Powiedziałeś mi, że nie ma potrzeby
Rozmawiać o tym, ponieważ jest już za późno,
Aby to kontynuować, a ja powoli
Przyjmowałam do siebie te słowa, i odeszłam
{It's Alright, it's okey}
Rozmawiać o tym, ponieważ jest już za późno,
Aby to kontynuować, a ja powoli
Przyjmowałam do siebie te słowa, i odeszłam
{It's Alright, it's okey}
Mały chłopczyk ubrany na czarno, stał koło swojego ojca. Potrzebował teraz jego miłości, wsparcia. Niestety ojciec nie mógł tego swojemu synkowi teraz dać. Obydwoje byli pogrążeni w żałobie. Właśnie byli na pogrzebie mamy chłopca. Aż dziw bierze, że taki bardzo młody chłopczyk przeżywa już taką tragedię. Jednak Dylan nie płakał. Stał twardo z niedowierzaniem i żalem parzył na trumnę swojej mamy. Wiedział, że już jej nigdy nie zobaczy. Jak na sześciolatka był mądry. Nie płakał. Ludzie, którzy przyszli na pogrzeb myśleli, że po prostu nie jest on świadom śmierci swojej mamy. Jak bardzo mylili się. Dziecko stało i trzymało za rękę swojego ojca. Chciał pokazać, że jest teraz z nim, mimo, że on także potrzebował otuchy.
Po pogrzebie chłopczyk oddalił się na koniec cmentarza. Nie mógł już znieść tego smutku. Pozwolił sobie na łzy. Tu go nikt nie widział. Był sam. Przynajmniej tak mu się wydawało. Po chwili poczuł rękę na swoim ramieniu i podniósł głowę. Koło niego stała ruda dziewczynka w jego wieku. Była ubrana na czarno. Smutek oraz współczucie malowały się jej na twarzy. Znał ją z przedszkola, mimo, że ze sobą nigdy nie rozmawiali.
- Nie smuć się. - Powiedziała sześciolatka. - Kiedyś to minie.
- Łatwo ci mówić. - Odpowiedział łapiąc łapczywie powietrze chłopiec. Nie umiał prawie oddychać. Sprawiało mu to trudności.
- Wcale nie. Wiem jak to jest. Też straciłam rodzica. Wierze, że poradzisz sobie. - Przytulili się do siebie. Takie proste słowa pocieszenia, a na prawdę zadziałały. Dodały otuchy chłopczykowi. Nie zagoiło to jego rany w sercu, ale pomogło. Pojawiła się nadzieja, że kiedyś to minie, że kiedyś razem z tatą będą szczęśliwi, mimo, że mamy nie będzie już z nimi dawno. Chłopczyk wierzył, że z nieba mama uśmiecha się do niego i mówi jaka jest dumna, że jej chłopczyk jest taki silny. Wiedział, że i on i ona i tata będą za sobą tęsknili. Ale w końcu kiedyś się spotkają. Kiedyś w innym świecie. I będą szczęśliwi. Mogłoby się wydawać, że od tej krótkiej rozmowy będą się wspierać, zostaną najlepszymi przyjaciółmi, jednak tak nie było. Każde z nich zaczęło zadawać się z kimś innym i ich drogi, które ledwo się napotkały, rozeszły się.
Dylan potrząsnął głową. Czemu gdy próbował wybić ją sobie z głowy, ona non stop powracała. Wtedy na cmentarzu miał z nią po raz pierwszy do czynienia. Później już ze sobą nigdy nie rozmawiali, aż do tego roku. Mimo to on, przez tyle lat był nią zaintrygowany. Jej przenikliwe spojrzenie patrzące na niego z żalem i wiarą, że sobie poradzi. Była wtedy mała, ale też wtedy przeżyła tragedię. Zielone tęczówki sześciolatki przenikały jego ciało, jego duszę. Miał wrażenie, że wiedziała wtedy wszystko. Teraz z resztą było tak samo. Gdy na niego spojrzała miał wrażenie, że wie o czym chłopak myśli. On sam gdy patrzył w jej oczy widział szczerość, radość, nadzieję, może i jakiś skraweczek miłości? Nadal nie wierzył, że dał się tak oszukać. Była tak prawdziwa przy nim. Nie mogła udawać. Nie mogła być złodziejką. Jednak okazało się inaczej. I chłopak musiał się teraz z tym pogodzić. Był taki głupi! Prawie uwierzył, że jego ktoś może obdarzyć uczuciem! Czemu zawsze on musiał cierpieć? Niestety nie zdawał sobie sprawy, że nad nim w pokoju Patricii i Amber śpi zapłakana dziewczyna, która równie mocno cierpiała. Obydwoje czuli jakby stracili cząsteczkę siebie. Zły i zrozpaczony chłopak dał upust swojej złości. Nie, nie płakał. Zaczął rzucać poduszkami w ścianę, aż zrozumiał, że nie ma to sensu i nic to nie da. Usiadł z powrotem na łóżku i ukrył
twarz w dłoniach. Po chwili usłyszał ciche pukanie do drzwi.
twarz w dłoniach. Po chwili usłyszał ciche pukanie do drzwi.
- Dylan? - Zapytał głos zza drzwi. Głos tak dobrze znany, chociaż przez tak krótki czas się znali. Jednak nie był to ten głos, którego podświadomie tak pragnął usłyszeć.
- Nie ma mnie! - Warknął i wrócił do swoich rozmyśleń. Jednak Mercer nie dała za wygraną. W końcu ona się nie poddaje. Dziewczyna uchyliła drzwi i weszła powoli. Gdzieś w środku poczuł jakieś ukłucie żalu, że chłopak cierpi, ale zaraz ten żal odszedł w zapomnienie, gdy uświadomiła sobie, że przez ten czas póki chłopak jest pokłócony z Lydią, ona może działać.
- Jak się trzymasz? - Zapytała brunetka siadając koło chłopaka na łóżku.
- A jakbyś ty się trzymała, gdybyś się wczoraj dowiedziała, że osoba, którą darzyłaś uczuciem jest kłamcą i złodziejką? - Syknął wściekły Parker, nie patrząc na przyjaciółkę. Joy starała się nie pokazać urazy, jaką poczuła gdy chłopak mówił do niej takim tonem.
- Przykro mi. Nikt nie wiedział, że ona kradnie. - Spróbowała pocieszyć chłopaka. Jednak z marnym skutkiem.
- Byłem taki głupi!
- To prawda. - Joy nawet nie starała się zaprzeczyć. Pragnęła, by chłopak doszedł to tego jakiego błędu popełnił i wreszcie się nią zainteresował. Do miłość nie można nikogo zmusić. Doskonale to wiedziała, ale ona pragnęła miłości, chciała poczuć się kochana i potrzebna. Chciała aby ktoś się o nią troszczył. Na początku znajomości z Dylanem, chłopak wyraźnie był zainteresowany nią. Aż pojawiła się Lydia. Ta dziewczyna jest gorsza niż wrzód na tyłku. - Pomyślała zła dziewczyna. Wybije brunetowi ją z głowy, choćby siłą. - Pozwól, że pomogę ci o niej zapomnieć. - Dodała przysuwając się do lekko zdezorientowanego chłopaka.
- Najpierw będę musiał z nią porozmawiać. Wczoraj za bardzo wybuchłem. - Powiedział nieco oschle brunet. Z resztą kradzież, to prawda, że przestępstwo, ale dziewczyna nie zabiła nikogo. Jednak mimo, że rudowłosa była zawsze szczera z chłopakiem, ten o tym nie wiedział. A dla niego zawsze przede wszystkim liczyła się szczerość w przyjaźni czy związku.
- Zachowałeś się odpowiednio. Dostała za swoje, przecież okradła cię.
- Tak, ale może miała jakieś niewytłumaczalne dowody. Muszę usłyszeć jej wersję. - Powiedział stanowczo, na co Mercer wywróciła oczami.
- Jaki jest tego sens? Zacznie kłamać. Znam takie osoby jak ona. Ale skoro chcesz, to jest u góry w pokoju Patt i Amber. Została na noc, wiedząc jak cię zraniła. Słyszałam o tym, że chce się też tu przenieść. - Joy nie dała za wygraną. Nie odpuści tak łatwo Lydii. Co to to nie.
- Że co?! - Krzyknął Parker.
- Słyszałeś. Ona jest nie warta twoich uczuć. Znowu cię zrani.
- Masz rację... - Brunet urwał na chwilę. - Nie wiem co powinienem zrobić. - Jęknął żałośnie, już zraniony.
- Powinieneś o niej zapomnieć. - Powtórzyła po raz drugi Joy.
- Tak. Proszę pomóż mi o niej zapomnieć.
- Jak się trzymasz? - Zapytała brunetka siadając koło chłopaka na łóżku.
- A jakbyś ty się trzymała, gdybyś się wczoraj dowiedziała, że osoba, którą darzyłaś uczuciem jest kłamcą i złodziejką? - Syknął wściekły Parker, nie patrząc na przyjaciółkę. Joy starała się nie pokazać urazy, jaką poczuła gdy chłopak mówił do niej takim tonem.
- Przykro mi. Nikt nie wiedział, że ona kradnie. - Spróbowała pocieszyć chłopaka. Jednak z marnym skutkiem.
- Byłem taki głupi!
- To prawda. - Joy nawet nie starała się zaprzeczyć. Pragnęła, by chłopak doszedł to tego jakiego błędu popełnił i wreszcie się nią zainteresował. Do miłość nie można nikogo zmusić. Doskonale to wiedziała, ale ona pragnęła miłości, chciała poczuć się kochana i potrzebna. Chciała aby ktoś się o nią troszczył. Na początku znajomości z Dylanem, chłopak wyraźnie był zainteresowany nią. Aż pojawiła się Lydia. Ta dziewczyna jest gorsza niż wrzód na tyłku. - Pomyślała zła dziewczyna. Wybije brunetowi ją z głowy, choćby siłą. - Pozwól, że pomogę ci o niej zapomnieć. - Dodała przysuwając się do lekko zdezorientowanego chłopaka.
- Najpierw będę musiał z nią porozmawiać. Wczoraj za bardzo wybuchłem. - Powiedział nieco oschle brunet. Z resztą kradzież, to prawda, że przestępstwo, ale dziewczyna nie zabiła nikogo. Jednak mimo, że rudowłosa była zawsze szczera z chłopakiem, ten o tym nie wiedział. A dla niego zawsze przede wszystkim liczyła się szczerość w przyjaźni czy związku.
- Zachowałeś się odpowiednio. Dostała za swoje, przecież okradła cię.
- Tak, ale może miała jakieś niewytłumaczalne dowody. Muszę usłyszeć jej wersję. - Powiedział stanowczo, na co Mercer wywróciła oczami.
- Jaki jest tego sens? Zacznie kłamać. Znam takie osoby jak ona. Ale skoro chcesz, to jest u góry w pokoju Patt i Amber. Została na noc, wiedząc jak cię zraniła. Słyszałam o tym, że chce się też tu przenieść. - Joy nie dała za wygraną. Nie odpuści tak łatwo Lydii. Co to to nie.
- Że co?! - Krzyknął Parker.
- Słyszałeś. Ona jest nie warta twoich uczuć. Znowu cię zrani.
- Masz rację... - Brunet urwał na chwilę. - Nie wiem co powinienem zrobić. - Jęknął żałośnie, już zraniony.
- Powinieneś o niej zapomnieć. - Powtórzyła po raz drugi Joy.
- Tak. Proszę pomóż mi o niej zapomnieć.
***
- Victorze! Nie ignoruj mnie! - Głos Patricii rozległ się po całym domu Anubisa. - Rozmawiamy o poważnej sprawie. - Spróbowała po raz kolejny nastolatka, która męczyła woźnego od ponad godziny. A było ledwo po siódmej rano.
- Jakby była to poważna sprawa, to bym cię wysłuchał, smarkulo! - Mruknął zirytowany Rodenmaar. Nie dość, że musiał na co dzień znosić te bachory to jeszcze teraz chyba najgorsza z nich, się do niego przyczepiła. Ktoś tam na górze robi sobie z niego jaja. Innego wytłumaczenia nie ma.
- Ale to jest poważne! - Wrzasnęła idąc za mężczyzną.
- Powiedziałem, nie. I koniec dyskusji! - Warknął Victor i zamknął przed Patricią drzwi od piwnicy. Dziewczyna czerwona ze wściekłości skierowała swe kroki do salonu. Nie rozumiała jak można być takim bezuczuciowym, starym czymś. Przecież to niesprawiedliwe! Ale kto jak kto Patricia Williamson się nie podda! Dziewczyna usiadła na kanapie koło Miller'a.
- Co oglądasz? - Zapytała oddychając głęboko, aby się uspokoić.
- W sumie już nic, bo dzięki tobie nie będę nic słyszał.
- Jak mi przykro. Wydaje mi się, że jestem troszkę ważniejsza od telewizora.
- Jak dobrze, że tylko tak ci się wydaje. - Mruknął po cichu Eddie za co dostał porządnie w ramię od brunetki. - Tak w ogóle to coś ty taka wściekła?
- Ponieważ ktoś mi nie pomógł z Victorem, plus on się nie zgodził. - Warknęła dziewczyna opierając głowę o ramię chłopaka.
- Mówiłem ci, że on się nie zgodzi. A jak Lydia się trzyma? - Zapytał z nagłą troską w głosie Miller.
- Prawie całą noc płakała, szczerze mówiąc Amber tylko pogorszyła sprawę. Trzeba będzie to jakoś wszystko wytłumaczyć. - Patricia nagle się wyprostowała i spojrzała z powagą na blondyna. - Wiesz, ona opowiedziała mi wczoraj wszystko. I teraz mam pewność, że muszę jej pomóc.
- A co takiego ci powiedziała?
- No wszystko, ale nie mogę ci tego powiedzieć. A jak Dylan się ma?
- Siedzi zamknięty w pokoju i narzeka jakie życie jest niesprawiedliwe, i że ktoś tam na górze go nienawidzi.
- Będzie ciężko. - Stwierdziła Patricia, po czym opadła zrezygnowana na kanapę. Nie miała pojęcia jak mogą istnieć tacy zawistni ludzie. Takie osoby, które krzywdząc innych są dowartościowane. Kiedyś się na nich to odbije. A do tych pokrzywdzonych los się uśmiechnie. Brunetka wiedziała, że to nie Lydia ukradła pamiątkę po mamie Dylanowi, ale teraz trzeba to było jakoś udowodnić. Pytanie brzmi : jak?
- A co z naszym spotkaniem na r? - Szepnął do dziewczyny blondyn. Ta natomiast przewróciła tylko oczami.
- Nadal się boisz tego słowa wypowiedzieć? W takim razie to chyba nie ma sensu. - Westchnęła teatralnie.
- Co? Nie, po prostu Amber może usłyszeć, a wtedy nie da nam już spokoju z tą randką. - Zanim Eddie zdążyła powiedzieć słowo na r, a salonie akurat zjawiła się wspomniana blondynka.
- Co randka?! Czy ja dobrze usłyszałam?! Idziecie na randkę?! O matko, ja wam wszystko przygotuję, zostawcie to mi! - Zaczęła piszczeć uradowana panna Millington. Patricia spojrzała na Miller'a zabójczym wzrokiem i obróciła się do współlokatorki.
- Nie, nie idziemy na randkę. Przesłyszałaś się.
- Jaka szkoda, a już się ucieszyłam, że przygotuję wam niezapomniany wieczór. Tak w ogóle mogłabyś pozbyć się już tej Lydii? Siedzi w naszym pokoju i ryczy. Próbowałam z nią porozmawiać i wykopać, ale to nic nie daje.
- Weź ty już tą Lydię zostaw w spokoju. Dziewczyna ma się ciężko. - Powiedziała zdenerwowana Patricia, no co Eddie szybko przytaknął.
- Jest złodziejką. Na pewno, dobrze wybrałaś?
- Nie jest złodziejką. Powiedziała mi wszystko. - Williamson sama się sobie dziwiła, że tak popiera kogoś. Czuła, że musi pomóc rudowłosej, że to jest jej obowiązek, jednak czemu? Niedawno czuła się tak potrzebna z Joy, kiedy ta przejmowała się tym, że Fabian ją nie kocha.
- Jak tam chcesz, ale weź się jej już pozbądź. - Brunetkę, zdziwiło lekko zachowanie Millington w stosunku do Lydii, skoro z tego co wiedziała, to miały z sobą już do czynienia i się zakolegowały.
- Spokojnie już idę. - Dziewczyny spojrzały w kierunku schodów. Stała tam trochę roztrzęsiona Hudson. - Dziękuję wam za przenocowanie, ale nie uniknę powrotu.
- Nie musisz tam wracać, coś wymyślimy. - Zaczął Miller.
- Nie ma sensu. Słyszałam jak Patt kłóciła się z tym Victorem. Poradzę sobie. - Westchnęła cicho i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. W tej samej chwili brunetka i blondyn podnieśli się z kanapy i ruszyli za nową przyjaciółką.
- Nie zostawimy tak tego. Obiecuje. - Powiedział Eddie. Stwierdził, że skoro jego Patt wierzy tej dziewczynie to on także. Z resztą było w tej małej rudej osóbce co dawało jej wiarygodność. Nie wiedział co to było, ale było.
- Dziękuję. Jesteście wielcy. - Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i przytuliła ich. Mimo, że straciła Dylana czuła, że zaczyna się jej przyjaźń z tą dwójką.
- Odprowadzimy cię. - Zadecydowała Williamson i zaczęła się ubierać. Cała trójka wyszła z domu Anubsa i udała się parkiem w stronę akademika Hudson. Dzień był chłodny. W wydychanym powietrzu co chwilę pojawiały się białe obłoczki. Za niedługo miał się zacząć grudzień więc nic dziwnego. Szli w ciszy. Do domu Hathor nie było tak daleko, więc za niedługo znaleźli się na miejscu. Wszyscy czuli się dziwnie. Patt i Eddie, ponieważ musieli tam zostawić dziewczynę, a Lydia, ponieważ znowu musiała wracać do tego chorego akademika.
- Och! Przypomniało mi się. Miałam coś załatwić. - Zaczęła Patricia. Miller i Hudson spojrzeli na nią pytająco. - Zapomniałam czegoś wziąć z pewnego miejsca. - Blondyn zrozumiał od razu, że chodzi o starą bibliotekę, za do rudowłosa nie przejęła się zbytnio miejscem.
- No to idź. - Powiedziała do niej dziewczyna.
- Pójdę. Eddie zostań jeszcze z Lydią załatwię to i zaraz wracam. - Zaproponowała Williamson, mają złudną nadzieję, że chłopak się zgodzi.
- Wybacz Lydio, ale wolę potowarzyszyć mojej dziewczynie. - Chłopak przykulił koleżankę na pożegnanie. Ta spojrzała na nich z ciekawością.
- To wy jesteście razem?
- Nie tak oficjalnie. - Wyjaśniła brunetka.
- No to Miller na co czekasz? Bierz się do roboty. - Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze, pierwszy raz tego dnia i z podniesioną głową weszła po schodach prowadzących do akademika.
Patricia rozejrzała się po bibliotece w poszukiwaniu kartek, które zostawiła tu dzień wcześniej. Miała nadzieję, że Miller nie zacznie zadawać zbędnych pytań. Jednakże jak się myliła, ponieważ następnymi wypowiedzianymi przez chłopaka słowami były.
- Tak w ogóle to czego zapomniałaś? - Zapytał również rozglądając się w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogła by zapomnieć jego prawie dziewczyna. Nagle zauważył. Niewielki stosik kartek położonych na stoliku. Podszedł do stolika i wziął je w rękę.
- Paru kartek. Były tam różne zapiski do szkoły. - Powiedziała bez zastanowienia nad konsekwencjami.
- Takich jak to? - Zapytał blondyn pokazując dziewczynie.
- Tak to te. Oddaj mi je. - Patricia wyciągnęła rękę czekając aż Miller odda jej kartki, jednak to nie nastąpiło. Zamiast tego zaczął się z nimi oddalać chcąc zobaczyć co tam za notatki miała jego przyjaciółka.
- Zastanowię się nad tym. Trochę dziwnie wyglądają te notatki. Na starym papierze? - Zapytał patrząc kpiąco na brunetkę, która zrobiła się czerwona na twarzy. - Czy ty myślisz, że jestem taki głupi?
- No może troszkę. - Odpowiedziała Patt starając się zacząć droczyć z chłopakiem.
- Daruj sobie. Co to jest? Ale tak bez oszukiwania. - Powiedział stanowczo, i zaczął tupać nogą i oczekiwaniu. Brunetka w tej chwili biła się ze własnymi myślami. Powiedzieć czy nie powiedzieć? Jeśli nie powie to sam się dowie, ponieważ znając blondyna nie odda jej ich. Zrezygnowana usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie. Eddie od razu usiadł obok niej. Gestem dziewczyna wskazała mu, żeby oddał jej kartki. Nadeszła pora zwierzeń.
- To trochę długa historia.
- Nigdzie mi się nie spieszy. Po prostu mów o co chodzi. - Dziewczyna zbierała się jakiś czas aby zacząć mówić. Miller aby dodać jej otuchy ścisnął mocniej jej dłoń.
- A więc tak. Wychodzi na to, że moja rodzina wywodzi się od jakiś Obdarzonych. Do końca nie wiem na czym to polega. Zostaje się tym co drugie pokolenie. Padło na mnie. W dniu moich siedemnastych urodzin będę musiała wybrać dobro lub zło. Albo zostanę do szpiku kości zła, albo dobra. Jeśli zostanę naznaczona przez zło, będę służyła egipskiemu bogowi. Nie ma w tedy ratunku. A wiesz co jest najgorsze, że ty nie będziesz w stanie mnie ochronić. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak to ty musisz ochronić Ninę. - Zakończyła swoja opowieść brunetka nie patrząc w kierunku przyjaciela. Przez jakiś czas siedzieli w ciszy. Dziewczyna oczekiwała reakcji Miller'a, a ten z kolei przyswajał sobie nowe wiadomości. Nie mógł pozwolić aby dziewczynie na której mu najbardziej zależy coś się stało.
- Coś wymyśliły. Jak zawsze. - Odpowiedział cicho.
- A jeśli nie? - Chłopak postanowił nie odpowiadać na to pytanie, ponieważ nie znał na nie odpowiedzi.
- Dowiedziałaś się jeszcze czegoś?
- Gdzieś była mała wzmianka o tym, że jest dwóch Obrońców. Ale nie wiem o chodzi. - Mruknęła dziewczyna.
- No to czas się dowiedzieć.
- Możesz mi powiedzieć co ty do cholery odwalasz?! - Ostry głos Dylana rozniósł się po parku późnym popołudniem. Chłopak nie mogąc dłużej przebywać w zamknięciu postanowił się przejść. Za radą Joy chciał zapomnieć o Lydii. Mimo, że cały czas siedziała w jego głowie i sercu. Jednak pech chciał aby w parku zauważył spacerującą rudowłosą. Wtedy jego złość na dziewczynę wzrosła i nie wiedząc co robi zaczął kierować się w jej kierunku i usłyszał jak słowa wypływają z jego ust. Natomiast Hudson gwałtownie odwróciła się w stronę z której pochodził głos. Za sobą zobaczyła wściekłego bruneta.
- Nie wiem o co ci chodzi. - Powiedziała niepewna za co teraz się wścieka. Chłopak popatrzył na nią z niedowierzaniem oraz niechęcią wypisaną na twarzy.
- Możesz przestać kłamać?! Nie znudziło ci się?! - Głos chłopaka ociekał jadem, przemieszanym z nienawiścią. Przechodnie spoglądali na nich z zaciekawieniem.
- Chciałam ci wytłumaczyć tą sprawę. Ja naprawdę niczego nie ukradłam. - Do oczu dziewczyny mimowolnie napłynęły łzy. Nie chciała by chłopak je widział, nie chciała go jeszcze bardziej denerwować. Z kolei chłopak mimo wściekłości poczuł jakieś niemiłe ukłucie w środku, że doprowadził dziewczynę na której mu zależało do płaczu. Chwila, zależało mu wcześniej, przed tym wszystkim. Miał o niej zapomnieć. Jednak jak łatwo jest powiedzieć, a jak ciężko wykonać. Teraz był zły i na nią, i na siebie za to, że ulokował uczucia w niewłaściwej dziewczynie.
- Ja pierniczę jaka ty jesteś tępa. Na prawdę myślałaś, że się nie dowiem?
- Ale to nie tak... Daj mi wszystko wytłumaczyć. - Zaczęła błagać Lydia.
- Nie chcę twoich wyjaśnień, rozumiesz? Chcę żebyś dała mi spokój. - Warknął chłopak podchodząc do dziewczyny. Nie miał pojęcia jak ranią ją te słowa.
- Jeśli tego chcesz. - Szepnęła.
- Tak! Chcę tego, ale ty postanowiłaś wprowadzić się do Anubisa! Nie chcę cię tam widzieć rozumiesz?! Nie chcę! Ma cię tam nie być! - Powiedział, a raczej wykrzyczał i nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i odszedł. Odszedł. Tak po prostu. Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać potoki łez. Cała ta jej nadzieja niczym płomień zgasła. Nie było już jej deski ratunku. Jedyne co jej zostało to utonąć. Zejść z tego świata. Kto by pomyślał, że czasami takie nierozważne myśli mogą się spełnić. Słowa mają poważną wagę, przed chwilą już się o tym przekonała. Zabolało. Cholernie ją to zabolało. Ale tym samym poczuła, że przez tą niedługą znajomość poczuła go bruneta coś więcej. I tak teraz nie było sensu. Miała zejść mu z oczu. I tak zrobi. Próbowała przekonać samą siebie, że niczego do niego nie poczuła. Wcale się nie zakochała.
Eddie przez resztę wieczora myślał o tym co powiedziała mu dziś brunetka. Obdarzona? Co to znowu było? Druga Wybrana to za mało? Wiedział, że jest Osirionem Niny i tak dalej, ale nie wybierze Niny przed Patricię. To Gaduła była dla niego ważna. Ją chciał ochronić. Za wszelką cenę. Dlatego nie dopuści to tego aby jej się coś stało. Nie dopuści. Zrobi wszystko aby uchronić ją. Wszystko. Nie ważne jaka będzie cena. Był gotów nawet zawszeć pakt z diabłem. Blondyn siedział na łóżku Patricii i czekał na dziewczynę, która próbowała przekonać Trudy, że Lydia powinna się wprowadzić. Nagle chłopak dostał sms'a. Chcesz uchronić swoją dziewczynę? Numer nieznany. Wiedział, że Patt dostawała czasami takie sms'y. Zwykle były one zablokowane, a on mógł na ten numer odpisać. Jednak zostawił tę sprawę na późnej, ponieważ do pokoju wpadła wściekła brunetka.
- Mieszkamy w domu wariatów! - Krzyknęła, siadając koło blondyna.
- Jakbym nie wiedział. - Uśmiechnęli się do siebie. Czuli się przy sobie tak swobodnie. Rozumieli się bez słów, jakby byli sobie od dawna przeznaczeni. Może nawet tak było?
- Dobra. Koniec tej sprawy na dziś. Co robimy? - Zapytała opierając się o chłopaka.
- Możemy obejrzeć jakiś film.
- Okey. Poczekaj przyniosę laptopa. - Dziewczyna z niezadowoleniem podniosła się.
- Co nie zadowolona, że musiałaś na chwilę opuścić, tą umięśnioną klatę? - Zapytał z uśmiechem na ustach chłopak.
- Oczywiście. Jakby była umięśniona to bym była niezadowolona. A tak to... No cóż... Trochę sporo brakuje ci do umięśnionej klaty. - Powiedziała dziewczyna za co chłopak objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Po chwili oboje leżeli obok siebie na łóżku.
- Patt? - Zapytał blondyn.
- Tak?
- Mogę cię o coś zapytać?
- Nie, nie masz także bicepsów. Jesteś wątły i kościsty. - Zaśmiała się z satysfakcją Williamson.
- Dzięki. Ale mówię poważnie.
- Wiesz, że mnie możesz spytać o wszystko. - Zapewniła go brunetka i obróciła się na łóżku twarzą do niego.
- Czy jest szansa abyśmy byli kiedykolwiek razem? - Zapytał bardzo poważnym tonem blondyn. Chciał wiedzieć na czym stoi.
- Człowieku nawet nie wziąłeś mnie na prawdziwą randkę. Ta wczorajsza się nie odbyła. - Powiedziała lekko Patricia, jednak gdy spojrzała na poważną minę chłopaka, również spoważniała i tym razem odpowiedziała poważnie. - Tak. Myślę, że możemy być kiedyś razem.
- No to. Moja Gaduło pójdziesz w następnym tygodniu ze mną na drugą pierwszą randkę? - Zapytał Miller zadowolony z faktu, że za niedługo będzie z Patt jako para.
- Może pójdę, może nie.
- Dobra, czyli idziemy. A teraz oglądajmy. - Dziewczyna puściła jakiś mało ciekawy film, wtuliła się w Eddie'go i zaczęła oglądać. Po jakimś czasie powieki zaczęły jej ciążyć i dziewczyna zasnęła. Miller, gdy zorientował się, że jego przyjaciółka już śpi wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął pisać wiadomość. Wziął głęboki oddech i wcisnął wyślij na ten numer co wcześniej napisał do niego. Odpowiedź brzmiała : Tak.
W środku nocy, kiedy wszyscy mieszkańcy domu Anubisa byli już pogrążeni we śnie, ktoś kto miałby dobry słuch dałby radę usłyszeć cichą rozmowę dochodzącą z piwnicy. Rozmowę czy może raczej coś w stylu inicjacji pomiędzy dwoma zdrajcami akademika.
- Dowiedziałaś się wszystkiego. A teraz nie masz wyboru musisz, mi zaufać i pomóc, rozumiesz? - Zapytała pewna dziewczyna władczym tonem. Nie lubiła sprzeciwu i wierzyła. Ba! Była pewna, że jej rozmówczyni się zgodzi. Nawet jeśli to nie miała wyboru, za dużo już wiedziała.
- Zaufam ci. Chcę wreszcie wygrać.
- Bardzo dobrze. A więc, czy zrzekasz się bycia Obrońcą na rzecz osoby o której mówimy? - Zapytała i podniosła prawą rękę w stronę serca.
- Zrzekam się. Zrzekam się jakiegokolwiek powiązania z potomkinią bogini Izydy, oraz przekazuje swoje umiejętności drugiemu Obrońcy skazanemu na śmierć. - Odpowiedziała dziewczyna przykładając jak jej poprzedniczka dłoń do serca.
- Teraz aby przypieczętować przysięgę masz ten nóż, przetnij sobie dłoń i krew upuść do kielicha. - Tak jak jej rozkazano dziewczyna zrobiła. Podniosła nóż, który zalśnił przy blasku świec i szybkim ruchem przecięła sobie skórę od wewnętrznej strony dłoni. Poczuła ból. Syknęła. Jednak nie przestała swojej czynności, ścisnęła dłoń i upuściła kilka bordowych kropel do złotego kielicha po czym podała nóż prowadzącej, która zrobiła to samo i powiedziała. - Od teraz nie łączy cię nic z potomkinią Izydy oraz drugim Obrońcą. Od teraz jesteś wolna. A drugi Obrońca za niedługo zginie.
Oł Gad. Co to ma być? Przepraszam was za takie straszne coś ;c Jakiś tam pomysł mam, tylko jak mam się zabrać do pisania to mi się odechciewa, ale jak już zacznę pisać to piszę do końca. Trochę z dużo chyba Lydii i Dylana, mam nadzieję, że nie jesteście złe. Po prostu polubiłam tą parę.
Tak w ogóle to składam wam już bardzo spóźnione, bo już po świętach życzenia. Wszystkiego co
najlepsze, dużo weny tym co piszą, spełnienia marzeń, osiągnięcia wymarzonych celów, szczęścia w
miłości ( ja go nie mam, więc może wam się uda I need a hero ^^ Nie oszukujmy się ja skończę jako stara panna z kotem ) Ogólnie tego co najlepsze, powodzenia tym co piszą egzaminy gimnazjalne. Ja mam jeszcze rok, będzie masakra.
Parę chętnych się znalazło więc prolog wstawiony. Oto mój nowy blog. Jeśli za niedługo go nie usunę to będzie cud. Jeszcze dodam parę rzeczy, ponieważ czuję się forever alone. Jakby ktoś chciał pogadać, o czymkolwiek, lub pośmiać się ze mnie to proszę ask, moje gg 50143639 Zapraszam ;)
Dziękuję za poprzednie komentarze. Myślałam, że będzie ich zdecydowanie mniej.
Za błędy przepraszam, jest po 24.00 nie chce mi się sprawdzać. To tyle.
Da napisania
Stevie ;*
- Jakby była to poważna sprawa, to bym cię wysłuchał, smarkulo! - Mruknął zirytowany Rodenmaar. Nie dość, że musiał na co dzień znosić te bachory to jeszcze teraz chyba najgorsza z nich, się do niego przyczepiła. Ktoś tam na górze robi sobie z niego jaja. Innego wytłumaczenia nie ma.
- Ale to jest poważne! - Wrzasnęła idąc za mężczyzną.
- Powiedziałem, nie. I koniec dyskusji! - Warknął Victor i zamknął przed Patricią drzwi od piwnicy. Dziewczyna czerwona ze wściekłości skierowała swe kroki do salonu. Nie rozumiała jak można być takim bezuczuciowym, starym czymś. Przecież to niesprawiedliwe! Ale kto jak kto Patricia Williamson się nie podda! Dziewczyna usiadła na kanapie koło Miller'a.
- Co oglądasz? - Zapytała oddychając głęboko, aby się uspokoić.
- W sumie już nic, bo dzięki tobie nie będę nic słyszał.
- Jak mi przykro. Wydaje mi się, że jestem troszkę ważniejsza od telewizora.
- Jak dobrze, że tylko tak ci się wydaje. - Mruknął po cichu Eddie za co dostał porządnie w ramię od brunetki. - Tak w ogóle to coś ty taka wściekła?
- Ponieważ ktoś mi nie pomógł z Victorem, plus on się nie zgodził. - Warknęła dziewczyna opierając głowę o ramię chłopaka.
- Mówiłem ci, że on się nie zgodzi. A jak Lydia się trzyma? - Zapytał z nagłą troską w głosie Miller.
- Prawie całą noc płakała, szczerze mówiąc Amber tylko pogorszyła sprawę. Trzeba będzie to jakoś wszystko wytłumaczyć. - Patricia nagle się wyprostowała i spojrzała z powagą na blondyna. - Wiesz, ona opowiedziała mi wczoraj wszystko. I teraz mam pewność, że muszę jej pomóc.
- A co takiego ci powiedziała?
- No wszystko, ale nie mogę ci tego powiedzieć. A jak Dylan się ma?
- Siedzi zamknięty w pokoju i narzeka jakie życie jest niesprawiedliwe, i że ktoś tam na górze go nienawidzi.
- Będzie ciężko. - Stwierdziła Patricia, po czym opadła zrezygnowana na kanapę. Nie miała pojęcia jak mogą istnieć tacy zawistni ludzie. Takie osoby, które krzywdząc innych są dowartościowane. Kiedyś się na nich to odbije. A do tych pokrzywdzonych los się uśmiechnie. Brunetka wiedziała, że to nie Lydia ukradła pamiątkę po mamie Dylanowi, ale teraz trzeba to było jakoś udowodnić. Pytanie brzmi : jak?
- A co z naszym spotkaniem na r? - Szepnął do dziewczyny blondyn. Ta natomiast przewróciła tylko oczami.
- Nadal się boisz tego słowa wypowiedzieć? W takim razie to chyba nie ma sensu. - Westchnęła teatralnie.
- Co? Nie, po prostu Amber może usłyszeć, a wtedy nie da nam już spokoju z tą randką. - Zanim Eddie zdążyła powiedzieć słowo na r, a salonie akurat zjawiła się wspomniana blondynka.
- Co randka?! Czy ja dobrze usłyszałam?! Idziecie na randkę?! O matko, ja wam wszystko przygotuję, zostawcie to mi! - Zaczęła piszczeć uradowana panna Millington. Patricia spojrzała na Miller'a zabójczym wzrokiem i obróciła się do współlokatorki.
- Nie, nie idziemy na randkę. Przesłyszałaś się.
- Jaka szkoda, a już się ucieszyłam, że przygotuję wam niezapomniany wieczór. Tak w ogóle mogłabyś pozbyć się już tej Lydii? Siedzi w naszym pokoju i ryczy. Próbowałam z nią porozmawiać i wykopać, ale to nic nie daje.
- Weź ty już tą Lydię zostaw w spokoju. Dziewczyna ma się ciężko. - Powiedziała zdenerwowana Patricia, no co Eddie szybko przytaknął.
- Jest złodziejką. Na pewno, dobrze wybrałaś?
- Nie jest złodziejką. Powiedziała mi wszystko. - Williamson sama się sobie dziwiła, że tak popiera kogoś. Czuła, że musi pomóc rudowłosej, że to jest jej obowiązek, jednak czemu? Niedawno czuła się tak potrzebna z Joy, kiedy ta przejmowała się tym, że Fabian ją nie kocha.
- Jak tam chcesz, ale weź się jej już pozbądź. - Brunetkę, zdziwiło lekko zachowanie Millington w stosunku do Lydii, skoro z tego co wiedziała, to miały z sobą już do czynienia i się zakolegowały.
- Spokojnie już idę. - Dziewczyny spojrzały w kierunku schodów. Stała tam trochę roztrzęsiona Hudson. - Dziękuję wam za przenocowanie, ale nie uniknę powrotu.
- Nie musisz tam wracać, coś wymyślimy. - Zaczął Miller.
- Nie ma sensu. Słyszałam jak Patt kłóciła się z tym Victorem. Poradzę sobie. - Westchnęła cicho i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. W tej samej chwili brunetka i blondyn podnieśli się z kanapy i ruszyli za nową przyjaciółką.
- Nie zostawimy tak tego. Obiecuje. - Powiedział Eddie. Stwierdził, że skoro jego Patt wierzy tej dziewczynie to on także. Z resztą było w tej małej rudej osóbce co dawało jej wiarygodność. Nie wiedział co to było, ale było.
- Dziękuję. Jesteście wielcy. - Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i przytuliła ich. Mimo, że straciła Dylana czuła, że zaczyna się jej przyjaźń z tą dwójką.
- Odprowadzimy cię. - Zadecydowała Williamson i zaczęła się ubierać. Cała trójka wyszła z domu Anubsa i udała się parkiem w stronę akademika Hudson. Dzień był chłodny. W wydychanym powietrzu co chwilę pojawiały się białe obłoczki. Za niedługo miał się zacząć grudzień więc nic dziwnego. Szli w ciszy. Do domu Hathor nie było tak daleko, więc za niedługo znaleźli się na miejscu. Wszyscy czuli się dziwnie. Patt i Eddie, ponieważ musieli tam zostawić dziewczynę, a Lydia, ponieważ znowu musiała wracać do tego chorego akademika.
- Och! Przypomniało mi się. Miałam coś załatwić. - Zaczęła Patricia. Miller i Hudson spojrzeli na nią pytająco. - Zapomniałam czegoś wziąć z pewnego miejsca. - Blondyn zrozumiał od razu, że chodzi o starą bibliotekę, za do rudowłosa nie przejęła się zbytnio miejscem.
- No to idź. - Powiedziała do niej dziewczyna.
- Pójdę. Eddie zostań jeszcze z Lydią załatwię to i zaraz wracam. - Zaproponowała Williamson, mają złudną nadzieję, że chłopak się zgodzi.
- Wybacz Lydio, ale wolę potowarzyszyć mojej dziewczynie. - Chłopak przykulił koleżankę na pożegnanie. Ta spojrzała na nich z ciekawością.
- To wy jesteście razem?
- Nie tak oficjalnie. - Wyjaśniła brunetka.
- No to Miller na co czekasz? Bierz się do roboty. - Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze, pierwszy raz tego dnia i z podniesioną głową weszła po schodach prowadzących do akademika.
***
Patricia rozejrzała się po bibliotece w poszukiwaniu kartek, które zostawiła tu dzień wcześniej. Miała nadzieję, że Miller nie zacznie zadawać zbędnych pytań. Jednakże jak się myliła, ponieważ następnymi wypowiedzianymi przez chłopaka słowami były.
- Tak w ogóle to czego zapomniałaś? - Zapytał również rozglądając się w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogła by zapomnieć jego prawie dziewczyna. Nagle zauważył. Niewielki stosik kartek położonych na stoliku. Podszedł do stolika i wziął je w rękę.
- Paru kartek. Były tam różne zapiski do szkoły. - Powiedziała bez zastanowienia nad konsekwencjami.
- Takich jak to? - Zapytał blondyn pokazując dziewczynie.
- Tak to te. Oddaj mi je. - Patricia wyciągnęła rękę czekając aż Miller odda jej kartki, jednak to nie nastąpiło. Zamiast tego zaczął się z nimi oddalać chcąc zobaczyć co tam za notatki miała jego przyjaciółka.
- Zastanowię się nad tym. Trochę dziwnie wyglądają te notatki. Na starym papierze? - Zapytał patrząc kpiąco na brunetkę, która zrobiła się czerwona na twarzy. - Czy ty myślisz, że jestem taki głupi?
- No może troszkę. - Odpowiedziała Patt starając się zacząć droczyć z chłopakiem.
- Daruj sobie. Co to jest? Ale tak bez oszukiwania. - Powiedział stanowczo, i zaczął tupać nogą i oczekiwaniu. Brunetka w tej chwili biła się ze własnymi myślami. Powiedzieć czy nie powiedzieć? Jeśli nie powie to sam się dowie, ponieważ znając blondyna nie odda jej ich. Zrezygnowana usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie. Eddie od razu usiadł obok niej. Gestem dziewczyna wskazała mu, żeby oddał jej kartki. Nadeszła pora zwierzeń.
- To trochę długa historia.
- Nigdzie mi się nie spieszy. Po prostu mów o co chodzi. - Dziewczyna zbierała się jakiś czas aby zacząć mówić. Miller aby dodać jej otuchy ścisnął mocniej jej dłoń.
- A więc tak. Wychodzi na to, że moja rodzina wywodzi się od jakiś Obdarzonych. Do końca nie wiem na czym to polega. Zostaje się tym co drugie pokolenie. Padło na mnie. W dniu moich siedemnastych urodzin będę musiała wybrać dobro lub zło. Albo zostanę do szpiku kości zła, albo dobra. Jeśli zostanę naznaczona przez zło, będę służyła egipskiemu bogowi. Nie ma w tedy ratunku. A wiesz co jest najgorsze, że ty nie będziesz w stanie mnie ochronić. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak to ty musisz ochronić Ninę. - Zakończyła swoja opowieść brunetka nie patrząc w kierunku przyjaciela. Przez jakiś czas siedzieli w ciszy. Dziewczyna oczekiwała reakcji Miller'a, a ten z kolei przyswajał sobie nowe wiadomości. Nie mógł pozwolić aby dziewczynie na której mu najbardziej zależy coś się stało.
- Coś wymyśliły. Jak zawsze. - Odpowiedział cicho.
- A jeśli nie? - Chłopak postanowił nie odpowiadać na to pytanie, ponieważ nie znał na nie odpowiedzi.
- Dowiedziałaś się jeszcze czegoś?
- Gdzieś była mała wzmianka o tym, że jest dwóch Obrońców. Ale nie wiem o chodzi. - Mruknęła dziewczyna.
- No to czas się dowiedzieć.
***
- Nie wiem o co ci chodzi. - Powiedziała niepewna za co teraz się wścieka. Chłopak popatrzył na nią z niedowierzaniem oraz niechęcią wypisaną na twarzy.
- Możesz przestać kłamać?! Nie znudziło ci się?! - Głos chłopaka ociekał jadem, przemieszanym z nienawiścią. Przechodnie spoglądali na nich z zaciekawieniem.
- Chciałam ci wytłumaczyć tą sprawę. Ja naprawdę niczego nie ukradłam. - Do oczu dziewczyny mimowolnie napłynęły łzy. Nie chciała by chłopak je widział, nie chciała go jeszcze bardziej denerwować. Z kolei chłopak mimo wściekłości poczuł jakieś niemiłe ukłucie w środku, że doprowadził dziewczynę na której mu zależało do płaczu. Chwila, zależało mu wcześniej, przed tym wszystkim. Miał o niej zapomnieć. Jednak jak łatwo jest powiedzieć, a jak ciężko wykonać. Teraz był zły i na nią, i na siebie za to, że ulokował uczucia w niewłaściwej dziewczynie.
- Ja pierniczę jaka ty jesteś tępa. Na prawdę myślałaś, że się nie dowiem?
- Ale to nie tak... Daj mi wszystko wytłumaczyć. - Zaczęła błagać Lydia.
- Nie chcę twoich wyjaśnień, rozumiesz? Chcę żebyś dała mi spokój. - Warknął chłopak podchodząc do dziewczyny. Nie miał pojęcia jak ranią ją te słowa.
- Jeśli tego chcesz. - Szepnęła.
- Tak! Chcę tego, ale ty postanowiłaś wprowadzić się do Anubisa! Nie chcę cię tam widzieć rozumiesz?! Nie chcę! Ma cię tam nie być! - Powiedział, a raczej wykrzyczał i nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i odszedł. Odszedł. Tak po prostu. Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać potoki łez. Cała ta jej nadzieja niczym płomień zgasła. Nie było już jej deski ratunku. Jedyne co jej zostało to utonąć. Zejść z tego świata. Kto by pomyślał, że czasami takie nierozważne myśli mogą się spełnić. Słowa mają poważną wagę, przed chwilą już się o tym przekonała. Zabolało. Cholernie ją to zabolało. Ale tym samym poczuła, że przez tą niedługą znajomość poczuła go bruneta coś więcej. I tak teraz nie było sensu. Miała zejść mu z oczu. I tak zrobi. Próbowała przekonać samą siebie, że niczego do niego nie poczuła. Wcale się nie zakochała.
***
Eddie przez resztę wieczora myślał o tym co powiedziała mu dziś brunetka. Obdarzona? Co to znowu było? Druga Wybrana to za mało? Wiedział, że jest Osirionem Niny i tak dalej, ale nie wybierze Niny przed Patricię. To Gaduła była dla niego ważna. Ją chciał ochronić. Za wszelką cenę. Dlatego nie dopuści to tego aby jej się coś stało. Nie dopuści. Zrobi wszystko aby uchronić ją. Wszystko. Nie ważne jaka będzie cena. Był gotów nawet zawszeć pakt z diabłem. Blondyn siedział na łóżku Patricii i czekał na dziewczynę, która próbowała przekonać Trudy, że Lydia powinna się wprowadzić. Nagle chłopak dostał sms'a. Chcesz uchronić swoją dziewczynę? Numer nieznany. Wiedział, że Patt dostawała czasami takie sms'y. Zwykle były one zablokowane, a on mógł na ten numer odpisać. Jednak zostawił tę sprawę na późnej, ponieważ do pokoju wpadła wściekła brunetka.
- Mieszkamy w domu wariatów! - Krzyknęła, siadając koło blondyna.
- Jakbym nie wiedział. - Uśmiechnęli się do siebie. Czuli się przy sobie tak swobodnie. Rozumieli się bez słów, jakby byli sobie od dawna przeznaczeni. Może nawet tak było?
- Dobra. Koniec tej sprawy na dziś. Co robimy? - Zapytała opierając się o chłopaka.
- Możemy obejrzeć jakiś film.
- Okey. Poczekaj przyniosę laptopa. - Dziewczyna z niezadowoleniem podniosła się.
- Co nie zadowolona, że musiałaś na chwilę opuścić, tą umięśnioną klatę? - Zapytał z uśmiechem na ustach chłopak.
- Oczywiście. Jakby była umięśniona to bym była niezadowolona. A tak to... No cóż... Trochę sporo brakuje ci do umięśnionej klaty. - Powiedziała dziewczyna za co chłopak objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Po chwili oboje leżeli obok siebie na łóżku.
- Patt? - Zapytał blondyn.
- Tak?
- Mogę cię o coś zapytać?
- Nie, nie masz także bicepsów. Jesteś wątły i kościsty. - Zaśmiała się z satysfakcją Williamson.
- Dzięki. Ale mówię poważnie.
- Wiesz, że mnie możesz spytać o wszystko. - Zapewniła go brunetka i obróciła się na łóżku twarzą do niego.
- Czy jest szansa abyśmy byli kiedykolwiek razem? - Zapytał bardzo poważnym tonem blondyn. Chciał wiedzieć na czym stoi.
- Człowieku nawet nie wziąłeś mnie na prawdziwą randkę. Ta wczorajsza się nie odbyła. - Powiedziała lekko Patricia, jednak gdy spojrzała na poważną minę chłopaka, również spoważniała i tym razem odpowiedziała poważnie. - Tak. Myślę, że możemy być kiedyś razem.
- No to. Moja Gaduło pójdziesz w następnym tygodniu ze mną na drugą pierwszą randkę? - Zapytał Miller zadowolony z faktu, że za niedługo będzie z Patt jako para.
- Może pójdę, może nie.
- Dobra, czyli idziemy. A teraz oglądajmy. - Dziewczyna puściła jakiś mało ciekawy film, wtuliła się w Eddie'go i zaczęła oglądać. Po jakimś czasie powieki zaczęły jej ciążyć i dziewczyna zasnęła. Miller, gdy zorientował się, że jego przyjaciółka już śpi wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął pisać wiadomość. Wziął głęboki oddech i wcisnął wyślij na ten numer co wcześniej napisał do niego. Odpowiedź brzmiała : Tak.
***
W środku nocy, kiedy wszyscy mieszkańcy domu Anubisa byli już pogrążeni we śnie, ktoś kto miałby dobry słuch dałby radę usłyszeć cichą rozmowę dochodzącą z piwnicy. Rozmowę czy może raczej coś w stylu inicjacji pomiędzy dwoma zdrajcami akademika.
- Dowiedziałaś się wszystkiego. A teraz nie masz wyboru musisz, mi zaufać i pomóc, rozumiesz? - Zapytała pewna dziewczyna władczym tonem. Nie lubiła sprzeciwu i wierzyła. Ba! Była pewna, że jej rozmówczyni się zgodzi. Nawet jeśli to nie miała wyboru, za dużo już wiedziała.
- Zaufam ci. Chcę wreszcie wygrać.
- Bardzo dobrze. A więc, czy zrzekasz się bycia Obrońcą na rzecz osoby o której mówimy? - Zapytała i podniosła prawą rękę w stronę serca.
- Zrzekam się. Zrzekam się jakiegokolwiek powiązania z potomkinią bogini Izydy, oraz przekazuje swoje umiejętności drugiemu Obrońcy skazanemu na śmierć. - Odpowiedziała dziewczyna przykładając jak jej poprzedniczka dłoń do serca.
- Teraz aby przypieczętować przysięgę masz ten nóż, przetnij sobie dłoń i krew upuść do kielicha. - Tak jak jej rozkazano dziewczyna zrobiła. Podniosła nóż, który zalśnił przy blasku świec i szybkim ruchem przecięła sobie skórę od wewnętrznej strony dłoni. Poczuła ból. Syknęła. Jednak nie przestała swojej czynności, ścisnęła dłoń i upuściła kilka bordowych kropel do złotego kielicha po czym podała nóż prowadzącej, która zrobiła to samo i powiedziała. - Od teraz nie łączy cię nic z potomkinią Izydy oraz drugim Obrońcą. Od teraz jesteś wolna. A drugi Obrońca za niedługo zginie.
Oł Gad. Co to ma być? Przepraszam was za takie straszne coś ;c Jakiś tam pomysł mam, tylko jak mam się zabrać do pisania to mi się odechciewa, ale jak już zacznę pisać to piszę do końca. Trochę z dużo chyba Lydii i Dylana, mam nadzieję, że nie jesteście złe. Po prostu polubiłam tą parę.
Tak w ogóle to składam wam już bardzo spóźnione, bo już po świętach życzenia. Wszystkiego co
Parę chętnych się znalazło więc prolog wstawiony. Oto mój nowy blog. Jeśli za niedługo go nie usunę to będzie cud. Jeszcze dodam parę rzeczy, ponieważ czuję się forever alone. Jakby ktoś chciał pogadać, o czymkolwiek, lub pośmiać się ze mnie to proszę ask, moje gg 50143639 Zapraszam ;)
Dziękuję za poprzednie komentarze. Myślałam, że będzie ich zdecydowanie mniej.
Za błędy przepraszam, jest po 24.00 nie chce mi się sprawdzać. To tyle.
Da napisania
Stevie ;*
Jej ale super że dodałaś...
OdpowiedzUsuńCo by ci tu napisać?! Rozdział jak zawsze cudny, świetny i suuuuuuuuper :*
Ja tobie również życzę(spóźnionych) wesołych świąt...
Kocham cię że to że stworzyłaś bloga o Fedemili <3
Na 100 pro będę wchodzić ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny świetny rozdział :*
P.S. Pierwsza!!!!!!! :*:*:*:*:*
O co chodzi z tym ostatnim? Kto rozmawiał z tą kobietą? Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem. Na początku, kiedy znalazłam bloga stwierdziłam, że kiedyś skończą ci się pomysły i może będziesz pisać gorzej, le to nie nastąpiło. Masz widzę multum pomysłów, a piszesz z rozdziału na rozdział coraz lepiej. Tylko tak dalej ! <3
OdpowiedzUsuńCudo <3
OdpowiedzUsuńA witam , witam , witam ♥
OdpowiedzUsuńMoże i trochę dużo było Dylana i Lydii , ale ja ich wprost kocham, więc mi to nie przeszkadzało *.* Joy jest cudowna jak dla mnie , ale błagam cię Dy, nie słuchaj jej ! aksduybguow ! Z jednej strony mu się jednak nie dziwię. Biedak ;c Słodki biedak ^^ Ale Ly też ;c No i myślę , że w końcu zrobisz nam piękne , oficjalne peddie *.* Mnie również zaintrygowała ta końcówka... Proszę , żeby to nie była Patt , proszę , żeby to nie była Patt ; d Hhaha. xd. Tobie również spóźnionych wesołych świąt itd. No i dużo weny ;3 Jaka tam stara panna z kotem.. A jeśli nawet to nie będziesz sama. Ja również będę starą panną , ale z psem xd. Piona ! ;*
No i ten.. Nie przedłużając rozdział wprost świetny <3 Z niecierpliwością czekam na next'a. No i na koniec przyczepię się do błędów jakie tu wystąpiły , ale to nic. Pozdrawiam. Incredible ♥
super
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńświetny *.*
OdpowiedzUsuńczekam na następny
Świetne :D
OdpowiedzUsuńGenialny :D Czekam na next
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny. Podoba mi się twój blog, jest super, też kocham Teen Wolf i inne seriale. Jestem twoją wielką fanką. Fajnie bybyło,gdybyś u mnie skomentowała, dopiero zaczynam, mój blog będzie o modzie, ale też będą takie pojedyncze opowiadania o parach z serialu !! Rozdział jest super!!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :
http://lydia3.blogspot.com/
Super. Czekam na next. Sorry, że napisze krótko,ale się dzisiaj spieszę... Bardzo dobrze piszesz. Moja przyszłość to też kot, więc nie ma się czym martwić ;) . Genialnie piszesz i mm nadzieje, że Twoja wena zostanie z Tobą ;*
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz mieć swój niepowtarzalny zwiastun na bloga, wystarczy wejść na dolina-zwiastunow.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam! <3
Cudowny rozdział ♥. Uwielbiam Lydie i Dylana oby do siebie wrócili *.*. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://sylwka31-tda.blogspot.com/2014/05/rozdzia-9.html
Szybko next
OdpowiedzUsuń