyna i weszła za całą resztą po schodach prowadzących na strych. Z osób zgromadzonych tylko Patricia jeszcze tam nie była. Gdy weszła do nie za dużego pomieszczenia zaczęła rozglądać się na około. Strych pomojając to, że była zakurzony nie wyglądał najgorzej. Ale raczej od tamtego roku nikt tam nie przychodził.
- Patrzcie są tu jeszcze nasze rzeczy - Powiedziała Nina podnosząc świeczkę i jakiś koc.
- Po co wam były te rzeczy? - Zapytała z ciekawości Williamson. Opórcz świeczki i koca było tu jeszcze parę rzeczy przyniesionych przez Sibunę.
- W tamtym roku próbowaliśmy przywołać ducha Sary. - Powiedział zawstydzony Fabian.
- I co udało się wam?
- No coś ty. Oczywiście, że nie - Wtrącił się Eddie.
- Za to kiedyś mi się we śnie pokazała i powiedziała, by iść na strych i poszukać domka. - Martin uśmiechnęła się.
- Taki dla lalek?
- No, a jaki? Przecież nie dla ufo. A tak w ogóle to jestem głodny. Długo będziemy tu jeszcze siedzieć? - Zapytał znudzony i Alfie.
- Nie. Wracając do domku. Nie zgadniesz kto go znalazł! - Zawołała Millington.
- Ty?
- Nie... Ja....
- Przecież powiedziałam to.
- Serio? Nie wydaje mi się. Wy nigdy nie wierzycie, że mi się uda coś znaleźć! Dyskryminujecie mnie. Chociaż nie mam pojęcia co to znaczy. FOCH! Alfie wychodzimy. - Oburzona Amber pociągła za sobą czarnoskórego i oboje wyszli z pokoju. Reszta pokręciła tylko z politowaniem głową.
- No więc, Amber go znalazła, ale nie chciał się otworzyć i stoi tam. - Wskazała ręką na szafkę przykrytą białym materiałem Nina.
- Czyli ogólnie to nie mamy nic przydatnego do rozwiązania tego zadania. - Stwierdził szorstko Miller.
- No niestety. - Przytaknął Fabian. - My idziemy.
- My za chwilę też. Przejrzymy tu jeszcze rzeczy. - Powiedziała brunetka.
- Ok. Branoc. - Nina z Rutterem wyszła. Zamknęli za sobą drzwi. Na strychu zostali tylko Patt i Eddie.
- To co chcesz przejrzeć? - Zapytał zmęczony chłopak. Szczerze mówiąc to nie chciało mu się w nocy przeglądać zawartość strychu, ale postanowił, że zostanie z przyjaciółką.
- Ogólnie. Co tu jest. Zacznijmy może od tamtej szafy. - Dziewczyna wskazała na stojącą w rogu pokoju szafkę nocną. W pokoju panował półmrok, i gdyby uczniowie nie mieli latarek, raczej nic by nie widzieli. Wspólnie zaczęli przeglądać zawartość szafki, a potem kolojnej i kolejnej. Stary zegar wskazywał 2 w nocy. Oboje byli już zmęczeni, jednak Patricia nie zamierzała się poddawać. Była uparta i chciała jakąś wskazówkę znaleźć. Za to w przeciwieństwie do niej Eddie był już poddany i chciał już iść spać. Dziewczyna zauważyła to.
- Chcesz to idź do pokoju. Spokojnie sama przejrzę resztę.
- Nie. Zostanę tu z tobą. - Powiedział blondyn.
- Jesteś zmęczony.
- Nie jestem.
- Przecież widzę. Idź poradzę sobie.
- Na pewno?
- Tak.
- Dobra idę. Jestem padnięty.
- Zauważyłam. - Miller podniósł się i zaczął iść w stronę drzwi. Chłopak potykał się już o własne nogi. Wreszcie dotarł do klamki i chwycił za nią próbójąc otworzyć drzwi. Jednak te ani drgnęły.
- Gaduło. Drzwi się nie chcą otworzyć. - Dziewczyna podniosła się i podeszła do przyjaciela. Pociągnęła za
klamkę w jedną i w drugą strone. Nic.
- Zacięły się. - Powiedziała zezłoszczona. Wiedziała, że jej chło... kolega jest zmęczony i chciała, żeby odpoczął.
- Chyba będziemy musieli spać tu. - Mruknął niezadowolony.
- Chyba tak. Jest tu coś do spania? - Zapytała zrezygnowana brunetka.
- Tak materac jest.... - Blondyn przerwał. Na drzwiach odbijało się jakieś światło. Oboje lekko wystraszeni zaczęli powoli się odwracać....


                                                                                                       

I oto kolejny rozdział za nami. Nieźle. Ogólnie jestem nawet zadowolna. Wiem, że długo czekaliście na ten post, ale cóż nic na to nie poradzę ;c Jest nawał nauki. Nie wiem jak w innych szkołach, ale my w następnym tygodniu zaczynamy już 3 lekturę. Nie żartuje. Takie tępo, że ja piernicze. ;-; 
Ogólnie oceny takie se. Najlepiej póki co idzie mi polski i angielski ^^ I muzyka, nie mam pojęcia jakim cudem xd Końcówka rozdziału lekko jakaś taka wymuszona. Ale najgorzej nie jest. Pomysły mam na fabułę, jednak zapisać to wszystko. Już gorzej. Jeśli macie jakiś pomysł na rozdział piszcie śmiało ;) A tak w ogóle to minęło już 38.000. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Nie sądziłam,
że do tylu dojdę i na dodatek, że ktoś to czytać będzie. Kocham Was ♥ Bez Was nic by z tego nie wyszło. Dla Was dodaję kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że jeszcze nie zanudzają. Swoją drogą przeczytałam chyba z 10 pierwszych rozdziałów i po 3 dałabym sobie już spokój. Bez ładu i składu. Ale Wy dalej czytaliście i się podobało. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. Ale dziękuję za to bardzo <33 Dzięki Wam idzie mi coraz lepiej c;
Następny za 20 kom. lub tyle ile poprostu ich będzie. Mam nadzieję, że każdy kto przeczyta zostawi komentarz. Ci co nie prowadzą bloga nie wiedzą jaką to daje matywację ;3
No to tyle
Do następnego rozdziału 
Bye Bye 

Stevie