piątek, 21 lutego 2014

One Shot - ,,W nadziei na lepsze jutro'' [Marome]



Ludzie potrafią tylko krzywdzić. Z premedytacją lub bez niej. Fizycznie i psychicznie. Ciężko stwierdzić co jest gorsze. Rana zadana na ciele, czy na duszy? Rany cielesne się zagoją, ale te psychicznie zostaną z tobą do końca. Każdy został nie raz skrzywdzony. Ciężko jest się potem pozbierać, prawda? Niektórych załamuje dopiero coś mocnejszego, a niektórych słowa, które niby nie miały ich urazić. 
Mara Jaffray była tą drugą osobą. Gdy mieszkała w domu Anubisa, łatwo ją było zranić. Gdy przechodziła szkolnym korytarzem, ludzi wytykali ją palcami i przezywali kujonką, śmiali się z niej. Starała się udawać, że tego nie widzi lub że ją to nie rusza, ale prawda była tak, że zawsze wieczorem wymykała się na strych i płakała. Nie chciała aby z niej się śmiali. Co prawda nie należała do osób szalonych, i mających wszystko w głębokim poważaniu. Jej zależało na przyszłości, czy to źle? Wreszcie myślała, że znalazła osobę, której nie przeszkada to, że jest trochę sztywna. Mick Campbell. Sportowiec. Chłopak nie należał do najinteligentniejszych osób w szkole, ale zainteresował się nią. I to Marze wytarczyło. Poczuła się chciana. Po paru miesiącach Mick dostał stypendium sportowe i wyjechał do Australii. Zostawił ją. Jaffray poczuła wtedy, że to wszystko nie miało sensu. Skończyło się na tym, że znów upadła. Znowu stała się bezsilna i podatna, na każde krzywdzące słowa. 
O dziwo w tej ciężkiej dla dziwczyny chwili pomógł jej podnieść się chłopak, którego przenigdy by o to nie podejrzewała. On. Jerome Clarke. Szkolny samolub i egocentryczny, oszust. Brunetka zawsze myślała, że chłopak poza swoją bujną czupryną, czyli samym sobą nie widzi nikogo innego. Jednak pomyliła się. To on jej pomógł. Mara poznała chłopaka, który okazał się fantastycznym przyjacielem i powiernikiem. Byli ze sobą blisko, naprawdę blisko. Znali siebie na wylot. I wraz z tym, że spędzali ze sobą czas, jedno zmieniało drugie. Jerome stał się cieplejszy w stosunku do ludzi, a Jaffray stała się bardziej pewna siebie. Z czasem ich relacja zmieniła się. Stali się parą. 
Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy. Dla Mary też się skończyło. A powodem, by jej szczęście minęło stała się Joy Mercer. Brunetka niegdyś zakochana w Fabianie, gdy zrozumiała, że Rutter nigdy z nią nie będzie postanowiła przestawić się na innego chłopaka. Dostrzegła zmianę w Clarku i postanowiła działać. I udało jej się. Zodobyła go. 
Dla Mary to był cios prosto w serce. Straciła drugą osobę najważniejszą w jej życiu. Straciła nie tylko chłopaka, ale co najważniejsze przyjaciela, który jej pomagał w najcięższych momentach. Przyjaciela, któremu zawsze mówiła wszystko. Ta siła, którą zdobyła przyjaźniąc się z Clarkiem, rozpadła się, zostawiając załamaną dziewczynę. Brunetka szybko przeniosła się do innego akademika, i tam przez jakiś czas dała się porwać rozpaczy. Miała wrażenie, że część duszy straciła na zawsze. Strata przyjaciela, boli bowiem najbardziej. 




4 lata później 


Mara zmierzała właśnie na kolejny wykład na uniwersytecie Oxford. Zdawała medycynę, przez co miała jeszcze więcej nauki. Chciała zostać lekarzem i ratować ludzkie życia. W ciągu tych czterech lat nie miała za dużo czasu na spotkania towarzyskie. Nie miała za dużo przyjaciół, tym bardziej chłopaka. Czasami doskwierała jej samotność, ale starała się tym nie przejmować. Nie chciała zaufać kolejnej osobie. Bała się ponownego zranienia. Nie myśl teraz o tym. - Skarciła siebie w myślach. Czasami wracała wspomnieniami do czasów liceum, kiedy razem z Jerome'm stanowili zgrany duet. Ale to było kiedyś... Dziewczyna od tego czasu przeszła załamanie nerwowe, i od tamtej chwili stała się silniejsza. Tym razem nie pozwoli by ją ktoś zranił.
- Hej Mara, jak tam? Gotowa na kolejny jakże ciekawy wykład? - Zagadał do dziewczyny Lucas i mrugnął. Teraz czekał ich wykład z najstarszym i najnudniejszym profesorem, panem Fidels. Pan Fidels często się zapominał i powtarzał parę razy to samo. Jaffray starała się na to nie zwracać uwagi i być pozytywnie nastawiona, ale się nie dało. Rozumiała, że jakby ciekawie mówił, to by nikt nie zwracał uwagi na to, że parę razy zaczyna ten sam temat, ale bez przesady. Już dłużej mogłaby słuchać Amber, o nowych projektach i ubraniach które kupiała.
- Oczywiście. Kolejna godzina z życiorysu wycięta. - Odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się. Lucas można powiedzieć, że był jej przyjacielem. Jedynym. Ale kończyło się tylko na przyjaźni. Chłopak był typem takiego samego kujona jak ona. Nie chciała być z kimś takim jak ona. To w końcu przeciwieństwa sie przyciągają.
- Niestety. Pracujesz dziś? Może poszlibyśmy do biblioteki się pouczyć? - Zasugerował dziewczynie brunet.
- Przykro mi, pracuję dziś. Jakoś trzeba zapłacić za czynsz. - Jaffray pracowała od jakiegoś czasu w kawiarni nie daleko jej mieszkania. Była to dodatkowa praca, by nie siedzieć bezczynnie i nie wracać do przeszłości. Z resztą, kto by wytrzymał pod jednym dachem non stop z Amber? Robiła to, co zalecił jej lekarz. Musiała zająć się czymś. I to było to zajęcie. - Innym razem się pouczymy. - Dodała, po czym razem z chłopakiem poszła na zajęcia.


Następnego dnia, idąc do pracy Mara kątem zauważyła bujną czuprynę blond włosów. Czyżby to był...? - Przemknęło przez myśl dziewczynie. Wiedziała, że Clarke mieszka w Londynie i, że tu gdzieś studiuje, ale miała nadzieję, że go nigdy nie spotka.
Brunetka weszła do kawiarni, założyła uniform i ruszyła przyjmować zamówienia. Szło jej całkiem nieźle. Szczecze mówiąc lubiała tą pracę. Rozluźniała ją. Podeszła do kolejnego stolika.
- Czy mogę już przyjąć zamówienie? - Zapytała Jaffray patrząc na notes.
- Oczywiście. Niech się pani do mnie dosiądzie. - Odpowiedział jej znajomy głos. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie za dużo byś chciał Lucas?
- Chyba nie. - Uśmiechnął się do niej przyjaciel.
- Pracuję. - Mruknęła niezadowolona. Rozejrzała się po lokalu i jej wzrok trafił na wysokiego blondyna wchodzącego do kawiarni. Na blondyna tak dobrze znajomego. W towarzystwie znienawidzonej przez nią dziewczyny. Szybko by pozostać nie zauważoną usiadła koło bruneta.
- Zmieniłaś nagle zdanie?
- Nie. Widzisz tam przy wejściu. Nie chcę by mnie zauważyli. - Szepnęła Mara chowając się za chłopaka.
- Jeroma? - Zapytał spokojnym głosem Lucas.
- Znasz go?! - Jaffray wytrzeszczyła na przyjaciela oczy.
- Oczywiście. Studiuje prawo na Oxfordzie. - Te zdanie starczyło by Mara zaczęła pękać od środka. Wstała i ze łazami z oczach zaczęła szybko iść w kierunku wyjścia dla personelu. Niestety, miała takiego pecha, że potknęła się o coś i wpadła na koleżankę z pracy, która niosła czyjeś zamówienie. Pech sprawił, że wszystko to wylądowało razem z Marą na ziemi. Na dodatek jedzenie znalazło się na niej. Cholera - Przeklnęła siebie w myślach. Zobaczyła, że ktoś wyciąga do niej rękę.
- Wszystko w porządku? - Zapytał chłopak, gdy dziewczyna chwyciła go za dłoń, nadal patrząc na podłogę. Jednak już pierwsze słowo sprawiło, że Mara zesztywniała i spowrotem wylądowałaby na ziemi, gdyby nie chłopak, który zdążył ją chwycić i teraz przyciągnął do siebie. - Wszystko w porządku? - Zapytał ponownie.
- Tak. Puść mnie. - Powiedziała Jaffray starając się nie wybuchnąć płaczem. Zdecydowała się i spojrzała na swojego bohatera. Tak jak myślała. W ramionach trzymał ją nie kto inny jak Jerome Clarke. Ten sam Jerome Clarke, który złamał jej serce. Spojrzała na jego twarz, chcąc zapamiętać jej szczegóły. Jego oczy w ogóle się nie zmieniły. Nadal miały ten niesamowicie niebieski kolor. Spojrzała w te oczy, które tak kochała, te który patrzyły na nią z niedowierzeniem. Mara zauważyła, jakiś szczęśliwy błysk w oku chłopaka. Jego włosy były w takim samym nieładzie jak zapamiętała. Na jego twarzy, którą tak kochała wydać było, że jest zdezorientowany.
- Mara? - Szepnął. Brunetka nie zdolna nic powiedzieć kiwnęła tylko głową i wyrwała się chłopakowi.
- Jerome, okey? - Zapytała Mercer podchodząc do nich, by ocenić sytułacje.
- Tak. - Odpowiedział. I obrócił się do swojej dziewczyny.
- Patrz jak teraz wyglądasz! Co za niezdara z tej dziewczyny! - Warknęła Joy. Chłopak zauważył, że Jaffray właśnie zniknęła za drzwiami wyjściowymi dla personelu. Na nowo ożyły w nim te uczucia, które starał się w ciągu tych lat zagłuszyć.
- Nic się nie stało. - Odpowiedział lodowatym tonem.
- Stało. Będzie musiała zapłacić ci za te ubrania.
- Joy, przestań....
- Nie mogę uwierzyć, że taka niezdara tu pracuje.
- Joy, dość! - Nie wytrzymał już blondyn. Od dłuższego czasu brunetka działała mu na nerwy. Bardzo chciał pobiec za byłą przyjaciółką, ale musiał tu i teraz zakończyć tą jego chorą relację z Mercer.
- O co ci chodzi?
- Od dłuższego czasu, jesteś nie do zniesienia. Prawda była taka, że może na początku w tobie coś widziałem. Ale ty postarałaś się o to bym zmienił zdanie. Wróciłem do ciebie, mając nadzieję, że się zmieniłaś. Jednak jesteś taka jak kiedyś byłaś. Wybacz mi, ale to nie ma sensu. Nie potraię być z osobą, która najbardziej zwraca uwagę na rzeczy materialne. Znajdź sobie kogoś takiego jak ty. - Powiedział wściekły Jerome i już ruszył w stronę wyjścia z kawiarni.
- Jeśli teraz wyjdziesz, stracisz mnie na zawsze! - Krzyknęła za nim Joy. Chłopak zatrzymał się.
- Jakoś przeżyję z tą świadomością. - Odpowiedział odwracajac się w stronę swojej byłej już dziewczyny - Żegnaj Joy. - Dodał i wyszedł. Postanowił, że jutro poszuka Mary, porozmawia z nią i naprawi wszystko to co zniszczył. Chciał by było jak dawniej. Kiedy nie potrzebowali nikogo więcej do szcześcia, bo mieli siebie. Chciał znowu poczuć obecność dziewczyny w swoim życiu. Którego tak na prawdę nigdy nie opuściła. Postanowił sobie. Znowu zdobędzie Marę. I nigdy nie opuści.



Dwa dni później, Mara postanowiła iść do szkoły. Czuła się potwornie. Tłumaczyła sobie, że to nie było nic takiego. Co prawda dowiedziała się, że chodzą na tą samą uczelnie, i spotkali się twarzą w twarz, chciała uwierzyć, że to nic takiego, ale nie mogłą. Jej serce na to nie pozwalało. Musiała znowu zacząć brać leki antydepresyjne. Gdy Jerome w liceum ją zostawił, wpadła trochę w depresję. Straciła nadzieję na lepsze jutro. Gdy już prawie całkowicie, jeśli to było możliwe, się pozbierała, to znowu go spotyka i stara rana, na nowo zaczęła krwawić. Ciężko jest się później pozbierać.
Jaffray niechętnie ruszyła w kierunku uczelni. Nie chciała tam wracać. Wiedziała, że w każdej chwili może spotkać tam Clarke. Ale musiała. Nie porzuci swoich marzeń, by zostać chirurgiem, tylko dlatego, że spotkała jego. Co to, to nie.
Wszystkie wykłady spędziła nie skupiając się. Gdyby ktoś ją zapytał co dziś było, pewnie nic by nie odpowiedziała. Na zajęciach była tylko ciałem, jej duch znajdował się zupełnie gdzie indziej.
- Wiesz, że jeszcze musisz iść do biblioteki wypożyczyć tą książkę o układzie krwionośnym? - Zapytał Lucas doganiając brunetkę, gdy ta kierowała się do wyjścia.
- Dzięki, że mi przypomniałeś. Na śmierć zapomniałam. - Westchnęła i odwróciła się. Akurat wtedy rozległ się dzwonek i korytarz po chwili opustoszał.
- Nie ma za co. W końcu od czego ma się przyjaciół?
- Poczekaj tu. Za chwilę przyjdę. - Powiedziała Mara i ruszyła w kierunku biblioteki, mieszcząścej się w innym skrzydle uczelni. Wypożyczyła to co potrzebowała i ruszyła w kierunku wyjścia ze szkoły. Dziewczyna zatraciła się w swoich myślach i wpadła na kogoś.
- Przepraszam. - Powiedziała po cichu.
- Nie masz za co, Maro.
- Jerome... - Szepnęła. I już miała uciec, ale chłopak chwycił ją za nadgarstek.
- Poczekaj. Porozmawiajmy. - Powiedział błagalnym tonem Clarke.
- Raczej nie mamy o czym. - Powiedziała szorstko dziewczyna.
- Przecież wiesz, że mamy. I to dość sporo. Chodź na spacer.
- Dlaczego ty to robisz? - Szepnęła Jaffray.
- Co robię? - Zapytał zdezorientowany Jerome.
- Pojawiasz się. Potem znowu mnie zostawisz. Nie chcę znowu cierpieć.
- Nie będziesz.
- Skąd ta pewność?
- Poprosu jesteśmy dla siebie stworzeni. - Powiedział chłopak i wziął za rękę dziewczynę i posiągnął w stronę parku, znajdującego się niedaleko campusu. Chodzili w milczeniu. Skrycie ciesząc się tą chwilą.
- Co z Joy? - Zapytała nagle Mara. Wiedziała, że to poczucie, że wszystko wróci do normy było tylko chwilowe. U niej w życiu nic nie może trwać dobrze.
- Skończyłem z nią. W liceum była okropna, ale teraz stała się jeszcze gorsza... Nawet tak na mnie nie patrz. Wiem, że zaraz powiesz, że przecież coś w niej widziałem.
- Wcale nie. W końcu to twoja sprawa.
- Ochh... Jaffray. Masz dobre serce, ale uwierz mi ja cię znam na wylot. Myślałem, że Joy się zmieniła. Coś w niej mnie zauroczyło i dałem się porwać temu uczuciu. Nie potrzebnie. To było tylko zauroczenie. Nigdy przy niej nie czułem tego co przy tobie.
- A co przy mnie czujesz?
- Miłość. Wiem, że cię kocham. To się nigdy nie zmieniło. Byłem głupi. Jednak nasza relacja zawsze była wyjątkowa. Zawsze siebie wspieraliśmy, pocieszaliśmy. Żałuję, że tak to się zmieniło.
- Ja też. Ale czemu dopiero po 4 latach mi to mówisz?
- Bo dopiero teraz ciebie znowu spotkałem. Gdy zacząłem spotykać się z Joy, ty przeniosłaś się do innego akademika, przez jakiś czas w ogóle cię nie widziałem. Później było zakończenie szkoły, a później oboje zaczęliśmy studia. Nawet nie wiedziałem, że się tu uczysz.
- Żyliśmy blisko siebie, nie wiedząc o tym. - Dziewczyna zdobyła się na słaby uśmiech.
- Łączy nas więź. Nie zaprzeczysz mi. Zawsze to ty wydowywałaś ze mnie to co najlepsze Maro Jaffray. Chcę, żeby dalej tak było.
- Nie da się od tak wszystkiego przekreślić... - Mara chciała coś jeszcze dodać, ale Jerome przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Pocałunek którego oboje od tak dawna pragnęli. Obydwoje tak stęsknili się za swoją bliskością. Za poczuciem bezpieczeństwa. Wiedzieli, że są sobie przeznaczeni. I że będą razem.
- Wiem, ale czy ja mówię, żeby to przekreślać? Zacznijmy wszystko od nowa. Zacznijmy się na nowo poznawać. Kto wie, może nie będziemy razem w przyszłości, ale nie rezygnujmy z naszej relacji. Co ty na to?
- Zgadzam się.
- No więc, jestem Jerome Clarke, a ty piękna jak się nazywasz? - Zapytał blondyn, na co dziewczyna zaśmiała się szczerze. Wreszcie pierwszy raz od czterech lat poczuła się szczęśliwa. Dopiero teraz znowu dostrzegła wiele barw tego otaczającego ją świata. Wreszcie czuła, że dusza, której czegoś brakowało, znowu jest cała, a serce mimo, że pokaleczone i z bliznami, regeneruje się i za niedługo będzie gotowe w pełni kochać. Miała nadzieję, że kiedyś będą z Jerome'm razem. Jako małżeństwo. Ale póki co chciała z nim być tu i teraz. Nie chciała już więcej go stracić. Pierwszy raz od lat dziewczyna miała nadzieję na lepsze jutro, które z każdym dniem mogło być jeszcze lepsze.


                                                                                                                       

Taaaaadaaaaaa!!! c; 

Macie kolejnego one shota, tym razem urodzinowego. Dziś mija równiutki roczek od kiedy zaczęłam moją przygodę z tym opowiadaniem. Cóż powiem szczerze, że strasznie szybko to zleciało, czasami nie było za łatwo. Myślałam parę razy nad zawieszeniem, ale póki co jestem i nigdzie się nie wybieram. 
Niestety już mi anonimek zaczął wypominać, że robię długie przerwy pomiędzy rozdziałami. Wiem to ;c Siła, wyższa. Chiałabym, abym miała więcej czasu, ale nauczyciele strasznie się poupierali przy sprawdzianach i kartkówkach. Obiecałam rozdział przed 15.02 się nie udało. Wtedy w weekend był bal (który swoją drogą był genialny), później nogi mnie bolały, jeszcze wcześniej jechałam do Ustronia na weekend i tak jakoś wyszło. 
Dziś też miało się nic nie pojawić, ale jakoś zmotywowałam się i trochę opierając się na swoich relacjach z moim byłym przyjacielem, powstało takie oto coś. Niestety ja jestem w momencie, w którym oboje nie zwracamy na siebie uwagi ;c Od 2 lat. Może kiedyś się to zmieni. Mam taką przynajmniej nadzieję. 

Nie wiem czy wam się ten one shot podoba. Napiszcie ;) Mi podobał się bardziej tamten, ale chciałam napisać coś z Marą i Jerome'm. To jest taki special dla Sapphirki. (Wybacz, że udało mi się takie coś tylko napisać, miało wyjść lepiej ;c) Którą kocham ♥ I mam nadzieję, że u niej już jest lepiej. Ale także dla was. Dla wszystkiech moich czytelniczek jest ten post. Następnym razem, gdy będę pisać dedykacje czy coś postaram się lepsze ''coś'' napisać. 

Strasznie dziękuję wam dziewczyny za to, ze wyświetlenia przeszły już 50.000 O.o Nigdy bym nie uwierzyła, że będę miała 1.000, a co dopiero tyle ile teraz mam. Kocham was wszystkie ♥ 
Również dziękuję wam mocno, mocno za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Były naprawdę szczere. Aż się wzruszyłam czytając je ;) Naprawdę dobrze jest wiedzieć, że czytacie mojego bloga. 

A teraz może podziękowanie takie urodzinkowe. Równo rok temu zaczęłam pisać te moje dziadostwo. Za te pierwsze rozdziały mogę się wstydzić i schować pod łóżko, bo niektóre są na prawdę bezsensu. Wątki się nie trzymają w ogóle. Raz Patt rysuje, raz śpiewa, raz gra na gitarze, raz na fortepaianie. Uzdolnione dziecko O.o Ale mimo, wszystkie te moje głupie wątki, błędy i w ogóle, wy ze mną zostałyście i czytacie. Nawet nie wiecie jak się cieszę. 
No to tak dziękuję Kamie1D, bo gdyby nie ona to na pierwszym rozdziale by się ta historia
skończyła. Sapphirce - bez niej to by nie było to samo, twoje słowa dają zawsze największą motywacje, Patricii Miller, Gadule♥, Trixie^^, Ambri (no, Megi masz podziękowania, ciesz się xd), Wyraźnie innej, Nathalii Pisarce, Naty Ponte, Rebece Mikaelson, Trixie Verdass, innym bloggerkom, które skomentowały mojego bloga, wszystkim anonimkom. Jestem wam naprawdę wdzięczna. Jesteście wszystkie dla mnie inspiracją. Znowu to piszę, ale kocham was bardzo, bardzo ♥ Mam nadzieję, że w następnym roku też będzie co świętować. 

Rozdział postaram się napisać jak najszybciej. Obiecuję. Dziękuję za wszystko 

Wasza,
Stevie ;*


P.S . To chyba najdłuższa moja mowa^^