środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 35


Dla nas płonęło całe miasto,
Mogliśmy zginąć za siebie nawzajem
W mym sercu są małe iskry,
Tam gdzie jesteś i ty
{Cue the rain}






W domu Anubisa nastał nowy dzień. Poniedziałek. Znienawidzony przez wszystkich dzień tygodnia. No bo w końcu kto lubi wstawać po weekendzie i iść wcześnie do szkoły? No, może Mara. I w sumie Fabian. Ale oni są wyjątkami. Wszyscy uczniowie akademika zaspani, idąc jak zombie, schodzili się do jadalni. Zombie, chyba jednak nawet lepiej chodzą. Z resztą nie ważne. Większość była już w mundurkach szkolnych, z wyjątkiem Patricii i Eddie'go.
- Gwiazdki, co z wami? Przecież za dwadzieścia minut zaczynają się lekcje. Spójrzcie na siebie. Zanim zjecie śniadanie, marsz się przebrać. - Powiedziała Trudy, widząc niekontaktujących jeszcze nastolatków. Patricia poczekała jeszcze chwilę, aż dotrą do niej słowa opiekunki, i dopiero wtedy odpowiedziała.
- Trudy, spokojnie. Ja nie mogę nic robić na pusty żołądek. - Mruknęła, biorąc do ręki bułkę z dżemem.
- Ja tak samo. Ja nawet nie myślę z pustym żołądkiem. - Poparł Williamson blondyn.
- JA TEŻ! W sumie to już jestem głodny. - Wtrącił się szczęśliwy Alfie.
- Eddie, ty nigdy nie myślisz. Z resztą Trudy, jak ja mam się wyszykować, skoro Amber zajmuje łazienkę od czterdziestu minut.
- To dla tego jesteś dziś brzydsza niż zwykle. - Odparł Miller udając, że zastanawia się nad tą sprawą i przyglądając się intensywnie przyjaciółce.  - Haha... To było za tamten komentarz, o tym że nie myślę.
- Bo nie myślisz.
- A ty jesteś brzydka. - Para zaczęła się kłócić o bardzo... mało ważny temat.
- Dobra wy moi zakochańce, przestańcie już. Za dużo tej miłości. - Powiedziała Amber, schodząc po schodach już gotowa. Odkąd Patricia i Eddie wrócili z piwnicy, Millington wiedziała, że coś jest na rzeczy.
Czuła, że coś się wydarzyło. A skoro to czuła, to nie mogło być inaczej. Jednak gdy blondynka próbowała podpytać o to Patt, dostało jej się parę nie za miłych komentarzy. Jednak wiedziała, że było to tylko forma obrony koleżanki. Patricia i Eddie, postanowili zignorować komentarz przyjaciółki, wiedząc, że i tak to by nic nie dało.
- Dobra, łazienka wreszcie wolna. To ja idę. Szczęśliwa Trudy? - Zapytała Patricia przewracając oczami i wstając z miejsca.
- Bardzo. - Odpowiedziała kobieta z uśmiechem i wróciła do swoich zajęć. Gdy Williamson była już na schodach, usłyszała wołający ją głos.
- Poczekaj na mnie, pójdziemy razem.
- Dobra, za dziesięć minut bądź gotowy. - Ruszyła do łazienki. Po ostatnich wydarzeniach Patricia musiała poukładać sobie wszystko dokładnie w głowie. Najważniejsze było to że całowała się z Eddie'm. Ona z tym idiotą. Nie umiała jej ta myśl wyjść z głowy. Obiecała sobie, że zostaną tylko przyjaciółmi. Jednak nie potrafiła zaprzeczyć tej więzi, która ich łączyła. To było coś wyjątkowego. Jednak przerażała ją myśl, że teraz powinni skoczyć na wyższy poziom. Nie wiedziała, czy jej się uda. Nie była typem dziewczyny, która pragnie mieć chłopaka. Ona potrzebowała osoby, której zaufa, która będzie zawsze. I tym kimś wydawał się jej Eddie.

Po 10 min. dziewczyna stała już gotowa w holu czekając na przyjaciela. Kto by pomyślał, że chłopak potrafi siedzieć w łazience dłużej od dziewczyny. Patricia stała i przytupywała nogą patrząc jak nieogarnięty do końca Miller biegnie w jej kierunku. Zatrzymał się przed nią i zaczął, a raczej starał się zawiązać krawat.
- Spóźniłeś się. - Od razu przeszła do sedna dziewczyna.
- No i co z tego, kochanie? - Zapytał Eddie z błyskiem w oczach.
- To z tego, że się spóźnimy, idioto. I nie nazywaj mnie kochanie. - Warknęła w jego kierunku Williamson.
- Dobrze, kotku.
- Jesteś gorszy niż Amber. - Mruknęła, ignorując odpowiedź chłopaka. - Daj to, bo inaczej nas tu noc zastanie. - Powiedziała, przewracając oczami i zaczęła zawiązywać przyjacielowi krawat, z którym biedny się jeszcze nie uporał. Gdy już skończyła spojrzała w górę i napotkała wzrok chłopaka. Widziała, że pod maską tej obojętności, którą starał utrzymać, znajduje się chłopak, który troszczy się o najważniejsze osoby, który patrzy na nią z troską. A Williamson, która nigdy nie straciła głowy dla chłopaka teraz wpatrywała się w jego błękitne tęczówki  zahipnotyzowana. Z resztą Miller robił to samo. Jeszcze chwila i pewnie by się pocałowali, gdyż ich głowy znajdowały się coraz bliżej, ale Patt, która pierwsza odzyskała rozum odsunęła się.
- Gotowe. - Powiedziała nie patrząc na blondyna, speszona. Tak twarda Patricia Williamson przy Eddie'm się peszyła.
- Dzięki. Chodź bo teraz serio się spóźnimy.


***


Czasami nie za bardzo masz pojęcie co ze sobą zrobić. Jednocześnie pragniesz czyjejś obecności, a z drugiej wiesz, że sprowadzi to tylko niepotrzebne kłopoty. Z resztą, ten chłopak był tylko kolegą. Pomógł jej, gdy myślała, że już po niej, że przestanie walczyć. Jednak on wyciągnął do niej pomocną dłoń. Lydia, była mu za to wdzięczna. Po paru latach, kiedy świat stracił wszystkie barwy, na szarym obrazie pojawiła się jasna plamka, która powoli się rozrastała. Co z tego, że jej świat w większości był szary, ona pragnęła się uczepić tego jednego, małego, jasnego punkcika. Punkcika zwanego nadzieją. Rozmarzona rudowłosa, nie koncentrowała się na lekcji i malowała w zeszycie. Jakby z oddali usłyszała głos wołający jej imię. Czyżby to jej anioł stróż próbował dać znać, że obserwuje ją i nie zostanie sama? Niestety, to nie była rzeczywistość.
- Lydia Hudosn! - Głos nauczycielki, przyciągnął Lydie z powrotem na ziemię. Nie tylko głos co i uderzenie dziennikiem o jej ławkę.
- Przepraszam zamyśliłam się. - Bąknęła cicho dziewczyna, patrząc w zeszyt. Wiedziała, że ta chwila spokoju, była ciszą przed burzą.
- Może raczysz powiedzieć o czym to tak zawzięcie myślałaś? Skoro to, co zajmuje twój umysł, nie pozwala ci skupić się na lekcji.
- Nie o czym, tylko o kim myślała. - Hudson usłyszała za sobą szepty. Czuła jak jej policzki się czerwienią.
- Teraz będę już słuchała. Jeszcze raz przepraszam. - Powiedziała dziewczyna do nauczycielki, i przez całą lekcję próbowała zniknąć z pola widzenia kolegów i koleżanek z klasy.

Wreszcie lekcje się skończyły i każdy uczeń z ulgą wypisaną na twarzy wychodził z budynku szkoły. Największą radość chyba koniec lekcji sprawił Alfie'mu i Dylanowi. Czemu czarnoskóremu? Chyba nie trzeba tłumaczyć. Za to Parker cieszył się życiem. W szkole, czuł się jak w klatce. Jak ptak uwięziony w małej klatce. Zamknięty. Teraz wreszcie mógł zaczerpnąć świeżego powietrza, co prawda już jesiennego, które przeszywało płuca, ale nie było mu już duszno. Schodził po schodach, kiedy zauważył rudą czuprynę idącą kawałek dalej. Nie mógł się nadziwić jak osoba, która była pewna siebie, i gdy była młodsza miała się na królewnę czy coś w ten deseń, mogła przejść taką przemianę w cichą, nieśmiałą, zagubioną dziewczynę. Nigdy nie miał w przeszłości takiej prawdziwej okazji porozmawiania z królewną Hudson, która wprost miażdżyła spojrzeniem, a teraz mógł rozmawiać z totalnym jej przeciwieństwem. Coś musiało się stać, kiedy się tutaj przeprowadziła. I kto jak kto, ale Parker miał zamiar się dowiedzieć co się stało. Robiąc to co
kazało mu serce, zbiegł szybciej ze schodów i zrównał się z krokiem z Hudson.
- Hej. Masz jakieś ambitne plany na dziś? - Zapytał, gdy dziewczyna go zauważyła.
- Nie. Oprócz nauki nie mam nic do roboty. - Westchnęła ciężko. Cały dzień chodziła zamyślona, z głową w chmurach.
- No to może porobimy coś razem?
- Miło by było, ale wątpię.
- Dlaczego? - Zapytał Dylan zbity z tropu.
- Ponieważ pewnym osobom nie pasuje, że się spotykamy. - Mówiąc to dziewczyna, wskazała głową na krzak, za którym czaiła się pewna wariatka, zwana potocznie Joy Mercer. Chłopak popatrzył w tamtą stronę, kręcąc z politowaniem głową.
- Nie przejmuj się nią. Z tego co wiem, to ona miewa takie zachowania. To u niej naturalne.  A jak u ciebie? - Chłopak ściszył głos. - Miałaś jeszcze takie ataki?
- Na szczęście nie. Co prawda czuję, jakieś takie rozchwianie emocjonalne, ale tylko trochę.
- To dobrze. Gdyby tylko coś się działo daj mi znać. - Rudowłosa spojrzała na przyjaciela z czułością. Dawno nie czuła się w czyimś towarzystwie tak dobrze. Ktoś wreszcie się zaczął o nią troszczyć. Chciała tego. Pragnęła. Jednak spychała to w ciemne zakątki umysłu. Nie chciała, później znowu być zraniona. Nie. Wymazać tamto zdanie. Przecież przedtem mówiła, że nic do chłopaka nie czuje. I tak miało zostać. Przyjaciele. Nic więcej, nic mniej.
- No to jesteśmy umówieni na dziś? - Zapytał po raz drugi Parker. Lydia przygryzła dolną wargę, zastanawiając na co się umówili. Przez chwilę znowu przestała słuchać.
- No co? - Poddając się, zapytała bruneta. Jednak ten chyba nawet nie zauważył, że dziewczyna przestała słuchać.
- No do kina. Dzisiaj wszedł nowy film. O osiemnastej? - Zapytał, a gdy dziewczyna kiwnęła głową, dodał. - Przyjdę po ciebie.
- Nie! Ja przyjdę. - Gdy zobaczyła pytającą minę chłopaka wytłumaczyła. - Od Anubisa jest bliżej, niż od domu Hathor, przecież ten akademik znajduje się na zadupiu.
- No, dobrze... Będę czekał. - Powiedział. I już w tym momencie, oboje zaczęli wyobrażać sobie ten wieczór.



Uciekała. Przed wszystkimi? Przed nim? Czy może przed samą sobą? Zaraz po lekcjach pognała do biblioteki na wzgórzu. Sama nie wiedziała czemu. Nie miała czego się bać. No, może z wyjątkiem boga Seta i Rufusa. Ale to całkiem inna bajka. Ona bała się swoich uczuć. Nie wiedziała co zrobić. Nigdy nie miała do czynienia z prawdziwym uczuciem, a takie wyraźnie zaiskrzyło między nią a Miller'em. Więc czego się bała? Wychodziło na to, że samej siebie. Patricia właśnie siedziała na kanapie, przeglądając wyrwane kartki, z książki którą znalazła w tej dziwnej biblioteczce w piwnicy. W czerwcu będzie musiała wybrać. Dobro lub zło. Pragnęła wybrać dobro, ale nie miała pojęcia na czym będzie to polegało. Bała się, że jeśli zostanie opętana przez zło, to zrobi coś osobom które kocha. Które są dla niej wszystkim. Trzymała w ręce te kartki, lecz jej myśli wcale nie zastanawiały się nad sensem słów.


Wychodząc z piwnicy, trzymali się za ręce. Przed chwilą mu nie wierzyła, nie ufała. Kto by pomyślał, że jeden pocałunek zmieni to nastawienie. Nigdy Patricia nie była osobą, na którą takie tanie chwyty na podryw działają, ale to było coś innego. Jej zależało. Ale nie chciała pokazać tego po sobie. Wiedziała, że i tak to nic nie da. Wiedziała, że Eddie, wie jakie mniej więcej są jej uczucia. Znał ją lepiej, niż ona siebie samą. Mimo to, że będąc blisko siebie czuli się jak w niebie, wychodząc puścili swoje dłonie. Niby nic takiego, ale jednak. Dla nich to znaczyło dużo. Weszli do gabinetu, i zauważyli swoich przyjaciół, którzy czekali na nich. Co prawda Lewis już pod sypiał z resztą jak Amber i Nina, ale nie mieli zamiaru się stamtąd ruszyć, dopóki ich przyjaciele nie wrócą cali i zdrowi. 
Williamson poczuła, że jej policzki zaczynając przybierać czerwony odcień pod natarczywym wzrokiem przyjaciół, więc starała się ukryć głowę pomiędzy opadającymi włosami. Ukradkiem również spojrzała na Miller'a. Ten miał dla odmiany obojętny wyraz twarzy, ale wiedziała, że to tylko maska przed osobami, które nie miały zobaczyć tego co teraz czuł. A dziewczyna mogła się założyć, że czuł to co ona. 
- No, więc.... Co się stało? - Zaczęła piszczeć Millington podbiegając do brunetki. 
- A co się miało stać? - Zapytała Patricia udając, że nie domyśla się o co chodzi. 
- Jak to co? Ty i Eddie? Co się wydarzyło? - Blondyna świdrowała ją wzrokiem, wyobrażając sobie zapewne różne scenariusze. 
- Nic się nie wydarzyło. Amber. Ile razy ci trzeba mówić... - Jednak nie dane było jej dokończyć, gdyż do rozmowy włączył się Fabian. 
- A co znaleźliście? 
- Jakiś taki badyl. Nie wiem po co to, ale za łatwo to nie było go dostać. - Odpowiedział Eddie patrząc przy okazji na Williamson. 
- No mniejsza z tym. Mamy to co trzeba było. Podobno jest to ważne. - Zakończyła głosem bez emocji i zaczęła się zbierać w stronę wyjścia. Gdy zobaczyła, że nikt się nie ruszył z miejsca zapytała. - Idziecie? 
- Co?... A tak. - Odpowiedziała Nina oglądając drążek wraz z Fabianem. 
- Nie nic. Zastanowimy się później do czego to służy. - Zadecydowała Ruttter i ruszył w kierunku wyjścia, wyprzedzając tym Patricie. - Dobranoc. 
- Branoc. - Odpowiedział Miller i podszedł do dziewczyny. - Nie uważasz, po powinniśmy porozmawiać? 
- Nie. Nie ma o czym. 
- Jest. Też to czujesz...
- Nie teraz. W inny dzień. 
- Niech ci będzie. Ale wiedz, że nie zostawię tak tej sprawy. - Powiedział Eddie uśmiechając się. Razem z Patricią ruszyli za pozostałymi. Po drodze ich ręce znowu się złączyły w jedność. 




Joy Mercer stała przed oknem w salonie i przyglądała się Dylanowi i Lydii, którzy wybierali się do kina. Jednym słowem można było określić opinię dziewczyny na temat rudowłosej. Nienawidziła jej. Joy nie potrafiła zrozumieć, co ten uroczy debil widzi w tej dziewczynie. Nie była ani ładna, ani mądra, ani tak wspaniała jak Mercer. Jednak zdobyła Parkera. Nawet jeśli nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Joy już nie patrz się tak na nich jakbyś miała ich zabić. - Wyrwała z zamyślenia Mercer, Nina która
podeszła i też zaczęła przyglądać się parze na zewnątrz.
- Nie chce ich zabić. Tylko ją. Zjawia się nie wiadomo skąd, i zdobywa mojego chłopaka. - Odpowiedziała jadowitym tonem, nie patrząc na koleżankę.
- Ty go po prostu wcześniej nie zauważyłaś. Pozwól im być szczęśliwym.
- Nic z tego. Ta zołza, nie odbierze mi go. Ledwo co, na twoje szczęście zapomniałam o Fabianie, a teraz o kolejnego muszę walczyć. - Tak. To prawda. Joy prawie już odpuściła sobie Ruttera, gdy tylko zobaczyła, że Parker nie jest już nią zainteresowany i postanowiła walczyć. Co z tego, że znowu była na przegranej pozycji. W końcu była z Mercer'ów, a oni się nigdy nie poddają.
- Nie musisz walczyć. Miłość przyjdzie sama do ciebie. W najmniej odpowiednim momencie.
- Łatwo ci mówić. Z resztą nieważne. Nie mam pojęcia dlaczego akurat tobie się zwierzam. - Mruknęła brunetka, odwracając się w stronę Martin.
- Ponieważ musisz się komuś wygadać. - Odpowiedziała z uśmiechem na ustach szatynka. Czuła, że razem z Mercer mogą złapać wspólny język.
- Mam od tego Patt. - O właśnie! Martin trafił w czuły punkt. Zobaczyła w oczach Joy smutek, który starała się ukryć.
- Patt? Przecież ona cały czas lata za Miller'em. Myślisz, że długo będzie jeszcze się z tobą przyjaźnić? - Powiedziała Nina z kpiącym uśmiechem na twarzy.
- Co masz na myśli? - Joy czuła się teraz zdezorientowana.
- Przecież za chwilę, obstawiam, że zaprzyjaźni się z Hudson. Nie wmówisz mi, że ciebie Patricia nie zaczęła denerwować. - Szatynka wiedziała już, że Mercer należy do niej.
- No może trochę. - Mruknęła cicho.
- Widzisz? Mam pomysł. Pomożemy sobie.
- My?
- Tak my. Mam plan, dzięki któremu oby dwie skorzystamy. I ty i ja. Powiem ci tylko, że rozgryzłam już o co chodzi w całym zadaniu.



- Eddie? Co ty tutaj robisz? - Zapytała Williamson, zrywając się z kanapy i starając się ukryć kartki. Jeszcze nie powiedziała mu. Nie powiedziała, co ją czeka. W dniu jej urodzin. Nie chciała aby wiedział. Nie chciała, by później cierpiał, gdy będzie musiał obronić Ninę przed nią samą.
- Nie było cię nigdzie, więc pomyślałem, że będziesz tutaj. - Chłopak podszedł do kanapy i usiadł obok brunetki. Dziewczyna mimo tego, że nie chciała, poczuła przyjemny drzesz przechodzący przez jej ciało. Jednak nie dała po sobie tego poznać.
- No i trafiłeś. Po co mnie szukałeś? - Zapytała obojętnie. No cóż, stwarzanie pozorów jest ważniejsze.
- A co nie cieszysz się, że mnie widzisz? Wiem, że tak.
- Nie, nie cieszę się. Oglądać twoją gębę, nie jest miło.
- Twoją też rano. Wyglądasz wtedy strasznie. - Powiedział uśmiechając się kpiąco.
- Wal się. - Odpowiedziała dziewczyna i uderzyła chłopaka w ramię.
- Tylko na tyle cię stać? Myślałem, że kto jak kto, ale Patricia Williamson umie bić. - Zaśmiał się. Z jednej strony brunetka poczuła się szczęśliwa, że spędza z chłopakiem czas, ale z drugiej strony strasznie ją denerwował.
- Chcesz na prawdę dostać?
- No nie, żartuje sobie tylko. Uwielbiam kiedy jesteś wkurzona.
- A ja nie cierpię kiedy zachowujesz się jak debil. - Mruknęła, przewracając oczami. Nie miała pojęcia jakim cudem wytrzymuje z tym chłopakiem tyle czasu. Nie miała pojęcia jakim cudem ona się w tym chłopaku zakochała. Jakim cudem, obdarzyła go tym wspaniałym uczuciem, które kwitło z każdym dniem. Nie rozumiała tego. Na świecie było tylu chłopaków, a ona poczuła coś do tego. Czuła, że łączy ich więź, że bez niego mimo, że nie chciała się przyznawać sobie nie poradzi. Już raz czuła to uczucie, kiedy myślała, że to wszystko było kłamstwem, ta cała przyjaźń, te całe coś, co ich łączyło. Tam w tunelach. Czuła jakby coś rozrywało ją od środka. A teraz? Wszystko wydawało się na swoim miejscu. Mimo, że zachowywali się jak zachowywali, ale to chyba właśnie było w nich urocze.
- Ale ja się zawsze zachowuję jak debil.
- No wiem. - Mruknęła tylko.
- No to chyba czas wrócić do naszej rozmowy. - Powiedział blondyn, mimo to, że poczuł gulę rosnącą w jego gardle.
- Jakiej rozmowy? - Zapytała brunetka udając, że nie ma pojęcia o co chodzi.
- Wiesz jakiej. To co się stało w tunelach... - Zaczął chłopak nagle się pesząc.
- A co się stało?
- No my, ten teges. - Miller dalej plątał się w odpowiedzi, za to dziewczyna miała ubaw z zachowania przyjaciela.
- Co ten teges? Weź mów jak człowiek, idioto. - Powiedziała uśmiechając się.
- Ale mi pomagasz. Dzięki. Nie widzisz jak się staram? - Zapytał udając oburzonego Eddie.
- No nie widzę.
- No... kiedy my się całowaliśmy. - Dokończył wreszcie z ulgą wymalowaną na twarzy, że to wykrztusił. - Nie sądzisz, że powinniśmy o tym porozmawiać?
- Nie sądzę. Obydwoje wiemy, co wtedy poczuliśmy. Nie ma nic do obgadania.
- No, ale... myślałem, że może....
- Człowieku, jeśli chcesz mnie zaprosić na randkę to zaproś! - Nie wytrzymała już Williamson, po czym zaraz zrzedła jej mina, gdy trafiło do niej to co powiedziała.
- Jak dobrze, że powiedziałaś to za mnie. Ufff... Co za ulga. - Odetchnął Miller. - No to co, na osiemnastą do kina?
- Nie powiedziałam, że się zgadzam.
- Nie pytałem się, czy chcesz? Zapytałem tylko czy na tą godzinę. Z resztą nie ważne. Idziesz, choćbym miał cie zaciągnąć siłą. - Uśmiechnął się i mrugnął do lekko zaskoczonej Patricii.
- Cóż, za romantyk. - Mruknęła.
- No co? Nie lubisz romantycznych rzeczy? Kobieto zdecyduj się! Romantyk - nie, pewny siebie - też nie. No to co ja mam robić?
- Być sobą.
- No... Też może być. Okey. To idziemy na film z Lydią i Dylanem, tylko z tego co wiem to oni już poszli, bo jeszcze gdzieś planowali iść.



***



Czasami, nie musi się nic wydarzyć, aby wiedzieć, że za niedługo wydarzy się coś nie przyjemnego. Niektóre osoby to po prostu wiedzą. Czują. Jest za pięknie, jak na jej życie. Świat potrzebuje równowagi. Więc jeśli coś za długo jest dobrze, to wiadomo, że za chwilę, będzie źle. Coś się stanie. Tylko nigdy nie wiadomo co. Nigdy nie wiadomo, co takiego się wydarzy, że świat znowu może nabrać szarych barw.
Lydia po przeprowadzce do Londynu, miała cały czas pod górkę. Ani razu nie czuła się szczęśliwa. Dziewczyny z akademika się do niej przyczepiły i zniszczyły ją. Upadła. I nie potrafiła się podnieść. Była sama. Samiutka jak palec. Bez przyjaciół. I do pewnego czasu tak zostało, aż pojawił się Dylan, i jej świat nabrał barw. Zaczęła czuć, że wszystko może się jeszcze ułożyć. Z przyjacielem. Z kimś kto jej pomoże wstać. Z kimś, kto poda jej dłoń. Mimo, że los chciał ją zniszczyć, ona jeszcze się nie poddała.
Hudson wraz z Dylanem i jego przyjaciółmi z akademika siedziała w sami kinowej. Eddie'go poznała jak raz była u Dylana, a Patricie dopiero teraz. Dziewczyna wydawała jej się nie przyjacielska, albo tylko taką udawała. Mimo to na pewno była lepszą osobą, niż jej koleżanki z domu Hathor. Wszyscy w Anubisie byli lepsi. Nie rozumiała, dlaczego nie trafiła tam? Teraz musiała tylko znosić obelgi kierowane w jej stronę.
Siedząc i oglądając film Hudson znowu czuła się nieswojo. Czuła motylki w brzuchu, czuła się zakochana. Ale ona nie była. Znowu czyjeś uczucia. Nie rozumiała tego. A może ma rozdwojenie jaźni? Ale czy to tak się objawia? Chyba nie. Więc co jej było? Chciała się tego dowiedzieć. Ale postanowiła, na razie nie zawracać sobie tym głowy. Nie teraz. Teraz miała spędzić miło wieczór w towarzystwie Parkera. Oczywiście chłopaki specjalnie wybrali jakiś horror, aby mogli się wykazać wygodnym ramieniem.
Patricia jak to Patricia nie potrzebowała ramienia Miller'a, ale za to Lydia musiała się parę razy wtulić w Dylana. Nigdy nie lubiła horrorów. Nie miała pojęcia czemu zgodziła się iść do kina. Później jej się śniły koszmary. Mogła się założyć, że tej nowy też tak będzie. Ale widocznie brunetowi to nie przeszkadzało, ponieważ trzymał mocno Lydię za rękę, aby się nie bała.


Po skończonym filmie Patricia zbierała się do wyjścia z Miller'em. Oboje umówili się teraz, że pójdą
do jakiejś restauracji na prawdziwą randkę. Oboje buntownicy w miejscu gdzie muszą się zachowywać przyzwoicie. Dziewczyna jakoś sobie tego nie wyobrażała. No, przynajmniej z strony blondyna.
- I jak gotowa na nasze spotkanie na r? - Szepnął do ucha dziewczynie Eddie gdy wychodziła na zewnątrz.
- Masz na myśli randkę? - Zapytała, na co chłopak pokiwał tylko potwierdzająco głową.  - Nie bój się słowa randka, ono nie gryzie.
- No wiem. Po prostu go nie lubię. - Mruknął blondyn.
- Niech ci będzie. Poczekajmy jeszcze na Dylana i Lydię, to powiemy im, że idziemy. - Powiedziała Patricia patrząc w te niebieskie tęczówki chłopakowi.
- Co się tak na mnie patrzysz? Brudny jestem czy co? - Uśmiechnął się Miller, sprawiając, że brunetka odwróciła od razu głowę.
- Nie. Po prostu lubię twoje oczy. - Powiedziała cicho, ale mimo to chłopak to usłyszał.
- Też je lubię. Są takie niebieskie.
- No wiesz co? Ja tu staram się być miła, bo podobno jesteśmy na randce, a ty cały czas taki sam jesteś!
- Jaki uroczy? Przystojny?... - Zaczął wyliczać Eddie, ale dziewczyna mu przerwała.
- Cicho siedź.
- Czyli jednak przystojny? - Zapytał, ale Patricia wcale go nie słuchała, swoją uwagę skupiła na scence, która miała miejsce obok. Miller podążył za jej wzrokiem i spostrzegł Dylana i Lydie, rozmawiających z jakimiś laskami, typu brak mózgu. Williamson i blondyn spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym podeszli posłuchać o czym dyskutują.
- Nie mówiła ci nigdy, dla czego nie ma przyjaciółek?-  Zapytała typowa blondyna, która miała pewny siebie wyraz twarzy. Hudson od dawna działała jej na nerwy, teraz miała okazję wykorzystać przewagę.
- Nie obchodzi mnie to dla czego nie ma przyjaciółek. - Powiedział przez zaciśnięte zęby Dylan.
- Nie mów, że nie interesowało cię, dlaczego się z nikim nie koleguje...
- Nie interesowało. - Wtrącił Parker, ale blondynka zwana Emily jakby go w ogóle nie słyszała.
- No to ja ci powiem. Nie ma przyjaciół. Ponieważ jest złodziejką. - Na ostatnie słowo chłopak zesztywniał, a rudowłosa spojrzała z przestrachem na swoje dręczycielki. Nie powiedzą mu! Nie mogą! - Krzyczała w myślach. Błagała, jednak to na nic.
- O widzę, że usłyszałeś już, że tak jest twoja przyjaciółka nazywana.
- Tak! Ja mu powiedziałam! - Krzyknęła brunetka mieszkająca z Lydią w pokoju.
- Wyjaśnię ci o co chodzi. Po prostu twoja przyjaciółeczka, podkradała mieszkańcom domu Hathor różne wartościowe przedmioty. Gdy już której dziewczynie z kolei coś znikło, powiadomiłyśmy o tym woźnego. A on przeszukał wszystkie pokoje i w rzeczach Hudson znalazł nasze rzeczy. To ona je ukradła.
- To nie było tak. - Wtrąciła cicho dziewczyna z nadzieją, że chłopak im nie uwierzy. Przecież ją poznał. Wiedział, że ona by nie zrobiła czegoś takiego.
- Nie wierzę wam. - Powiedział Parker chcąc odejść od dziewczyn. Chwycił już Lydię za rękę i chciał już ruszać, jednak Emily go zatrzymała.
- Nie tak prędko. Nie musisz nam wierzyć, ale mówimy prawdę. Chcesz się przekonać? Jestem pewna, że i tobie coś ukradła. - Mówiąc to wyrwała torbę Hudson. Ta nawet się nie opierała wiedząc, że i tak to nie ma sensu.  - O zobacz. Czy to nie twoje? - Dziewczyna wyciągnęła z torby srebrny łańcuszek, który kiedyś należał do jego mamy. Była to jedyna pamiątka po niej. Razem z Lydią wytrzeszczyli oczy. Dziewczyna nie wierzyła w to co widzi.
- Nie wierzę. One mówią prawdę. Czemu to zrobiłaś?! Czemu mi?! Myślałeś, że się przyjaźnimy! - Zaczął krzyczeć Parker, gdy odzyskał swoją rzecz. Wyrwał swoją dłoń, która przed chwilą jeszcze ściskała dłoń Hudson.
- Dylan, to nie tak. Ja tego nie ukradłam. Uwierz mi. - Błagała dziewczyna, a po jej policzkach zaczęły płynąc łzy.
- Nie wierzę. Nie wierzę, że byłem tak naiwny. Zaufałem ci. Myślałem, że jesteś pokrzywdzona, a ty po prostu jesteś złodziejką, złapaną na gorącym uczynku...
- Dylan...
- Nie odzywaj się do mnie! Nie chce mieć z tobą nic do czynienia! - Krzyknął po raz ostatni, po czym szybkim krokiem nie patrząc na dziewczynę odszedł. Czuł do nie teraz tylko obrzydzenie. Obrzydzenie i nic więcej. Nie chciał jej już znać. Zakochał się w niej, a ona po prostu go oszukiwała.
Rudowłosa spuściła tylko głowę, zalewając się łzami. Straciła go, straciła swoją jedyną nadzieję. Teraz nie miała już co ze sobą zrobić.
- Masz za swoje, żmijo. - Syknęła Emily po czym wraz z przyjaciółkami odeszła zanosząc się śmiechem. Hudson opadła na krawężnik, jej ciało przeszywało tysiące małych igieł wbijających się w całe ciało, lecz
największy ból czuła w sercu. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że zostali koło niej Patricia z Eddie'm.
- Chodź. Nie ma sensu tu być, Rezerwacja nam przepadnie. - Zaczął marudzić blondyn.
- Czekaj. Myślisz, że tak się zachowuje osoba, która coś ukradła? - Zapytała Williamson patrząc na przyjaciela.
- Może jest świetną aktorką?
- A może nic nie ukradła? Też jesteś naiwny? Nie odpowiadaj. - Mruknęła, ciągnąc chłopaka parę kroków dalej, aby Lydia ich nie usłyszała.
- No i co chcesz zrobić?
- Pomóc jej. Czy tylko dziewczyny wiedzą, że takie blondyneczki z toną tapety na twarzy zawsze kłamią?
- One kłamały? - Zapytał zdziwiony Miller. - A ja myślałem, że ona na serio coś ukradła.
- Ja jej wierzę. Coś w środku każe mi jej zaufać i pomóc.
- Rób jak chcesz. Ja się nie mieszam.
- Tam gdzie ja, tam i ty. Tam gdzie ty tam i ja. Czy tak to nie było? - Uśmiechnęła się zalotnie do blondyna, a ten wymiękł.
- Dobra. Robimy po twojemu.
- Spokojnie oddam ci kasę, za restaurację. - Odpowiedziała idąc już w stronę płaczącej dziewczyny.
- Nie musisz, po prostu ty będziesz płaciła za naszą pierwszą randkę.
- Niech ci będzie. - Podeszli do siedzącej na krawężniku dziewczyny. Ta nawet ich nie zauważyła.
- Hej. Wstawaj już, koniec mazgajenia. - Zaczął nieczule Miller.
- Nie tak. - Zganiła przyjaciela Patricia po czym uklękła przy koleżance. - Chodź, nie ma co płakać. Przejdzie mu.
- Nie przejdzie. Straciłam jedyną szansę. - Powiedziała zapłakana Hudson.
- Na co?
- Na to, że stanę się taka jaka kiedyś byłam. - Szepnęła nastolatka, a po jej policzkach znowu popłynęły łzy.
- Zróbmy tak. Opowiesz mi wszystko jutro. Razem z tym idiotą nie zostawimy cię. Dziś na noc nie wrócisz do akademika. Zostaniesz u nas, jakoś przekonam Vicotra, a jak nie to zniszczę mu Corbiera. Będziesz spała u mnie w pokoju. Eddie ma śpiwór, da ci. Wszystko będzie dobrze. Nie płacz już. - Powiedziała chyba po raz pierwszy Patricia szczerze i miło. Współczuła tej biednej dziewczynie. Wyobrażała sobie, co musiała przeżywać w akademiku.
- Dziękuję. - Szepnęła Lydia, gdy z pomocą brunetki wstała.
- Już tam nie wrócisz, obiecuję. - Odszepnęła, po czym przytuliła mocno koleżankę, czując, że tak powinna w tej chwili zrobić. Po czym razem z Millerem i Hudson zaczęli iść w stronę domu Anubisa.



                                                                                                         

Oto i jest rozdział 35! Tylko mnie nie bijcie ;c W ogóle miałam go dodać dopiero w czasie świąt, ale coś czuje, że wena mi wraca, więc niech będzie dodaje jeszcze dziś. Mam nadzieję, że chociaż parę osób przeczyta to coś powyżej. Co prawda rozdział nie najwyższych lotów, ale mam już plany na przyszłość ^^ Stwierdziłam, że jeszcze co najmniej 10 rozdziałów i albo kończę, albo skończę część 1. Na pewno część pierwsza się skończy, gdy w opowiadaniu dojdzie do ferii zimowych. Czy jakoś tak. Czyli jeszcze trochę. Już się pogubiłam w jakim miesiącu piszę, ale za niedługo wstawię zimę xd. Co tu pisać jeszcze? Ostatnio mam jazdę na Violette, więc jak chęci będą to może powstanie blog o Femile. Już mam prolog. Umca, umca ;3 Ale póki co muszę się skupić na tym blogu. Od
teraz mam postanowienie, żeby go nie zaniedbać. Więc piszcie, gdy już długo nie będzie rozdziału, co mam nadzieję, że już się nie zdarzy. 
No dobra, mam nadzieję, że ktoś jeszcze ze mną tu został, więc kto przeczytał nich skomentuje. Liczę, że chociaż z 5 osób się znajdzie, jeśli wziąć pod uwagę kiedy ostatnio dodałam rozdział. 
Następny obiecuję dodać w święta... Jak coś może mnie ktoś tak porządnie walnąć, abym wzięła się w garść. 
No to tyle 

Do napisania 

Stevie ;*

P.S Za wszelkie błędy przepraszam. Postaram się je poprawić, ale jestem już zmęczona. 

13 komentarzy:

  1. *O* Nareszcie się doczekałam <3 Ale dla takiego rozdziału warto było czekać ;* Nie wierzę , że ta Lydia okradała je i jestem szczerze zaciekawiona jak rozwiążesz tą sprawę ^.^ Amber ma dobre podejrzenia ;3 Noo i widzę peddie coraz bardziej się do siebie zbliża ^^ Ogólnie bardzo mi się podoba. Świetnie napisane , szczególnie podoba mi się ten fragmencik na lekcji ;3 Bardzo chciałabym nowy blog o Femile , bo lubię tą parę , jednakże wolałabym , żebyś jeszcze tutaj pisała 2 sezon. Dużo weny życzę. Jeśli nie dodasz mi w najbliższym czasie rozdziału to możesz być pewna , że dostaniesz ode mnie porządnie moim zeszytem od matmy : DDDD Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej wreszcie dodałaś normalnie się cieszę jak nie wiem co :p
    rozdział brak słów, jest po prostu świetny...
    Hm... Co by tu jeszcze napisać?! Aha jak przeczytałam, że masz jazdę na VIOLETTE to się ucieszyłam bo również to oglądam i uwielbiam Fedemiłe...
    Czekam z niecierpliwością na next, mam nadzieję że będzie szybko i że założysz bloga o Lu i Federze :*':*:*
    Kocham i pozdrawiam :)
    P.S. Jak chcesz poczytać jakieś blogi o violetcie to mogę ci podać kilka świetnych stronek z opowiadaniami i przy okazji zapraszam na swoje blogi (jakby co znajdziesz je na moim profilu) <3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaa {...}
    Nareszcie się doczekałam!Rozdział jak zwykle wspaniały ;D
    Czyżby Pat i Eddisonek znaleźli sobie nową przyjaciółkę!Bardzo mi się podobał końcowy fragment kiedy jej pomogli <3
    OMG!!TEŻ UWIELBIASZ VIOLETTE!
    Witaj w klubie:P
    Ja jestem wielką fanką Naxi i Fedemiły!
    Czekam z niecierpliwością na next i zapraszam do siebie na blog o o powyżej wymienionych parach:
    http://naxi-te-amo.blogspot.com/


    Pozdrawiam
    Dorte Love

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę się ciesze, że dodałaś go teraz. Bardzo mi się podoba, zwłaszcza scena końcowa. Jestem ciekawa jak łańcuszek znalazł się u rudej. Zobaczymy co jeszcze wymyślisz.
    Życzę ci weny . Pozdrawiam /Rebecka

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny *.*
    nie mogę się doczekać następnego !! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boziu świetny rozdział ^^ Kocham po prostu Dylana i Lydie ♥ Dodaj następny proszę *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Stevie!
    Jezu, jestem głupia, znowu nie komentuję, a napisałaś taką cudowną miniaturkę o Marome - aż chciałam wydrukować i wysłać waldziowi, niech wie, co kto naprawdę ma talent. I dziękuję za tamtą dedykację nie zasłużyłam, naprawdę :)
    Eddie musi być na zawsze, nie mamy innej opcji. Mają wziąć ślub, mieć małe berbecie i zamieszkać w dużym domku na wsi. Lajf is bjutiful.
    Nie wiem kto wymyślił poniedziałek, w każdym razie ta osoba i waldzio pochodzą z jednego rodu. Biedna moja mama, musi znosić moją poniedziałkową obecność. A ja jestem przecież taka urocza xd
    Dylan i Lydia, Boże, znowu odpadłam. Ja też tak chc... Nie, Agatka zmienia nastawienie do życia. Kupiłam sobie bluzę, nie muszę od nikogo pożyczać pff! My mamy swoje bluzy, nikt mi nie musi dawać swojej lalalalala not alone!
    No ale
    Dobrze jest spotkać kogoś, kto rozjaśni Ci smutne momenty życia. Lydia trafiła na Dylana, tym samym spełniając jego marzenie z przeszłości (wreszcie ją wyrwał, pjonteczka ^ ^). Ich relacja jest na razie ostrożna, ale czasami od razu można poznać, komu warto zaufać. Powoli poznają siebie nawzajem, dbają o własne potrzeby... Ja też chc... MAM BLUZĘ NIKOGO NIE CHCĘ LALALAL!
    JOY ZA KRZAKIEM, zapowietrzyłam się. Because I’m happy!
    Czuję, że Dylan jest moją bratnią duszą. Zdychający w szkole łączmy się! Jak siedzę na fizyce, to mam ochotę wyskoczyć przez okno, a fizyk zawsze je tak zachęcająco szeroko otwiera... Chce mnie zabić, to nie ulega wątpliwości.
    Dokładnie, u Joy głupota jest naturalna. To tak jak u mnie brak talentu i debilizm. Proste.
    Amber, Patricia i Eddie trzymają się za rączki, nic mi nie jest, mam bluzę, przynajmniej jest mi ciepło, nikogo nie potrzebujęęę..
    "uroczy debil" - moja kreatywna Joy. Jezu uwielbiam ją u Ciebie xd
    Nina kantuje z Joy? Ło Jezu, już nic nie ogarniam (nowość).
    Nie jestem pewna czy Nina ma dobre intecje. Nie jestem jakąś supermega fanką Fabiny, ale jestem ciekawa jak on się zachowa (samego Fabiana uwielbiam <3 generalnie byłabym za jabianem, ale Joy była niebezpiecznie głupia xd)
    Wgl zepsuli mi kolejną parę, bo aktorka odchodzi. Ja chyba jestem przeklęta.
    Wracam do Twojej cudnej historii, bo moje życie to pasmo porażek i nieszczęść xd Ale mam bluzę! SWOJJJĄ!
    Oglądają razem horror, jak słodko.
    Ja mogę przytulić się do bluzy... Chlip!
    "Zostaniesz u nas, jakoś przekonam Vicotra, a jak nie to zniszczę mu Corbiera" oświadczam, iż ląduje to na liście moich ulubionych cytatów ever. Teksty Pat rozwalają system, z tego śmiechu oddychać przestanę.
    Zastanawiam się o co chodzi z tą kradzieżą. Czy one ją wrobiły, czy może Lydia jest tajniakiem i kleptomanką?
    Nie myślę.
    ALE CHCĘ DYLANA I LYDIE TERAZ ZARAZ!
    A Peddie w tym rozdziale było najlepsze, jakie kiedykolwiek czytałam. Waldzio! Widzisz to? Pokłony oddaj!
    Skończyłam!
    Wnioski? Po raz 89803803803898 stwierdzam, iż mój talent nie istnieje, a jeśli istnieje to siedzi za krzakiem z Joy.
    Ja wcale nie oglądam Violetty, pfff... Wcale... No skąd...
    Femiła? ^ ^ Na większości blogów jest niemalże identyczna, ale zdarzają się wyjątki. W serialu są fajni bardzo. Ty na pewno napiszesz coś pięknego, w to nie należy wątpić. Dawaj mi tu tego prologa <3
    Cóż, ja jestem psychodeliczną fanką Naxi. Jedyni mi zostali xd Maxi jest nieatrakcyjny, nie zastąpi mi Jerusia, czapkowy bufon.
    Naxi uratowało mnie po Jarze jeeej tyle miłości!
    I tak smutno mi za Jarą, jestem dziwna jak Człowiek Krzak : (
    Aj em banan.
    Wszyscy z Tobą zostali, nie jesteś agatkowąsapphirką żeby od Ciebie uciekać.
    Ja przyjdę w święta i zdzielę Cię konewką, więc masz dodać! WSZYSTKO!
    Hyhy, kocham sb Ciebie <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział <3
    Mam małe pytanko, oprócz Fedemily jakie by były pary na Twoim nowym blogu?

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny. :)
    Czekałam i się doczekałam. :D
    Też lubię Violettę, ale wolę Marcesce. :)
    Czeka na next. :)
    Dodaj trochę akcji. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudny !
    Wreszcie się doczekałam ! Też oglądam Violettę i z chęcią będę czytać twoje opowiadania o Fedmile. Z niecierpliwością czekam na nexta i mam nadzieję, że tym razem nie potrwa to tak długo. I z całego serca życzę Ci, żeby wena wróciła Ci jak najszybciej i żebyś pisała tak wspaniałe opowiadania jak dawniej. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowne ♥ . W przyszłości powinnaś zostać pisarką *.*

    OdpowiedzUsuń