poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 38

Nie odtrącaj mnie od wszystkiego, czego potrzebuję
Uczyń moje serce lepszym miejscem
Daj mi coś, w co mogę uwierzyć
Nie odtrącaj mnie
Otworzyłeś właśnie drzwi, nie pozwól im się zamknąć
{All i need}    




 Miała wrażenie, że jest najbardziej żałosną osobą we wszechświecie. No bo, któż inny tak użala się nad sobą? Tak marnuje swoje życie? Wszystko na czym jej zależało zniknęło. Wszystko. Nie pozostało nic. Kompletnie nic. Tata zmarł, mama ma ją w głębokim poważaniu ujmując to trochę przyjemniej niż to jak sytuacja na prawdę wyglądała, wraz z przeprowadzką nowi znajomi jej nie zaakceptowali i stała się pośmiewiskiem, straciła chłopaka, na którym jej zależało. Ciągłe docinki, szepty, wyzwiska. Miała już dość. Czuła, że się rozpada. Ale jestem tylko człowiekiem, i krwawię, gdy się przewrócę. Kiedyś miała wszystko, była bogatą, rozpuszczoną, królową szkoły, gdy znalazła się a Anglii wszystko zniknęło, pomijając fakt, że nadal była bogata, tylko nikt o tym nie wiedział. Była głupia, kiedyś liczyły się tylko pieniądze, teraz zauważała swoje błędy. Żałowała, że traktowała niektórych po chamsku, ale cóż wtedy była rozpuszczoną gówniarą i teraz przyszło jej za swoje uczynki płacić. Tutejsze dziewczyny też były bogate, i nie mając zielonego pojęcia o niej przyczepiły jej etykietę. Etykietę osoby, którą można pomiatać. A ona zanim zdążyła wyjść z szoku, to było już za późno.
      Jeszcze ta cała sprawa z Dylanem. Nie chciał jej słuchać. Tak jakby nagle straciła głos. Nie mogła nic zrobić. Czuła się jakby podcięto jej skrzydła. Jakby była upadłym aniołem wygnanym z nieba brutalnie wygnanym z nieba i mocno zderzonym z ziemią. Łamię się i zapadam. 
     'Chcę, żebyś dała mi spokój' 'Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia' Twoje słowa w mej głowie, noże w sercu. 
      Musiała skończyć przeżywać na nowo ciągle tego samego. Nic to i tak nie daje. Dziewczyna wróciła myślami do czegoś innego. Od swojego ostatniego snu, na prawdę zaczęła słyszeć szepty. Nic kompletnie nie rozumiała. Słyszała je w najmniej oczekiwanych momentach. Czasami nasilały się, ale mimo to nadal nie potrafiła wyłapać słów. Na dodatek nagromadzone uczucia dały też o sobie znać. Czuła natłok własnych nieciekawych uczuć i innych, które wciąż pozostawały dla niej zagadką. To wszystko wydawało się niemożliwe, skomplikowane. Jedyną osobą, która mogła jej pomóc i która ją rozumiała...Dylan.
     - Hej i jak ci idzie wkuwanie do sprawdzianu z historii? - Zapytała Patricia wchodząc do kawiarnii razem z Amber, Eddie'm i Alfie'm. Rudowłosa spojrzała na nią nieprzytomnym wzrokiem. Po chwili dotarł do niej sens słów i odpowiedziała.
     - Nie za dobrze. Jakoś nie potrafię nic zapamiętać, a tym bardziej się skupić. - Wysiliła się na uśmiech, ale wyszedł z niego tylko grymas. Przygnębiona dodatkowo brzydką pogodą, widziała świat tylko w szarych barwach, nie zauważając, że dopiero co przybyłej czwórce na niej zależy. Dla niej świat był tylko złem.
     - Możesz później przyjść do nas i pouczymy się razem. - Zaproponowała Patt.
     - Zobaczę, co lepsze. Możliwość spotkania Dylana, czy pobyt w domu który mnie nienawidzi. - Mruknęła do siebie Lydia.
     - Musisz do nas przyjść. Byłam dziś na zakupach i chcę ci pokazać co ci kupiłam. - Amber chyba u każdego wywoła szczery uśmiech.
     - Ja wiem co ci poprawi humor. - Alfie wydawał się promienieć. - Jedzenie. Jedzenie poprawia każdemu humor.
     - Zdecydowanie tobie. Amber powinna zrobić się zazdrosna. - Wszyscy się zaśmiali z wypowiedzi Millera. Ostatnimi czasy wszyscy chodzili jacyś przygaszeni. Lydia ze znanych powodów, Sibuna  łącznie z Dylanem męczyła się nad zadaniem, próbowali się połapać o co we wszystkim chodzi, kim są Obrońcy. Jedynymi osobami, które wydawały się mieć dobre humory była Mara z Jerome'm. Chociaż może nie do końca, bo Clarke znowu zaczął planować ślub. Co zdecydowanie nie podobało się Jaffray.
     - Myślę, że Alfie ma rację. Powinniśmy coś zamówić. Z resztą zobaczcie jakie ciemne chmury idą. Będzie padać. - Lydia wpatrywała się na krajobraz za oknem. Zanosiło się na większą ulewę. Z resztą na dworze było za zimno, by teraz wracać. Dziewczyna odwróciła wzrok i przeniosła go na kartę. Po chwili wszyscy zamówili jedzenie i pogrążyli się w rozmowie. O dziwo nawet Hudson. Niestety sielanka nie trawała długo, ponieważ po chwili usłyszała dźwięk swojego telefonu. Dostała sms'a. Odblokowała ekran i spojrzała na wiadomość.

Od: nieznany 
Dziwię się, że jeszcze żyjesz. Nie chciałabyś tego ukrócić? Przecież nikogo nie obchodzisz. 





    Dziewczyna przyglądała się wiadomości przestraszona. Czy ktoś proponował jej aby się zabiła? Przecież nie była taka durna. Mimo wszystko nie mogłaby. To prawda, że nikogo nie obchodziła, ale to nie znaczyło, że nie chciała żyć. A może? Parę razy w tym tygodniu już dostała takie wiadomości wszystkie o podobnej
treści. Na początku je ignorowała, ale później zaczęła się bać. Oderwała wzrok od ekranu i spojrzała na znajomych, którzy przypatrywali się jej z troską.
   - Wszystko w porządku? - Zapytał Eddie. Kto by pomyślał, że chłopak poza buntowniczą brunetką dostrzega też inne dziewczyny.
   - Tak. Ktoś robi sobie ze mnie żarty. - Rudowłosa przybrała na twarz maskę i nakleiła na niej wymuszony uśmiech.
   - Pokaż. - Zaproponowała Williamson.
   - Nie, to nic takiego. - Mieszkańcy domu Anubisa nadal przypatrywali jej się. - Naprawdę. - Powtórzyła trochę pewniej.
   - Na pewno? - Znowu odezwał się Miller.
   - Tak. Spokojnie. - Uśmiechnęła się. Chłopak był miły, tak ja pozostali, ale już się zraziła do ludzi i nie potrafiła zaufać w pełni. Do stolika podeszła kelnerka i podała im zamówienia.
   Wszyscy jedli w ciszy zastanawiając się nad różnymi sprawami. Hudosn zobaczyła, że do kawiarni wchodzi dziewczynka. Wyglądała na około osiem lat. Jednak nikt nie zwrócił na nią uwagi, chociaż wydawało się dziwne, że mała dziewczynka chodzi sama. Dziewczynka podeszła do ich stolika i patrzyła się prosto na Lydię. Jednak nikt nie zwrócił na nią uwagi. Jakby jej nie widzieli. Nagle Patricia podniosła wzrok i spojrzała na dziewczynkę. Nastolatka zesztywniała. Williamson ją widziała. Obydwie ją widziały. Dlaczego?
   - Patt stało się coś? - Zapytał Miller podążając za jej wzrokiem.
   - Nie widzicie? - Zapytała, Lydia mogłaby przysiąc, że słabym głosem.
   - Czego? - Teraz ona postanowiła się zapytać.
   - No... Tej przeceny. Za jedną rurkę z bitą śmietaną dodają drugą gratis. - Powiedziała brunetka na
jednym wydechu, posyłając Eddie'mu zaniepokojone spojrzenie. Ten chwycił ją za rękę.
   - Naprawdę? Czemu tego wcześniej nie zauważyłem? - Lewis wstał z miejsca i podszedł do kontuaru. Lecz za nim tam doszedł, przeszedł przez tą dziewczynkę. Hudson miała wrażenie, że oczy jej zaraz wyjdą z orbit. Jedak szybko się uspokoiła, Patt myślała, że tylko ona ją widzi. Musiała się zachowywać naturalnie. Póki nie wie co się z nią dzieje. Szepty, uczucia teraz duchy. Co z nią do cholery było nie tak?
   - Macie mniej czasu. On was obserwuje. Nie macie czasu do końca roku szkolnego. - Ośmiolatka zwracała się do Patricii, a ta słuchała ją. Nie tylko jedna. Lydia także słyszała każde słowo. Po chwili dziewczynka znowu zaczęła mówić. Tylko nie na głos, później rudowłosa uświadomiła sobie, że ona słyszała głos w jej głowie, co równało się z tym, że Patt jej nie słyszała, mimo, że nadal dziecko wpatrywało się w nią.
   - Wiem, że możesz być przerażona, ale to minie. Jestem bogini Nyks. Nie słyszałaś o mnie nigdy, tak jak cała reszta, nie ma mnie uznanej jako boginię egipską, ale nie ważne. Jesteś Obrońcą. Tylko ty, twoja pomocnica zawiodła. Stchórzyła. Jestem tutaj by cię obronić, ale za wiele osób chce twojej śmierci. Jesteś jedyną przeszkodą do umysłu Wybranej. Uważaj na siebie. - Skończyła swoją przemowę po czym obróciła głowę i spojrzała Lydii prosto w oczy. Jak dotąd te rzeczy co przydarzyły się dziewczynie były dziwne, to było chyba najdziwniejsze. A rudowłosa była po raz kolejny samotna i zagubiona.


***


  - Potrafisz wyczuć kiedy ktoś kłamie? - Zapytał Dylan siadając na swoim łóżku. Wiedział, że ten dom skrywa wiele tajemnic, ale tego co się dowiedział tak niedawno, nie potrafił sobie nawet wyobrazić. To było niesamowite. 
    - Tak mniej więcej. A co? - Fabian odłożył gitarę na swoje miejsce po czym spojrzał na przyjaciela. Od ich rozmowy na temat związku Fabiana bardziej się zaprzyjaźnili. Dało się to wyczuć. W końcu Eddie, póki co był trochę zajęty zajmowaniem się swoją dziewczyną.
    - To bardzo dobrze się składa, bo mam pewną sprawę. - Parker wstał z łóżka i zaczął iść w kierunku drzwi. - Idziesz? - Rutter niechętnie powłóczył się za nim. Tak na prawdę wolał zostać i poużalać się nad sobą. Nie miał pojęcia co robił źle. Nie wiedział w czym tkwi problem tego, że Nina zaczęła go olewać. Jakby był powietrzem. Jakby go nie widziała. A do niedawna byli tacy szczęśliwi. Zakochani. On wciąż był, tylko czy jego ukochana była?
     - Powiesz mi o co chodzi? - Dopytywał się brunet, doganiając przyjaciela.
     - Dowiesz się za chwilę. Sądzę, że mamy trop. - Uśmiechnął się tajemniczo i zapukał do pokoju. Fabian dopiero po chwili zdał sobie sprawę przed czyim pokojem stoją. Przed pokojem Martin. Drzwi otworzyła wspomniana dziewczyna i szczęśliwa rzuciła się na szyję brunetowi. Ten zaskoczony stał jak kłoda, dopiero po chwili oprzytomniał i oddał uścisk.
     - Fabian... Ja... Ostatnio nie jestem w humorze, nie bądź zły. - Mruknęła cicho w jego ramię. Po paru sekundach ruszyła się gwałtownie. Z Dylana strony wyglądało to tak jakby dostała czymś po twarzy. Natychmiast szatynka się od niego odsunęła i lodowatym tonem zapytała. - Tak w ogóle to po co tu przyszliście? Jestem zajęta.
    - Przyszliśmy do Joy. - Wytłumaczył Parker po czym wszedł do pokoju dziewczyn. Mercer gdy tylko go zauważyła rzuciła się na niego.
    - Dylan! Stęskniłam się za tobą. - Uśmiechnięta od ucha przycisnęła swoje usta do ust chłopaka, ten lekko zdziwiony postanowił odwzajemnić pocałunek.
   - Widzieliśmy się przecież po lekcjach. - Powiedział gdy odsunął się trochę od dziewczyny. Nakazał jej
gestem by usiadła. On sam też uczynił to i poczekał, aż dołączy do nich Fabian. Nina zrozumiawszy, że jest średnio mile widziana wyszła.
   - Kochanie o co chodzi? - Zapytała do przesady słodkim głosem dziewczyna.
   - Jest pewna sprawa. Pamiętasz może Halloween?
   - Jak mogłabym zapomnieć, wtedy zrozumiałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni. - Parker spróbował
puścić tę uwagę mimo uszy, co niestety się nie udało ponieważ Fabian parsknął śmiechem, na co dostał zabójcze spojrzenie od Joy.
   - A pamiętasz jak zaatakował cię jakiś facet? - Spróbował jeszcze raz Dylan.
   - Jak mogłabym zapomnieć. Byłam strasznie przerażona.
  - Pamiętasz co mówił? Że jesteś ty i jeszcze jedna, że jesteście ważne.
  - Pamiętam i co z związku z tym? - Zapytała Mercer będąc teraz podejrzliwą.
  - Myślimy, że chodziło o to, że jesteś Obrońcą. - Oczy dziewczyny rozszerzyły się i wydała się poddenerwowana, co próbowała skutecznie ukryć, mimo to Fabian zauważył te szczegóły.
  - Obrońcą? Chłopaki, co wyście znowu wymyślili?
  - Czujesz może uczucia nie należące do ciebie? - Kontynuował Parker.
  - Nie.
  - Jakieś inne przeczucia?
  - Nie.
  - W ogóle coś co ci się nie zgadza? Widzisz coś niezwykłego?
  - Nie... Czekaj... Chociaż tak. - Chłopaki wytężyli słuch. - Widzę dwóch debili robiących sobie ze mnie żarty.
  - To nie tak.
  - Daj spokój. Skończyłam temat.
  - Ale...
  - Nie. Możecie iść. - Joy wstała z łóżka i lekko czerwona na twarzy, wskazała chłopcom, że mają iść. Rutter szybko opuścił pokój z ulgą, a za nim lekko niezadowolony podążył Dylan, gdy tylko znaleźli się u siebie zapytał przyjaciela.
  - I co myślisz, że nie ma pojęcia?
  - Myślę, że coś wie, bo gdy wspomniałeś o Obrońcy zrobiła się poddenerwowana.
  - Trzeba wyciągnąć z niej co wie. Myślisz, że wie, kto jest drugim Obrońcą?
  - Nie wiem, ale musimy się dowiedzieć, Joy zawsze była nieprzewidywalna. - Brunet zastanowił się przez chwilę a potem rzucając poduszką w przyjaciela zmienił temat. - A tak poza tym ty i Joy?
   - Ona sobie coś ubzdurała. Nagle zaczęła mnie całować i mówić, że jestem jej chłopakiem, co prawda byliśmy na niby randce ostatnio, ale wydawało mi się, że nie jesteśmy parą, dopóki ta nie zaczęła świrować. - Dylan zaczął rozmyślać nad uczuciami do dziewczyny. Lubił ją, ale raczej na tym się kończyło. Czasami była spoko, słodka a za chwilę jej odwalało. Nie chciał być z tak nieprzewidywalna dziewczyną. Dlatego zawsze Lydia wydawała mu się odpowiednia. Słodka, delikatna, bezbronna. Ale tylko wydawała. - Miała mi podobno pomóc zapomnieć o kimś.
  - Domyślam się o kim.
  - Tyle, że to nie pomaga. - Uśmiechnął się smutno i razem zaczęli przetwarzać wszystkie informacje, które dotąd zdobyli.


***


    Zawsze wydawała się tą twardą. Chciała się taką wydawać, wtedy ludzie brali ją na poważne, ale odkąd trafił do domu Anubisa coś się zmieniło. A raczej ktoś ją zmienił. Przez swoją przyjaźń z Eddie'm z powrotem stała się miękką dziewczyną. Może jeszcze nie do końca się nią stała, ale te wszystkie uczucia, którymi obdarzyła Millera, te wszystkie które sama czuła przebywając z nim, to było dla niej coś całkiem nowego. Coś czego jeszcze nigdy nie przeżyła. Wiedziała, że z każdym dniem zakochiwała się w chłopaku coraz bardziej. Nie potrafiła wyobrazić sobie teraz jej życia bez tego durnia.
     Czy to była miłość? Tego nie wiedziała, ale jej uczucie do niego było silniejsze. Czy go kochała? To było chyba jeszcze za wcześnie by o tym myśleć. Zawsze słowa 'kocham cię' kojarzyły jej się z prawdziwą, wieczną miłością. Te słowa miały dla niej ogromne znaczenie, nie chciała powiedzieć ich od tak. Z resztą z Miller'em znała się parę miesięcy, to było za wcześnie, aby myśleć o miłości. Więc dlaczego o tym teraz myślała? Dlaczego myślała teraz o tym, zamiast rozkoszować się chwilą spokoju ze swoim chłopakiem.
   - Nad czym tak rozmyślasz, kochanie? - Zapytał blondyn Patricie wyrywając ją z rozmyśleń. Gdyby wiedział o czym myślała, pewnie zaczął by się śmiać. Dziewczyna oblała się rumieńcem.
  - Czy ty nazwałeś mnie ''kochanie''?
  - Nie pochlebiaj sobie tak. - Miller uśmiechnął się zawadiacko, na co brunetka przewróciła oczami.
  - Wiesz, że cię nie lubię? - Przerwała, po czym dodała. - Nawet bardzo cię nie lubię.
  - Wiem, ja też cię wprost nie cierpię. Jesteś męcząca, irytująca, masz brzydkie włosy, często mnie obrażasz, jesteś nie do zniesienia. - Eddie patrzył się Patt w oczy z łobuzerskim uśmiechem, wyliczając na palcach.
  - Mogłabym powiedzieć to samo o tobie, chociaż jeszcze musiałabym dodać, że jesteś głupi. - Ich relacja była co najmniej dziwna. Droczyli się, ale mimo to nadal byli razem. Nie potrafili z siebie zrezygnować. Co z tego, że byli w związku od niedawna. Oni czuli jakby znali się od najmłodszych lat.
  - Czy ty powątpiewasz w moją inteligencję?
  - Tak. Przyznajmy szczerze, nie należysz do najmądrzejszych osób. - Miller udał obrażonego, pokazał Patricii język, po czym obrócił się do niej plecami. - Jak dziecko. - Mruknęła rozbawiona.
  - Co powiedziałaś? - Odwrócił się z powrotem chłopak.
  - Że zachowujesz się jak dziecko.
  - Tak? A czy dziecko zrobiło by to? - Zapytał po czym przyciągnął brunetkę do siebie i połączył ich usta
razem. Williamson poczuła jak przyjemne dreszcze przechodzą przez jej ciało, po czym oddała pocałunek. Zaczęli go pogłębiać i już po chwili dziewczyna czuła język chłopaka w swojej buzi. Ich języki walczyły o dominację.
  - Nie całujemy się w salonie. - Usłyszeli rozbawiony głos Dylana, po czym jak oparzeni oderwali się od siebie. Obydwoje wyglądali jak dojrzały pomidor.
  - Coś konkretnego chciałeś Parker? - Zapytała Patt szorstkim głosem.
  - Spokojnie. Muszę porwać na chwilę twojego faceta. Wiesz sprawy kumpli i takie tam.
  - Bierz go. Nie będę tęsknić.
  - Jasne, będziesz umierać z tęsknoty. - Mruknął koło ucha dziewczyny Eddie po czym udał się za przyjacielem. Williamson rozsiadła się wygodniej na kanapie. Co ten chłopak z nią robił? Była taka miękka. Zachowywała się jak nie ona, ale chyba każdy może się zakochać, prawda? Trochę dziwnie się czuła z tą sytuacją, ale była szczęśliwa i to się liczyło. Nagle usłyszała dźwięk przychodzącego sms'a. Wyciągnęła swoją komórkę, jednak to nie jej przyszło. Na stoliku leżał telefon Miller'a. Dziewczyna zastanowiła się po czym  sięgnęła po niego. Cóż powiedzieć? Zawsze miała ciekawską naturę. Odblokowała ekran po czym wcisnęła na ikonkę wiadomości i wyświetliła najnowszą.

Od: nieznany 
Za niedługo się spotkamy, najpierw musisz coś dla mnie zrobić, ale nie będziesz sam. W końcu coś za coś, prawda? 

Patricia próbowała przyswoić sobie wiadomość. Jakie za niedługo się spotkamy? Co to miało być? Chciała przejrzeć wcześniejsze sms'y ale były usunięte. Blondyn najwyraźniej coś kombinował. Nie mogła pozwolić by się wplątał w jakieś gówno. Odłożyła telefon na stół, gdy usłyszała zbliżające się kroki.
  - Już jestem skarbie. Bardzo tęskniłaś? - Brunetka puściła słowo 'skarbie' pomimo uszu i powiedziała.
  - Dostałeś sms'a. - Chłopak sięgnął po komórkę i odczytał wiadomość. Patricia przypatrywała się jego reakcji jednak jego mina, nie wyrażała kompletnie nic.
  - Przeczytałaś, prawda? - Eddie nie patrzył na nią.
  - Masz zamiar mi to wytłumaczyć? - Warknęła lodowatym tonem. Cisza. - Czekam.
  - Nie ma co tłumaczyć, widziałaś wiadomość. - Nadal na nią nie patrzył.
  - Miller, o co chodzi do jasnej cholery?! W coś ty się wpakował?
  - W nic.
  - Dobrze. W takim razie nie odzywam się do ciebie, na pewno to też nic nie znaczy. - Brunetka wstała i chciała wyjść z salonu, ale chłopak chwycił ją za nadgarstek.
  - Naprawdę o nic nie chodzi.
  - Mi też, po prostu straciłam ochotę z tobą rozmawiać. - Popatrzyła na blondyna ciskając piorunami po czym jednym zgrabnym ruchem uwolniła swój nadgarstek z uścisku i wyszła z pomieszczenia.


***


   - Myślę, że powinniśmy zejść dziś do piwnicy i dowiedzieć się jakie jest następne zadanie. - Powiedział Fabian do Eddie'go gdy ten zły wszedł do ich pokoju. Blondyn nawet go nie usłyszał, tylko wściekły rzucił się na łóżko. - Halo? Ziemia do Miller'a!
   - Czego chcesz? - Warknął Eddie, patrząc w sufit.
   - Problemy w raju? - Zapytał Rutter po czym został spiorunowany spojrzeniem przyjaciela. - Wracając. Powiedziałem, że moglibyśmy dziś zejść do piwnicy zobaczyć jakie jest następne zadanie.
   - Jak se chcesz, ale ja do tych bab nie mam zamiaru iść. - Ktoś tu dostał chyba okresu. - Pomyślał brunet, lecz nie wypowiedział tego na głos.
   - Spokojnie, ja albo Dylan możemy iść.
   - Co ja? - Zapytał chłopak wchodząc do pokoju.
   - Robimy spotkanie Sibuny o dwudziestej trzeciej. Ty i ja pójdziemy poinformować dziewczyny.
   - Tyle, że ja nie idę do Niny, tam mieszka Sam-Wiesz-Kto. - Chłopacy zachichotali.
   - W sensie? - Eddie jako jedyny był nie poinformowany.
   - Joy.
   - Zamienia się w Voldemorta? Wiedziałem, że jest straszna, ale żeby aż tak. No, no...
   - Ona myśli, że jesteśmy razem.
   - A tobie to przeszkadza, bo...?
   - Nie zapomniałem o pewnej osobie. - Warknął poirytowany Parker.
   - Ach no tak. Lydia. - Uśmiechnął się usatysfakcjonowany Miller. Przynajmniej nie tylko on miał problemy.
   - Siedź cicho, stary. Ty chyba też masz problemy z dziewczyną, no nie?
   - Skąd wiesz?
   - Krzyki Patt można chyba w całym domu usłyszeć.
   - Dobra czas się zbierać. My idziemy poinformować dziewczyny, a ty Alfie'go. - Zarządził Rutter po czym wyszedł z pokoju. Ostatnio chyba im wszystkim sprawy miłosne się pokomplikowały.


***


Godzina dwudziesta trzecia nadeszła w mgnieniu oka i cała Sibuna po cichu udała się do piwnicy. Między przyjaciółmi panowała niezręczna cisza. Chyba tylko Dylan był podekscytowany, gdy weszli do sekretnego gabinetu, a potem do tuneli. Chłopakowi w oczach świeciły się iskierki ekscytacji i rozglądał się po wszystkich pomieszczeniach zaciekawiony. 
   - To jest niesamowite, jak to wszystko się tutaj pomieściło. - Mruknął zdziwiony. 
   - W tym domu od dawna nie dzieje się nic normalnego, tym bardziej chyba sam Robert był nienormalny. - Odpowiedział Nina, która usłyszała chłopaka. Resztę drogi spędzili w milczeniu. Martin nadal trzymała Fabiana na dystans, a Patricia nadal była wściekła na Eddie'go, co również odwracało się w drugą stronę. Blondyn był zirytowany faktem, że okłamał swoją dziewczynę. No, ale co innego miał niby jej powiedzieć? Zawarłem umowę z Nie-Wiadomo-Kim, że wykonam jego jakieś chore polecenie, by sprawić, że będziesz bezpieczna? No, ale poza tym to wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Taka odpowiedź na pewno nie wchodziła w grę. Musiał jakoś bezpiecznie się z tego wyplątać. Tylko jak? Póki co musiał sprawdzić na ile Williamson jest jeszcze wściekła. Dogonił swoją dziewczynę i zrównał się z nią krokiem. Nie widział dokładnie jej twarzy, ponieważ w korytarzach panował półmrok, ale mógłby przysiąc, że brunetka gdy tylko go zauważyła przewróciła oczami. 
   - Dalej się wściekasz, Gaduło? - Zapytał specjalnie używając przezwiska. 
   - Nie. Nie widzisz, że wprost kipię radością? - Warknęła, po czym przyśpieszyła kroku. Mimo, że dziewczyna szła szybko nadal pozostawali w tyle w porównaniu z resztą. 
   - Cieszę się, że chociaż humor ci dopisuje. 
   - Jeszcze czegoś chcesz? - Zapytała głosem wypranym z uczuć. Była wściekła, że chłopak ją okłamywał i ukuło ją to w sercu, że nadal jej nie powiedział prawdy. 
   - Poczekaj. - Eddie chwycił Williamson za rękę tak, że przystanęli po czym spojrzał jej w oczy. Brunetkę przeszedł dreszcz pod wpływem dotyku i spojrzenia blondyna. Na całe szczęście, że przez panujące ciemności nie mógł zobaczyć pojawiającego się u niej rumieńca. Co się z nią działo? Nigdy tak jej się nie zdarzało. Odpowiedź była prosta. Zakochała się. 
   - Czegoś chcesz? - Powtórzyła pytanie. 
   - Nie wściekaj się. Naprawdę o nic nie chodziło. Ktoś przysłał mi wiadomość i tyle. Nigdy wcześniej nie dostałem takich wiadomości. - Okłamał ją. Kłamał jej prosto w oczy. Czuł już wyrzuty sumienia, ale wiedział co zrobi, gdy dowie się prawdy. Będzie kazała odpuścić, ponieważ przyjaciele są dla niej ważniejsi. Znał ja doskonale i wiedział, że tak by było. 
  - Naprawdę? Nie okłamujesz mnie, Miller? - Zapytała po czym wbiła w niego swoje spojrzenie. Ten nie wahając się skinął głową. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Uwierzyła mu. - Proszę, nie pakuj się w kłopoty, i tak już w niezłych siedzimy. 
  - Tak jest, Złośnico. - Odpowiedział zaczepnie, za co dostał kuksańca w bok. Objął brunetkę ramieniem, a to go w pasie po czy ruszyli w kierunku reszty. Okazywanie uczuć nie leżało w ich naturze, ale nie mogli się oprzeć. Obydwoje tego potrzebowali. 
  - Co wy tak długo? - Zaraz zaczęły się pytania. 
  - Nie mówcie, że tęskniliście. 
  - Nie, spokojnie. Za tymi drzwiami znajduje się kolejne zadanie. Gotowi by zobaczyć co to za zadanie? - Zapytał Rutter. 
  - No chyba bardziej już nie będziemy. - Zadrwił Dylan. Chłopacy pchnęli drzwi, po czym weszli do niewielkiego, kamiennego pomieszczenia. Po środku pomieszczenia stał drążek do którego przyczepione były cztery a'la trąbki czy coś w tym stylu. Alfie podszedł do jednej z nich, po czym przycisnął swoje usta do instrumentu i wypuścił powietrze. Dało się usłyszeć pisk, przez który wszyscy musieli zatkać sobie uszy. Po chwili podłoga zatrzęsła się. 
  - Alfie, nawet nie próbuj jeszcze raz! - Skarciła go Amber odciągając ciemnoskórego od instrumentów. 
  - No, ale jak dowiemy się jak to działa? 
  - W sumie on ma rację. Myślę, że czwórka z nas powinna spróbować. - Poparł Lewisa Dylan po czym podszedł z innej strony i ustawił się. - Kto próbuje razem ze mną? 
  - Nie wiemy jak to działa. - Zaoponował Fabian. Nie lubił działać, gdy nie było konkretnego planu. 
  - No to zaraz się dowiemy. - Eddie i Patricia podeszli do kolejnych dwóch. Za ostatnim ponownie ustawił się Alfie. 
  - No to na trzy. - Powiedział zrezygnowany Rutter. - Raz, dwa, trzy. - Przyjaciele dmuchnęli ponownie w instrumenty i ponownie pomieszczenie się zatrzęsło. Tylko tym razem dwa razy mocniej, tak, że wszyscy upadli na ziemię. 
  - Tak, spróbujmy we czwórkę, przecież co się może stać? - Warknął Fabian. 
  - Wcale tak nie mówiłem. - Nie zgodził się z przyjacielem Parker. 
  - No to musimy się dowiedzieć o co chodzi. A teraz możemy iść? Jestem zmęczona. - Nina podniosła się z ziemi, po czym spojrzała wyczekująco na pozostałą część grupy. 
  - Chyba już nic tu po nas. - Zgodził się Eddie, po czym udali się z powrotem. 


***


Na następny dzień Dylan był nie wyspany. Jednak nocne wędrówki nie są jego mocną stroną. Na drugi dzień wyglądać jak zombie. No to on podziękuje. Chociaż musiał przyznać, że ten akademik coraz bardziej go intrygował. Tyle tajemnic skrywał w środku, a niektórzy żyli w nim, kompletnie nie wiedząc co się w nim wyprawia. On przedtem też nie wiedział. 
  - Dylan! - Usłyszał za sobą piskliwy głos Joy, po czym przystaną i poczekał na dziewczynę. Ta dogoniła go i na środku korytarza pocałowała. Prawdopodobnie nie chciał tego. A może tylko tak mu się wydawało? Może to właśnie to było mu potrzebne? Sam nie wiedział czego chciał, ale chyba jednak nie pragnął Mercer. Bardzo często zachowywała się jak zdesperowana dziewczyna, szukająca na siłę miłości. A on chciał czuć tą chemię między nim a jakąś dziewczyną. Pomiędzy nim a Mercer niczego nie czuł, taka była prawda. 
  - Jak mniemam ty masz bardzo udany dzień, co? - Zapytał, gdy w końcu brunetka odczepiła się od niego. 
  - Nawet nie wiesz jak bardzo. - Uśmiechnęła się zalotnie. - Ale coś mi się wydaje, że ty nie masz udanego dnia.
  - Po prostu się nie wyspałem i od rana jestem nieprzytomny. - Mruknął brunet. 
  - No to już w akademiku postaram się, abyś był rozbudzony. - Zaśmiali się oboje, po czym ruszyli w kierunku drzwi frontowych. Wyszli na dziedziniec i Dylan zauważył niedaleko rudą czuprynę, która niewątpliwie należała do Lydii. Koło Hudson niedaleko stała Amber, a zaraz koło rudowłosej jakieś dziewczyny, niewątpliwie to były te które zaczepiły ich pod kinem. 
   - Twój chłopak nadal się do ciebie nie odzywa? A może raczej były chłopak. - Zapytała blondynka, bodajże Emily, stojąca najbliżej Hudosn. 
  - A tobie co do tego? - Warknęła dziewczyna łamiącym się głosem. 
  - Dylan, idziemy? - Zapytała Joy ciągnąc chłopaka za ramie. 
  - Idź, za chwilę cię dogonię. - Mruknął po czym zszedł po schodach i stanął w pewnej odległości od dziewczyn. Jeszcze go nie zauważyły. 
  - Och proszę cię, wiemy, że ci na nim zależało. Mu chyba też do póki nie uwierzył w te nasze małe kłamstewko. - Emily razem z resztą dziewczyna zaśmiały się. Jakie kłamstewko, o co do cholery chodziło? - Przeszło chłopakowi przez myśl. 
  - To, że wtedy podłożyłyście mi rzeczy i oskarżyłyście mnie o kradzież, nie robi ze mnie złodziejki. - Rudowłosa stała tam, blada, niepewna, krucha, jakby zaraz miała się rozsypać. 
  - Oczywiście, że robi. Wszyscy w to uwierzyli. W szczególność ten twój chłoptaś, gdy podrzuciłyśmy ci ten wisiorek. Jesteś żałosna. Przygotuj się, bo za niedługo możesz zniknąć z akademika. W końcu nikt nie chce mieszkać ze złodziejką. - Blondynka zaśmiała się, odwróciła i wraz z przyjaciółkami odeszła. Amber zauważyła Parkera, ale wolała nic nie mówić, wolała poczekać na rozwój wydarzeń. Podeszła do przyjaciółki po czym przytuliła ją do siebie. 
  - Wszystko będzie dobrze. - Powiedziała głaszcząc ją po włosach. 
  - Nic nie będzie dobrze. One robią mi piekło w akademiku.  -Szlochała Lydia. Brunet w końcu zrozumiał, że to nie dziewczyna na której mu zależało popełniła kradzieże, tylko została wrobiona. Ona próbowała mu to wytłumaczyć, a on nie dopuszczał jej do głosu. Powiedział, że ma się odczepić. Był teraz wściekły na siebie. Jak mógł pozwolić, by ktoś zmienił jego zdanie o Lydii. Jak mógł uwierzyć w to kłamstwo. Teraz musiał to naprawić. Błagać o wybaczenie. Rudowłosa nie zasługiwała, by tak cierpieć. Obiecał sobie, że nie pozwoli jej nikomu skrzywdzić. Zawiódł. Cały czas ludzie ją krzywdzili, a najgorsze było to, że sam na pewno zadał jej największy cios. 
  - Dylan! - Usłyszał przerażony krzyk Amber. Spojrzał w stronę dziewczyn. Blondynka klęczała na ziemi
trzymając w rękach rudowłosą. Szybko tam podbiegł. 
  - Co się stało? - Zapytał sztywniejąc. 
  - Nie mam pojęcia. Płakała, a potem zaczęła coś bredzić i zemdlała. - Dziewczyna obróciła bezwładne ciało przyjaciółki, twarzą do góry. Dylan jak i Amber przerazili się. 
  - O mój Boże. - Szepnęli oboje, gdy zobaczyli że po bladej twarzy dziewczyny spływały łzy. Czerwone łzy. Lydia płakała krwią. 




                                                                                                        

Hmmm... Czy tylko mi się wydaje, że wyszedł beznadziejny? ;c Mówi się trudno... 
Wiem, znowu była dłuższa przerwa. Miesięczna. Może trochę więcej. Przepraszam i tak niczego nie zmieni, ale przepraszam ;c 
Prawda jest taka, że pomysł na rozdział miałam, ale brakło motywacji by zebrać się w sobie i zacząć pisać. Nie zostało nas dużo, ale mam nadzieję, że parę osób chociaż doceni mój wysiłek. 
Rozdziały co prawda dodaję rzadziej, ale zdecydowanie są dłuższe. Jeśli chcecie, mogę z powrotem pisać krótkie, ale częściej, chociaż moim zdaniem warto poczekać na więcej. Ostatnio w rozdziałach dużo Lydii i Dylana, mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza, ponieważ teraz odgrywają jedne z ważniejszych ról c; Swoją drogą rozdział dziś pojawiłby się wcześniej, ale podczas pisania popełniałam tyle błędów ortograficznych, których wyszło więcej niż przez całe moje życie ;c 

No to teraz tak chciałabym Was prosić o dłuższe komentarze. Poprzednie rozdziały pojawiły się szybciej ze względu na to, że miałam motywację dzięki waszym komentarzom. Naprawdę w tą historię wkładam dużo serca i pracy i chciałabym przeczytać szczere opinie na temat rozdziałów. Wam to zajmuje chwilę, a ja mam naprawdę dużą motywację by dalej pisać. Parę zdań to nie tak dużo, a na prawdę pomagają. Czytać tylko komentarz typu 'Super' 'Kiedy next?' to nie za dużo. Możecie nawet mnie krytykować, chętnie się dowiem co robię źle c; Ale piszcie, pokażcie, że czytacie. Pokażcie ile was zostało. Będę naprawdę wdzięczna ♥

Pozdrawiam wam
Stevie ;*