Piątek minął uczniom strasznie szybko i nim się zorientowali była już sobota. Każdy latał po całym domu załatwiając jakieś swoje sprawy. Nauczyciele pozadawali nastolatkom całą masę zadań domowych i nikt nie mógł nic z tym zrobić. Trzeba było się uczyć. W tym dniu szczególną popularnością cieszyła się Mara, do której non stop ktoś przychodził by pomogła mu z zadaniem. Oczywiście dobre serce Jaffray robiło swoje i nie umiała odmówić.
- Może skończysz już pomagać innym i odrobisz swoje lekcje? - Zapytał Jerome przeciągając się.
- Spokojnie. Ja zdążę ze wszystkim, a ty? Zrobiłeś już wszystko? - Mara spojrzała na chłopaka przeszywającym spojrzeniem.
- Nie patrz się tak kobieto na mnie! Później zrobię. - Odpowiedział Clarke. - Chciałbym spędzić trochę czasu ze swoją dziewczyną.
- Przecież spędzasz ze mną czas.
- Wiesz o co mi chodzi. Bez odrabiania lekcji. Kiedy mieliśmy ostatnio czas dla siebie? - Nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć do pokoju Jaffray wpadła zdyszana Amber.
- Maro jesteś mi potrzebna! - Wrzasnęła zatrzymując się przy parze.
- O co chodzi? - Zaciekawiona brunetka poprawiła się na łóżku. Może teraz do czegoś pożytecznego się
przyda? Nie chciało jej się już pomagać wszystkim przy zadaniach domowych, ale nie chciała też tego powiedzieć, ponieważ już słyszała te Clarka ''A nie mówiłem?''. Mara nie była taka jak blondyn często bywał w stosunku do wszystkich. Nie potrafiła komuś czegoś złego powiedzieć. Zawsze, ale to zawsze jeśli ktoś miał problem to starała się pomóc. Czasami nie chciała, ale nie potrafiła powiedzieć ''nie''. Dziewczyna liczyła, że może teraz wydarzy się to ''coś'' na które tyle czasu czekała.
- Pomożesz mi z matematyką? Te zadania są takie trudnościowe. Jestem na nie za mądra. - Wytłumaczyła Millington o co chodzi.
- Spoko. Zaraz do ciebie przyjdę. Coś czuję, że będę musiała ci jeszcze pomóc z angielskim. - Mruknęła niezadowolona nastolatka. A miała taką nadzieję... Nadzieja matką głupich.... - Pomyślała rozczarowana. Z resztą kto chciałby ją do jakiegoś super tajnego zadania? Mają Fabiana w tej ich grupie.
- Ochh... Dziękuję. Jesteś boska, no nie tak jak ja, bo ja jestem boska, niesamowita i tak dalej. Więc jesteś super chodź. - Powiedziała Amber i pociągnęła Jaffray do drzwi. W między czasie odwróciła się do Clarka i zdąrzyła jeszcze powiedzieć.
- Spotkamy się później. - I wyszła z pokoju. Jerome nie wiedząc co może robić w pokoju dziewczyny i również wyszedł.
W tym samym czasie w salonie przy stole siedziała Patricia z Eddie'm. Obydwoje odrabiali lekcje. Wyglądało to tak, że to głównie Williamson cokolwiek robiła, a blondyn siedział i przyglądał jej się, po czym odpisywał zadania.
- Czy ty możesz się wreszcie skupić? - Warknęła brunetka.
- Przecież się skupiam. Odpisywanie wymaga skupienia. - Uśmiechnął się do dziewczyny.
- Wiesz, że jesteś wkurzający?
- Chyba chciałaś powiedzieć wkurzająco piękny. - Poprawił dziewczynę Miller.
- Zdecydowanie nie to miałam na myśli.... Mam dość! Odpadam. Nie wytrzymam tu z tobą chwili dłużej. - Zrezygnowała dziewczyna. Przyjrzała się chłopakowi. Ten jego denerwujący uśmieszek nie schodził mu z ust. - I czego się tak cieszysz?
- Cieszę się, bo widzę jak ci na mnie zależy.
- Czyli prawie wcale? - Zapytała Patt, a co dostała od blondyna kuksańca w bok. Przez tą naukę nie mieli prawie dla siebie czasu. Nikt nie miał czasu. A tyle rzeczy było do zrobienia. Od paru dni była tylko nauka, nauka i nauka. Mieszkańcy domu Anubisa przychodzili ze szkoły, zjedli coś i brali się do nauki. Wieczorem zmęczeni kładli się spać.
- Chciałabyś.
- Masz może chusteczkę? - Pociągnęła nosem Patricia. - Chyba się trochę przeziębiłam.
- Mam. - Odpowiedział Eddie i zaczął grzebać w kieszeni. Jednak nie znalazł tego czego szukał. Trafił na jakąś kartkę. Wyciągnął ją. Była lekko pożółkniała. Zastanawiał się skąd ją ma. Nagle go olśniło. Rozłożył kartkę.
- To jest ta kartka co znaleźliśmy w domku dla lalek? Nie pokazałeś jej jeszcze Fabianowi? - Rozzłościła się Williamson.
- Zapomniałem o niej. Myślisz, że jest ważna? - Przyjrzał się napisom. Pięć zwierząt. Krowa, baran, pies, ibis i kot. A pod zwierzętami drobnym, prawie niewidocznym pismem napisano
Pokonaj sieć
Zrób krok lub skok
W całości przejdź
Nie ruszaj w bok
W gra w klasy każdy zagrać musi
Inaczej sufit go udusi.
Oboje zrozumieli. Chodziło w tym zadaniu o grę w klasy. Popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Musieli czym prędzej zrobić zebranie Sibuny.
- Och. Czyż to nie nasza zakochana para? - Do salonu wszedł Jerome.
- Daruj sobie Clarke. Marę zgubiłeś? - Odgryzła się Patt.
- Pomaga Amber w matmie. - Odparł wyraźnie rozzłoszczony chłopak i odszedł zaciskając pięści w stronę kuchni w której akurat siedział Alfie. Lewis był właśnie w trakcie przygotowywania największej kanapki, którą pragnął się podzielić z .... samym sobą. Jestem taki dobry. Dzielę się z potrzebującą osobą. - Pomyślał dumny z siebie.
- Alfie jesteś nam potrzebny! - Zawołał z salonu Eddie. Ciemnoskóry niechętnie spojrzał na przyjaciela.
- Ale jestem zajęty.
- To ważne. Zjesz później. - Lewis nie zgadzał się z Millerem.
- Nie. Zjem teraz i koniec kropka. Wy tego nie rozumiecie. Ja jestem głodny. - Zawołał, po czym wrócił do kończenia kanapki.
Drzwi do pokoju Eddie'go i Fabiana otworzyły się na oścież i do pomieszczenia weszła Patricia, a zaraz za nią blondyn.
- Puka się. - Powiedział na powitanie Fabian, który razem z Niną siedział na łóżku.
- Wybacz. Nie wiedziałem, że muszę pukać do swojego pokoju...
- Przechodząc do sedna. Mamy sprawę. - Nie dała dokończyć chłopakowi Williamson.
- Jaką? - Zapytała Nina prawie równocześnie z Fabianem.
- Sibuna. - Te jedno słowo sprawiło, że Nina poderwała się z łóżka i wybiegła z pokoju jak oparzona. Po nie całych 10 minutach wróciła z Amber i płaczącym Alfie'm, który nie zdążył zjeść swojej kanapki. Wszyscy rozsiedli się. Nina z Fabianem na łóżku, Amber na drugim łóżku, Alfie na podłodze, tak samo jak Trixie i Eddie.
- Ok. Mówcie o co chodzi. - Zwrócił się Rutter do pary na podłodze.
- No to tak. Wtedy, gdy utknęliśmy na strychu Patricii udało się otworzyć ten domek dla lalek....
- Który ja znalazłam. - Przypomniałam Millington.
- Oczywiście. No i tam znaleźliśmy to. - Dodała Patt i podała karteczkę Fabianowi.
- Myślimy, że o to chodzi w tej zagadce...
- O grę w klasy...
- A to jest kolejność. - Dokańczali za siebie zdania Trixie z Miller'em.
- Jakie to słodkie! - Krzyknęła zachwycona Amber. Wszyscy popatrzyli na nią z politowaniem. Jak to Millington wszystko uważała za słodkie.
zwykle bywało panna
- No to cóż, nie traćmy czasu i chodźmy dokończyć zadanie, co? - Zapytał Alfie, który już przestał szlochać.
- Tak bez przygotowania? - Fabian rozważał wszystkie opcje. Jak komuś się nie uda to, może go przygnieść ściana. Głównie martiwł się o siebie, ponieważ kondycji nie miał najlepszej.
- Rutter, nigdy nie grałeś w klasy? - Williamson przewróciła oczami.
- No, grałem, ale jak coś pójdzie nie tak?
- Nie myśl negatywnie i chodź. Czym szybciej to zrobimy tym lepiej.
- Moim zdaniem Fabian ma rację. Powinniśmy poćwiczyć. - Zgodziła się ze swoim chłopakiem Nina. - Tak na wszelki wypadek. Przecież nie możemy dopuścić by ktoś zginął, przez naszą nieostrożność. Kto jest z nami? - Wyszło na to, że wszyscy zgodzili się poćwiczyć i dopiero za parę dni wrócić do tuneli i przejść zadanie. Na tym skończyło się zebranie i każdy wrócił do swoich spraw.
***
We wtorek Sibuna była zwarta i gotowa, by rozwiązać kolejne zadanie. Musieli tylko poczekać do ciszy nocnej. A do ciszy nocnej były jeszcze co najmniej trzy godziny. Póki co każdy odpoczywał po ciężkim dniu w szkole. Alfie z Jerome'm, wyszli szpiegować Victora. Tak z nudów. Mara rozkoszowała się chwilą dla siebie w swoim pokoju. Fabian przeglądał książki o tajemnicach egipskich. Nina siedziała obok chłopaka i marudziła mu, jak to ona jest biedna, że on jej nie kocha, tylko wielbi jakieś głupie książki. Amber gdzieś przepadła razem z lusterkiem i nową dostawą kosmetyków. Dylan siedział na kanapie i oglądał jakiś badziewny serial, a Joy z Patricią siedziały przy stole i szeptały między sobą.
- No, i jak tam między tobą, a Dylanem? - Zagadnęła Marcer przyjaciółka.
- Nie wiem. Najpierw wydawał się mną zainteresowany, ale teraz tak jakby mnie nie było. - Mruknęła smutna dziewczyna.
- Że co?! Jaka moja wina? Wypraszam sobie. Ja jestem idealna, nie robię błędów. - Joy nie mogła przyjąć do siebie wiadomości, że jest czemuś winna.
- Ale to ty uganiałaś się za Fabianem, kiedy przy tobie był taki fajny chłopak.
- Twierdzisz, że Parker jest fajniejszy ode mnie? - Nagle spod ziemi wyrósł Eddie. Dziewczyny podskoczyły na krzesłach.
- Oczywiście. - Williamson przewróciła oczami.
- A czy Parker zrobiłby ci kakałko? - Blondyn pokazał jej kubek z gorącym napojem.
- On by nie zrobił, ty również.
- Masz racje. To jest dla mnie. I się z tobą nie podzielę. Idź kobieto, może Dylan ci zrobi. - Powiedział obrażony Eddie i pokazał brunetce język.
- Wy się zachowujecie jak para. Na pewno razem nie jesteście? - Joy zazdrościła swojej przyjaciółce takiego przyjaciela, który był prawie jej chłopakiem. Mercer marzyła o chłopaku, który traktował by ją jak siódmy cud świata. Chciała być dla kogoś najważniejsza. Ale póki co jeszcze nie znalazł się taki chłopak, który sprostał by jej wymaganiom. Ładny, mądry, uczciwy, kochany i tak dalej, i tak dalej. Znaczy znalazł się, ale on miał dziewczynę. Brunetka postanowiła, że za wszelką cenę zdobędzie Fabiana. Choćby nie wiem co. Wiedziała, że te zadanie będzie ciężkie, ale miała plan. A do jego zrealizowania potrzebny jej był Parker.
- A tak w ogóle, Joy ty wiesz, że Dylan spotyka się z taką rudą, z domu Hathor? - Zapytał Eddie specjalnie nie patrząc na Patricię.
- Jak to? Nie może! Przecież się ze mną spotykał. - Plany dziewczyny wzięły w łeb. Ale nie wszystko jeszcze stracone. - Pomyślała usatysfakcjonowana. Musi tylko zniechęcić jakoś tą rudą do Dylana.
- Mówiłam, że przez twoje zachowanie, straci on zainteresowanie tobą. Zastanów się na czym ci na prawdę zależy. - Powiedziała Patricia wstając z krzesła i idąc w stronę Millera. Joy została sama. - Ej, Miller czekaj!
- O co chodzi? - Zapytał odwracając się i patrząc obojętnym wzrokiem na przyjaciółkę.
- No nie udawaj obrażonego. Wiesz, że mamy dziś coś do zrobienia.
- Wiem.
- Jak myślisz, co będzie następnym zadaniem? - Brunetka martwiła się jakie jeszcze pokręcone zadanie będą mieli do rozwiązania.
- Nie wiem. Wszystko może być. Zależy co Frobisherowi strzeliło do głowy.
- Zdecydowanie pokręcony był z niego człowiek. - Oboje się zaśmiali. - To gdzie idziemy? Zdaje się, że u ciebie siedzi Fabian z Niną, a u mnie jest Ambs. Więc?
- Pozostaje strych lub piwnica. Co ty na to? - Obydwoje popatrzyli na siebie porozumiewawczo i ruszyli w stronę strychu. Po drodze Williamson weszła do swojego pokoju i wzięła paczkę żelek, które udało jej się uratować przed Alfie'm. Po chwili siedziała razem z Eddie'm na materacu na strychu.
- Która jest godzina? - Zapytała nastolatka przeciągając się.
- 21.30. A o której mamy iść do piwnicy?
- Przed 23.00
- Mamy jeszcze czas. - Stwierdził Miller po czym objął dziewczynę ramieniem i drugą ręką wziął paczkę żelek.
Mara siedziała sama w pokoju. Odkąd Nina wpadła po Amber, brunetka nie wiedziała co z sobą zrobić. Najpierw chciała śledzić koleżanki i dowiedzieć się o co chodzi, ale nie leżało to w jej naturze. Chociaż ostatnio śledziłaś z Jerome'm Victora i Sweeta. - Szeptał jej jakiś złośliwy głosik w głowie. Jaffray przypomniała sobie o kluczu, który wtedy znalazła. Dziewczyna podniosła się z łóżka i podeszła do biurka, w którym ukryła przedmiot. Wyciągnęła go i zaczęła mu się przyglądać. Mały srebrny klucz. Dziewczyna z powrotem usiadła na łóżku i zaczęła przeglądać strony internetowe na których mogła by znaleźć taki klucz. Na żadnej stronie, czy na żadnym zdjęciu nie było nawet w połowie podobnego klucza, do tego który teraz brunetka ściskała w ręku, jakby zaraz miał zniknąć. Chciała wierzyć, że ten kluczyk, otworzy jej drzwi do przygody, której tak szukała. Chciała poczuć chociaż przez chwilę adrenalinę. Niestety póki co chyba nie było na co liczyć. Po chwili usłyszała pukanie do drzwi. Dziewczyna szybko schowała klucz pod poduszkę i podeszła do drzwi. Otworzyła je. Za nimi stał Jerome.
- Hej Jaffray, co porabiasz? - Uśmiechnął się.
- Właściwie to nic. Wejdź. - Dziewczyna zaprosiła go do środka i oboje usiedli na łóżku. - I jak poszło śledzenie Victora? - Właściwie Marę, prawie to nie obchodziło, ale nie miała innego pomysłu na rozmowę.
- Chyba dobrze. Dowiedzieliśmy się, że kręci z Jenkins. No przynajmniej tak to wyglądało. - Chłopak wzdrygnął się na wspomnienie o woźnym i nauczycielce.
- Do niczego, ale mieliśmy ubaw. - Uśmiechnął się chłopak. - A ty co robiłaś? Dobra nie odpowiadaj. Obstawiam, że czytałaś.
- Tak. No cóż poradzić? Kocham książki. Tak samo jak ty swoje lusterko i odżywkę do włosów.
- To jest inna sprawa. Te dwie rzeczy ratują mi życie.
- Jak tam se chcesz.
- Za to dowiedziałem się, że Alfie i banda mają dziś spotkanie.
- Ja się tego domyśliłam, kiedy wpadła Nina i kazała szybko przyjść Amber. - Oboje zaczęli się zastanawiać co zrobić z tą wiadomością. Wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Wezmę tylko bluzę i idziemy. - Zarządził Jerome wstając z łóżka i kierując się do drzwi. Zapowiadała się ciekawa noc.
Przed dwudziestą trzecią cała Sibuna spotkała się w ukrytym gabinecie Frobisher'a. Wszyscy zachowywali się bardzo cicho. Starając się nie narobić hałasu weszli do tuneli. Tam z pewnością ,że nikt ich nie usłyszy zaczęli iść w kierunku, gdzie mieli wykonać kolejne zadanie.
- Jak myślicie długo nam to zajmie? Muszę sobie jeszcze nałożyć maseczkę młodości. - Zaczęła marudzić Amber. Sibuna postanowiła zignorować pytanie blondynki. Dalej szli w ciszy. Każdy zastanawiał się jakie zadanie będzie kolejne. Gdy wreszcie doszli spojrzeli na siebie i zdecydowali.
- Amber idzie pierwsza. - Ogłosił Fabian.
- Dlaczego ja?! Ja nie chcę iść pierwsza.
- Idziesz.
- Nie.
- Dobra ja idę. - Stwierdziła twardo Patricia i nim ktokolwiek zdążył zareagować dziewczyna już skoczyła na pierwszy kamień. Kiwając się lekko na boki pokonała całą planszę i zadowolona z siebie stanęła po drugiej stronie. - To wcale nie jest takie trudne. - Mruknęła pod nosem. - No to kto idzie następny? - Zawołała do swoich przyjaciół.
- Ja. - Odkrzyknął Miller i po chwili znalazł się koło dziewczyny. Ta uśmiechnęła się do niego i zaczęła iść w głąb korytarza. Blondyn jak cień podążał za nią. Parę metrów dalej stanęli naprzeciwko ściany, w dwoma wgłębieniami.
- Tu powinny być drzwi. - Powiedziała cicho dziewczyna.
- Dwie pary. - Dodał Eddie. Para popatrzyła na siebie. Nie rozumiejąc o co może chodzić i wróciła do reszty. Po ich stronie stali już wszyscy oprócz Fabian, który postanowił jako ostatni pokonać przeszkodę. Na trzecim wizerunku zwierzęcia zachwiał się i jedną nogą dotknął złego kamienia. Wszyscy spojrzeli na niego przestraszeni, i czekali co się stanie. Rutter nie czekając, szybko pokonał resztę i w chwili gdy za nim na ziemię zsunął się głaz, chłopak wylądował koło Niny. Ta szczęśliwa, że chłopakowi nic się nie stało przytuliła się do niego i pocałowała. Williamson odwróciła się w stronę Miller'a i udawała, że wymiotuje. Ten zaśmiał się i chwycił dziewczynę za rękę po czym oboje wrócili do miejsc, gdzie powinny stać drzwi. Po chwili dołączyła do nich reszta Sibuny.
- Rozwidlenie? Jak to? To gdzie my mamy iść? - Zastanawiał się Fabian. Nina podeszła do jednej ściany, gdzie powinno być przejście i popchnęła. Szybko odskoczyła od nich, ponieważ coś wydało jakiś dźwięk. Okazało się, że to nagranie.
Tylko dwója z was przejść może.
W środku zadanie jest ukryte.
Nagrodą jest wolność.
Kiedy słońce będzie najwyżej,
drzwi będą stały otworem.
Głos Frobisher'a ucichł, a uczniowie domu Anubisa, nadal stali patrząc się tępo na drzwi. Tylko dwie osoby mogły wejść i wykonać to zadania. Ale które? I co tam będzie?
- W południe, ktoś z nas musi tu przyjść. - Powiedziała Amber.
- Tylko kto? - Zapytał Alfie.
-Musimy losować. - Zadecydował Eddie i wyciągnął z kieszeni zapałki. Po czym dwie z nich złamał. - Kto wybierze krótszą zapałkę wchodzi jutro do środka.
- Co ja ci mówiłam o zabawie zapałkami? Miałeś już ich nie nosić. - Powiedziała szorstko Williamson.
- Sorki. Dobra losujemy. - Każdy podszedł do chłopaka i wyciągnął jedną zapałkę. Przeznaczenie czy też przypadek zadecydowało, że następnego dnia o dwunastej będą mieli przyjść Eddie i Patricia. Para wymieniła zaniepokojone spojrzenia.
- To jest niesprawiedliwe! Przecież wy ostatnio wszystko robicie. - Oburzył się Fabian. Powoli on i Nina mieli dość, tego, że w tym roku tylko Miller i Williamson byli najważniejsi.
- Jutro o dwunastej przyjdziemy tu i rozwiążemy to zadanie. - Dodał Eddie.
- Zapomniałeś, że w południe mamy lekcje. - Przypomniała wszystkim Millimgton.
- Coś wymyślimy. Chodźmy jest już późno. - Wszyscy ruszyli z powrotem do pokojów. Dwójkę z nich czekał jutro ciężki dzień.
Następnego dnia Eddie i Patt byli niewyspani. Resztę nocy dręczyły ich koszmary związane z zadaniem czekającym na nich. Nie mieli pojęcia co ich czeka. I to było najgorsze. Niewiedza. Przez pierwsze lekcje niewiele ze sobą rozmawiali. Byli poddenerwowani. Dopiero na lekcji z której musieli się zwolnić zamienili ze sobą parę zdań.
- To co teraz albo nigdy? - Zapytał dziewczynę blondyn.
- Chyba jak nie teraz to jutro. - Poprawiła dziewczyna przyjaciela. - Zaczynamy. Jestem urodzoną aktorką, więc wszystko pójdzie jak z płatka.
- Proszę pani, Patricii jest słabo! - Zawołał Eddie zwracając na siebie i Patt uwagę całej klasy.
- Jadłaś dziś coś? - Nauczycielka podeszła do ławki.
- Nie, nie mogłam nic przełknąć. - Odpowiedziała słabym głosem Williamson.
- Niedobrze. Pielęgniarki dziś nie ma. Hmmm... Więc idź z nią Miller do akademika i niech zje coś. - Zarządziła panna Jenkins.
- Już się robi. - Chłopak pomógł wstać brunetce, zarzucił jej ramię na swoje i powoli wyprowadził z klasy. Dopiero gdy znaleźli się kawałek za klasą oboje odetchnęli z ulgą i zaczęli się śmiać.
- Widziałeś ich miny? - Powiedziała Williamson gdy się uspokoiła.
- Tak. Jesteśmy zawodowymi aktorami. - Stwierdził Eddie, biorą za rękę dziewczynę i idąc w stronę wyjścia ze szkoły. Gdy wyszli ze szkoły szli w ciszy. Nie wiedzieli co powiedzieć.
- Jak myślisz co będzie za drzwiami? - Zapytała Patricia gdy dochodzili do akademika. Gdy ujrzała budynek poczuła gule rosnącą jej w gardle. Miała złe przeczucia co do zadania.
- Nie mam pojęcia. Może być wszystko. - Odpowiedział Miller również przepełniony obawami.
- Te drzwi nas oddzielą? Nie będziemy się widzieć? - Szepnęła dziewczyna. Nie chciała przyznać się przed chłopakiem, ale trochę się bała. Przy nim czuła się bezpieczna, ale gdy była sama miała wrażenie, że coś jej grozi. Kiedyś, wyśmiałaby kogoś kto by powiedział jej, że bez chłopaka sobie nie poradzi, ale teraz wiedziała, że ten idiota, który obok niej szedł jest jej potrzebny.
- Chyba tak. Myślę, że będą to dwa osobne korytarze. - Powoli weszli do domu Anubisa. Starając się nie narobić hałasu, podeszli do drzwi piwnicy. W akademiku nikogo nie było. Tym lepiej dla nas - Przeszło przez myśl dziewczynie. Szybko weszli do sekretnego gabinetu i do korytarzy. Gdy zbliżali się do drzwi serce Patrici zaczęło walić. Miała wrażenie, że zaraz jej wyskoczy. Denerwowało ją to. Wreszcie znaleźli się w miejscu, gdzie mieli przejść nowe zadanie. Jednak pierwsze drzwi jak i te drugie były jeszcze zamknięte.
- Która jest godzina? - Zapytała Williamson przez zaciśnięte gardło.
- Za dziesięć dwunasta. Powinny za chwilę się otworzyć. - Westchnął Eddie i spojrzał na przyjaciółkę. Widział po wyrazie jej twarzy, że się martwi. Chwycił jej twarz w swoje dłonie i powiedział.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Przecież będę tuż obok.
- Wiem. Przcież się nie martwię.
- Właśnie widzę... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ usłyszeli, że drzwi się otwierają. Teraz albo nigdy - Pomyślała Williamson. Przytuliła się mocno do blondyna, po czym szybko oderwała się od niego i podeszła do pierwszych lepszych drzwi. Eddie zrobił to samo. Spojrzeli jeszcze na siebie.
- Powodzenia. - Powiedziała Patt.
- Wzajemnie Gaduło. - Odpowiedział Miller i każde z nich przeszło przez drzwi.
Pierwsze co Patricia zobaczyła to była ciemność. Dopiero, gdy jej wzrok przyzwyczaił się do półmroku zobaczyła w oddali światło. Spojrzała na prawo, gdzie pargnęła zobaczyć Eddie'go. Niestety. Obok była ściana.
- Eddie! - Zwołała. Odpowiedziało jej echo. Musiała radzić sobie sama. Zaczęła iść w kierunku światła, mimo, że się wydawało, że jest niedaleko musiała dość długą chwilę iść by w końcu dojść do źródła jasności. Okazało się, że jest to zwykła pochodnia. Dziewczyna zobaczyła, że korytarz rozdziela się na trzy części. Zauważyła też napis. Idź tam, gdzie każe Ci serce.
Williamson przymknęła oczy i wsłuchała się w bicie swojego serca. Słyszała tylko bicie nic więcej. Żadnej wskazówki który korytarz powinna wybrać. Otworzyła oczy i zaczęła wyliczać. Trafiło na prawy. Brunetka wzięła pochodnię i ruszyła korytarzem.
Korytarz ciągnął się i ciągnął. Patt nie miała pojęcia ile już idzie, lub gdzie się znajduje. Miała wrażenie, że chodzi już dobre parę godzin. Wreszcie zobaczyła jakieś drzwi. Chwyciła za klamkę. Nie chciały się otworzyć. Naparła na nie z całej siły i wreszcie ustąpiły. Weszła do środka... niewielkiej biblioteki. Niewielkiej, ale znajdowało się w niej wiele, wiele starych książek. Na środku zauważyła biurko. A po drugie stronie drzwi. Najpierw podeszła do biurka. Leżała na nim karteczka.
Możesz przejść, dalej i nigdy tu nie wrócić,
lub bieg zdarzeń obrócić.
Dziewczyna nie miała pojęcia o co może chodzić, ale zadecydowała, że zostanie w tym pomieszczeniu przez jakiś czas i przejrzy zawartość niektórych ksiąg. Nagle ją olśniło. Ta biblioteka była tak stara, że może znajdzie coś co wyjaśni jej kim są ci Obdarzeni i co mają z nią wspólnego. Podeszła na najbliżeszego regału i zaczęła przeglądać. Po jakimś czasie znalazła wreszcie jakiś fragment, który ją zainteresował.
Ochronę świata stanowią Obdarzeni. Zostaje się nim co drugie pokolenie. Prawdopodobnie nigdy nie było osoby po której następcą byłby jej dziecko. Te wybrane osoby sprowadzą dobro lub zło na świat. Każdy musi wybrać. Wybór nie jest łatwy. Albo ta osoba zostanie dobra na zawsze, albo zło przejdzie do środka. Obdarzony, który zostanie naznaczony złem, będzie służył egipskiemu bogowi. Patricia zaczęła się trząść. Zrozumiała, że jest Obdarzoną, i że będzie musiała dokonać wyboru. Dobro lub zło. Jeśli wybór padnie na zło to będzie po wszystkim. Nikt jej już nie uratuje. Będzie po niej. Ale został jeszcze Eddie. On mnie uratuje. - Pomyślała dziewczyna. Jednak zaraz ta myśl uciekła jej z głowy, ponieważ uświadomiła sobie, że Miller będzie musiał ochronić Ninę. Więc, gdyby groziło niebezpieczeństwo ze strony Patricii Eddie nie stanął by po jej stronie. Jest Osirionem. Williamson nie zwracając uwagi, że burczy jej w brzuchu i, że nie wie ile czasu spędziła w bibliotece, zaczęła dalej szukać.
Dylan niezdecydowanym krokiem o 16.00 wyszedł z domu Anubisa. Postanowił, że podejdzie do domu Hathor. Co prawda nie umawiał się dziś z Lydią, ale chciał spędzić z nią czas. Powolnym krokiem zmierzał w stronę akademika swojej koleżanki. Jeszcze nie miał okazji przechodzić koło tego budynku a co dopiero pukać do niego i wchodzić. Doszedł do trzypiętrowego murowanego domu, obrośniętego bluszczem. Był zdecydowanie większy od domu Anubisa, więc z pewnością pomieści też więcej uczniów. Parker podszedł do drzwi i zapukał. Nagle stwierdził, że niepotrzebnie przyszedł. Z pewnością Lydia nie będzie chciała się z nim spotkać. Chłopak był gotowy zawrócić. Lecz za nim zdążył odwrócić się i odejść, drzwi otworzyła szczupła blondynka. Taka którą Dylan zdecydowanie przydzieliłby do pustych.
- Cześć przystojniaczku. Szukasz kogoś? - Zagadnęła dziewczyna melodyjnym głosem. Lekko wkurzającym - Pomyślał chłopak.
- Tak. Lydii Hudson. Jest w akademiku? - Zapytał z nadzieją, że za chwilę za drzwiami ujrzy rudowłosą koleżankę.
- Tę złodziejkę? - Parker spojrzał na dziewczynę nierozumiejącym wzrokiem. - Nie mówiła ci? Jaka szkoda. Radzę uważać na nią. - Powiedziała do chłopaka. Zaraz odwróciła się za siebie i zawołała. - Ruda, ktoś do ciebie! - Po czym zwróciła się z powrotem do chłopaka. - Ja na twoim miejscu zaprzyjaźniłabym się z kimś innym. Z kimś na poziomie. - Chłopak wreszcie ujrzał Lydię zmierzającą w kierunku drzwi. Brunet od razu się rozpromienił.
- Dzięki. Ale pozwól, że sam zadecyduję, z kim będę się przyjaźnił.
- Ostrzegałam cię. - Powiedziała blondynka po czym wróciła do środka. Hudson wyszła na zewnątrz i zamknęła za sobą drzwi.
- Hej. Co chciałeś? - Uśmiechnęła się do niego słabo.
- Pomogłabyś mi z zadaniem domowym? - Zapytał z nadzieją Dylan, ciągle słysząc słowa blondynki. Tę złodziejkę? Nie mogło mu to wyjść z głowy. Nie wierzył, że ta drobna dziewczyna stojąca przed nim mogła by być złodziejką.
- Chętnie. Poczekaj tylko pójdę po torbę. - Odpowiedziała dziewczyna i wślizgnęła się do akademika. Po chwili wyszła z niego i zaczęła iść z Parkerem w stronę domu Anubisa. - Czemu jesteś taki cichy? Z tego co pamiętam w Ameryce, nie szło cię uciszyć.
- Zastanawiam się nad czymś. - Odpowiedział poważnie chłopak. Dziewczyna zaczęła patrzeć na niego podejrzliwie.
- Co ci tak blondi naopowiadała?
- Nic nie naopowiadała, tylko nazwała cię... - Chłopak nie zdążył dokończyć, ponieważ odpowiedziała za niego rudowłosa.
- Złodziejką?
- Tak? Czemu? Ukradłaś coś? - Dziewczyna spuściła głowę i usiadła na pobliskiej ławce. - Hej, co się dzieje?
- Nic. Nie ukradłam niczego. Powinieneś to wiedzieć. - Odpowiedziała cicho dziewczyna.
- Wierzę ci. Tylko dlaczego tak cię nazwała? - Dylan zastanawiał się co dzieje się w tym akademiku. Wydawał się dziwny.
- Mniejsza o to. Po prostu nic nie ukradłam. - Lydia westchnęła i wstała. - Idziemy?
- Tak - Resztę drogi do akademika przeszli w ciszy. Hudson zawahała się zanim weszła do budynku. Nie chciała, żeby i tu musiała znosić upokorzenie. Ale w domu Anubisa nikt jej nie znał. - Chcesz coś do picia?
- Wodę.
- Ok. Poczekaj. - Dylan poszedł do kuchni, a dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Szybko odwróciła się w stronę schodów po których schodziła ładna brunetka. Ta zatrzymała się przy Lydii.
- Joy Mercer. - Powiedziała i podała rękę dziewczynie. Ta nieśmiało na nią spojrząła.
- Lydia Hudson.
- Wiem kim jesteś. I powiem ci jedno. Trzymaj się z dala od Dylana. On jest mój. Jasne?
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - Rudowłosa patrzyła tępo na dziewczynę. Ledwo zakolegowała się z kimś, a już pojawiają się problemy.
- Nie zgrywaj idiotki. Na mnie to nie działa. Zapamiętaj jedno. Trzymaj się od niego z dala, albo będziesz miała ze mną do czynienia. Jasne? - Lydia pokiwała tylko głową. Niezdolna wydobyć z siebie głosu. Mercer się tylko uśmiechnęła i poszła do salonu. Hudosn najchętniej uciekła by z tego miejsca i trzymała się od niego z daleka, ale wiedziała, że Dylan nie odpuści. Chciał się z nią zaprzyjaźnić. A ona, nie mówiła mu nawet prawdy.
- Hej, już jestem. Chodźmy. - Chłopak zaprowadził koleżankę do pokoju, który dzielił z Fabianem i Eddie'm. Akurat nikogo nie było. Więc mieli pokój cały dla siebie. Oby dwoje darowali sobie zbędne rozmowy i zaczęli się uczć i odrabiać zadania domowe. Szło im dość dobrze. Spędzili co najmniej dwie godziny siedząc i wkuwając. Ale były efekty. Nauczyli się. Po jakimś czasie Dylan musiał wyjść na chwilę z pokoju coś załatwić, a Lydia siedząc na łóżku chłopaka odrabiała zadanie domowe z matematyki. Nagle zaczęła boleć ją głowa i zsunęła się na podłogę. Czuła strach. Ale nie jej. To były obce uczucia. Do pokoju wszedł z powrotem Parker, który gdy tylko zauważył stan dziewczyny szybko podbiegł do niej.
- Co ci jest? - Zapytał przestraszony.
- Boję się. - Odpowiedziała rudowłosa starająca zapanować nad uczuciem.
- Czego?
- Nie wiem. Ja się nie boję... Czuję czyjś strach.
Oto moje kolejne arcydzieło (sarkazm). całe dwa tygodnie męczyłam się nad rozdziałem, kompletnie nie wiedząc co napisać. Wreszcie na jakiś pomysł wpadłam. Nie wiadomo na jaki, ale dość w sumie sporo napisałam tego.
Humor mi nie dopisuje i najchętnie to coś bym rozwaliła. Kopnęła, zbiła. Musiałabym jakoś dać upust mojej złości. W sumie klawiatura (dziwię się, że jeszcze nie jest rozwalona), po części się do tego nadaje. Tak w nią walę. -,-
W następnym tygodniu premiera ,,W pierścieniu ognia'' razem z koleżanką i siostrą się wybieramy. Przeczytałam całą trylogię, więc teraz nie pozostało mi nic innego jak iść na film. ♥ Już się nie umiem doczekać.
Oprócz tego całego pisania, to jedynymi moimi zajęciami jest gra na gitarze i czytanie książek. Aktualnie czytam ,,Dary Anioła: miasto kości'' Genialne. Ostatnio skończyłam książkę ''Dziedzictwo''. Więc powinnam mieć całą masę pomysłów na rozdziały.
Przez jakiś czas nie będę miała za bardzo dostępu do internetu, więc nie zdziwcie się, jeśli na jakimś blogu nie pojawi się ode mnie komentarz, ale wszystkie blogi, które mam w obserwowanych staram się czytać, tylko czasami nie mam kiedy skomentować (a później zapominal, ale cii) . Więc gdy już będę miała dostęp do internetu, obiecuję nadrobić wszystko i skomentować zaległe rozdziały.
Na moim blogu nowy rozdział pojawi się za 2 jak nie za 3 tygodnie.
Za błędy ortograficzne przepraszam, staram się sprawdzać, ale czasami czegoś mogę nie zauważyć.
Nowy rozdział za ok. 20 komentarzy.
To chyba tyle,
Do następnego rozdziału
Bye bye
Stevie
P.S Kocham Was ♥
- To co teraz albo nigdy? - Zapytał dziewczynę blondyn.
- Chyba jak nie teraz to jutro. - Poprawiła dziewczyna przyjaciela. - Zaczynamy. Jestem urodzoną aktorką, więc wszystko pójdzie jak z płatka.
- Proszę pani, Patricii jest słabo! - Zawołał Eddie zwracając na siebie i Patt uwagę całej klasy.
- Jadłaś dziś coś? - Nauczycielka podeszła do ławki.
- Nie, nie mogłam nic przełknąć. - Odpowiedziała słabym głosem Williamson.
- Niedobrze. Pielęgniarki dziś nie ma. Hmmm... Więc idź z nią Miller do akademika i niech zje coś. - Zarządziła panna Jenkins.
- Już się robi. - Chłopak pomógł wstać brunetce, zarzucił jej ramię na swoje i powoli wyprowadził z klasy. Dopiero gdy znaleźli się kawałek za klasą oboje odetchnęli z ulgą i zaczęli się śmiać.
- Widziałeś ich miny? - Powiedziała Williamson gdy się uspokoiła.
- Tak. Jesteśmy zawodowymi aktorami. - Stwierdził Eddie, biorą za rękę dziewczynę i idąc w stronę wyjścia ze szkoły. Gdy wyszli ze szkoły szli w ciszy. Nie wiedzieli co powiedzieć.
- Jak myślisz co będzie za drzwiami? - Zapytała Patricia gdy dochodzili do akademika. Gdy ujrzała budynek poczuła gule rosnącą jej w gardle. Miała złe przeczucia co do zadania.
- Nie mam pojęcia. Może być wszystko. - Odpowiedział Miller również przepełniony obawami.
- Te drzwi nas oddzielą? Nie będziemy się widzieć? - Szepnęła dziewczyna. Nie chciała przyznać się przed chłopakiem, ale trochę się bała. Przy nim czuła się bezpieczna, ale gdy była sama miała wrażenie, że coś jej grozi. Kiedyś, wyśmiałaby kogoś kto by powiedział jej, że bez chłopaka sobie nie poradzi, ale teraz wiedziała, że ten idiota, który obok niej szedł jest jej potrzebny.
- Chyba tak. Myślę, że będą to dwa osobne korytarze. - Powoli weszli do domu Anubisa. Starając się nie narobić hałasu, podeszli do drzwi piwnicy. W akademiku nikogo nie było. Tym lepiej dla nas - Przeszło przez myśl dziewczynie. Szybko weszli do sekretnego gabinetu i do korytarzy. Gdy zbliżali się do drzwi serce Patrici zaczęło walić. Miała wrażenie, że zaraz jej wyskoczy. Denerwowało ją to. Wreszcie znaleźli się w miejscu, gdzie mieli przejść nowe zadanie. Jednak pierwsze drzwi jak i te drugie były jeszcze zamknięte.
- Która jest godzina? - Zapytała Williamson przez zaciśnięte gardło.
- Za dziesięć dwunasta. Powinny za chwilę się otworzyć. - Westchnął Eddie i spojrzał na przyjaciółkę. Widział po wyrazie jej twarzy, że się martwi. Chwycił jej twarz w swoje dłonie i powiedział.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Przecież będę tuż obok.
- Wiem. Przcież się nie martwię.
- Właśnie widzę... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ usłyszeli, że drzwi się otwierają. Teraz albo nigdy - Pomyślała Williamson. Przytuliła się mocno do blondyna, po czym szybko oderwała się od niego i podeszła do pierwszych lepszych drzwi. Eddie zrobił to samo. Spojrzeli jeszcze na siebie.
- Powodzenia. - Powiedziała Patt.
- Wzajemnie Gaduło. - Odpowiedział Miller i każde z nich przeszło przez drzwi.
Pierwsze co Patricia zobaczyła to była ciemność. Dopiero, gdy jej wzrok przyzwyczaił się do półmroku zobaczyła w oddali światło. Spojrzała na prawo, gdzie pargnęła zobaczyć Eddie'go. Niestety. Obok była ściana.
- Eddie! - Zwołała. Odpowiedziało jej echo. Musiała radzić sobie sama. Zaczęła iść w kierunku światła, mimo, że się wydawało, że jest niedaleko musiała dość długą chwilę iść by w końcu dojść do źródła jasności. Okazało się, że jest to zwykła pochodnia. Dziewczyna zobaczyła, że korytarz rozdziela się na trzy części. Zauważyła też napis. Idź tam, gdzie każe Ci serce.
Williamson przymknęła oczy i wsłuchała się w bicie swojego serca. Słyszała tylko bicie nic więcej. Żadnej wskazówki który korytarz powinna wybrać. Otworzyła oczy i zaczęła wyliczać. Trafiło na prawy. Brunetka wzięła pochodnię i ruszyła korytarzem.
Korytarz ciągnął się i ciągnął. Patt nie miała pojęcia ile już idzie, lub gdzie się znajduje. Miała wrażenie, że chodzi już dobre parę godzin. Wreszcie zobaczyła jakieś drzwi. Chwyciła za klamkę. Nie chciały się otworzyć. Naparła na nie z całej siły i wreszcie ustąpiły. Weszła do środka... niewielkiej biblioteki. Niewielkiej, ale znajdowało się w niej wiele, wiele starych książek. Na środku zauważyła biurko. A po drugie stronie drzwi. Najpierw podeszła do biurka. Leżała na nim karteczka.
Możesz przejść, dalej i nigdy tu nie wrócić,
lub bieg zdarzeń obrócić.
Dziewczyna nie miała pojęcia o co może chodzić, ale zadecydowała, że zostanie w tym pomieszczeniu przez jakiś czas i przejrzy zawartość niektórych ksiąg. Nagle ją olśniło. Ta biblioteka była tak stara, że może znajdzie coś co wyjaśni jej kim są ci Obdarzeni i co mają z nią wspólnego. Podeszła na najbliżeszego regału i zaczęła przeglądać. Po jakimś czasie znalazła wreszcie jakiś fragment, który ją zainteresował.
Ochronę świata stanowią Obdarzeni. Zostaje się nim co drugie pokolenie. Prawdopodobnie nigdy nie było osoby po której następcą byłby jej dziecko. Te wybrane osoby sprowadzą dobro lub zło na świat. Każdy musi wybrać. Wybór nie jest łatwy. Albo ta osoba zostanie dobra na zawsze, albo zło przejdzie do środka. Obdarzony, który zostanie naznaczony złem, będzie służył egipskiemu bogowi. Patricia zaczęła się trząść. Zrozumiała, że jest Obdarzoną, i że będzie musiała dokonać wyboru. Dobro lub zło. Jeśli wybór padnie na zło to będzie po wszystkim. Nikt jej już nie uratuje. Będzie po niej. Ale został jeszcze Eddie. On mnie uratuje. - Pomyślała dziewczyna. Jednak zaraz ta myśl uciekła jej z głowy, ponieważ uświadomiła sobie, że Miller będzie musiał ochronić Ninę. Więc, gdyby groziło niebezpieczeństwo ze strony Patricii Eddie nie stanął by po jej stronie. Jest Osirionem. Williamson nie zwracając uwagi, że burczy jej w brzuchu i, że nie wie ile czasu spędziła w bibliotece, zaczęła dalej szukać.
Dylan niezdecydowanym krokiem o 16.00 wyszedł z domu Anubisa. Postanowił, że podejdzie do domu Hathor. Co prawda nie umawiał się dziś z Lydią, ale chciał spędzić z nią czas. Powolnym krokiem zmierzał w stronę akademika swojej koleżanki. Jeszcze nie miał okazji przechodzić koło tego budynku a co dopiero pukać do niego i wchodzić. Doszedł do trzypiętrowego murowanego domu, obrośniętego bluszczem. Był zdecydowanie większy od domu Anubisa, więc z pewnością pomieści też więcej uczniów. Parker podszedł do drzwi i zapukał. Nagle stwierdził, że niepotrzebnie przyszedł. Z pewnością Lydia nie będzie chciała się z nim spotkać. Chłopak był gotowy zawrócić. Lecz za nim zdążył odwrócić się i odejść, drzwi otworzyła szczupła blondynka. Taka którą Dylan zdecydowanie przydzieliłby do pustych.
- Cześć przystojniaczku. Szukasz kogoś? - Zagadnęła dziewczyna melodyjnym głosem. Lekko wkurzającym - Pomyślał chłopak.
- Tak. Lydii Hudson. Jest w akademiku? - Zapytał z nadzieją, że za chwilę za drzwiami ujrzy rudowłosą koleżankę.
- Tę złodziejkę? - Parker spojrzał na dziewczynę nierozumiejącym wzrokiem. - Nie mówiła ci? Jaka szkoda. Radzę uważać na nią. - Powiedziała do chłopaka. Zaraz odwróciła się za siebie i zawołała. - Ruda, ktoś do ciebie! - Po czym zwróciła się z powrotem do chłopaka. - Ja na twoim miejscu zaprzyjaźniłabym się z kimś innym. Z kimś na poziomie. - Chłopak wreszcie ujrzał Lydię zmierzającą w kierunku drzwi. Brunet od razu się rozpromienił.
- Dzięki. Ale pozwól, że sam zadecyduję, z kim będę się przyjaźnił.
- Ostrzegałam cię. - Powiedziała blondynka po czym wróciła do środka. Hudson wyszła na zewnątrz i zamknęła za sobą drzwi.
- Hej. Co chciałeś? - Uśmiechnęła się do niego słabo.
- Pomogłabyś mi z zadaniem domowym? - Zapytał z nadzieją Dylan, ciągle słysząc słowa blondynki. Tę złodziejkę? Nie mogło mu to wyjść z głowy. Nie wierzył, że ta drobna dziewczyna stojąca przed nim mogła by być złodziejką.
- Chętnie. Poczekaj tylko pójdę po torbę. - Odpowiedziała dziewczyna i wślizgnęła się do akademika. Po chwili wyszła z niego i zaczęła iść z Parkerem w stronę domu Anubisa. - Czemu jesteś taki cichy? Z tego co pamiętam w Ameryce, nie szło cię uciszyć.
- Zastanawiam się nad czymś. - Odpowiedział poważnie chłopak. Dziewczyna zaczęła patrzeć na niego podejrzliwie.
- Co ci tak blondi naopowiadała?
- Nic nie naopowiadała, tylko nazwała cię... - Chłopak nie zdążył dokończyć, ponieważ odpowiedziała za niego rudowłosa.
- Złodziejką?
- Tak? Czemu? Ukradłaś coś? - Dziewczyna spuściła głowę i usiadła na pobliskiej ławce. - Hej, co się dzieje?
- Nic. Nie ukradłam niczego. Powinieneś to wiedzieć. - Odpowiedziała cicho dziewczyna.
- Wierzę ci. Tylko dlaczego tak cię nazwała? - Dylan zastanawiał się co dzieje się w tym akademiku. Wydawał się dziwny.
- Mniejsza o to. Po prostu nic nie ukradłam. - Lydia westchnęła i wstała. - Idziemy?
- Tak - Resztę drogi do akademika przeszli w ciszy. Hudson zawahała się zanim weszła do budynku. Nie chciała, żeby i tu musiała znosić upokorzenie. Ale w domu Anubisa nikt jej nie znał. - Chcesz coś do picia?
- Wodę.
- Ok. Poczekaj. - Dylan poszedł do kuchni, a dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Szybko odwróciła się w stronę schodów po których schodziła ładna brunetka. Ta zatrzymała się przy Lydii.
- Joy Mercer. - Powiedziała i podała rękę dziewczynie. Ta nieśmiało na nią spojrząła.
- Lydia Hudson.
- Wiem kim jesteś. I powiem ci jedno. Trzymaj się z dala od Dylana. On jest mój. Jasne?
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - Rudowłosa patrzyła tępo na dziewczynę. Ledwo zakolegowała się z kimś, a już pojawiają się problemy.
- Nie zgrywaj idiotki. Na mnie to nie działa. Zapamiętaj jedno. Trzymaj się od niego z dala, albo będziesz miała ze mną do czynienia. Jasne? - Lydia pokiwała tylko głową. Niezdolna wydobyć z siebie głosu. Mercer się tylko uśmiechnęła i poszła do salonu. Hudosn najchętniej uciekła by z tego miejsca i trzymała się od niego z daleka, ale wiedziała, że Dylan nie odpuści. Chciał się z nią zaprzyjaźnić. A ona, nie mówiła mu nawet prawdy.
- Hej, już jestem. Chodźmy. - Chłopak zaprowadził koleżankę do pokoju, który dzielił z Fabianem i Eddie'm. Akurat nikogo nie było. Więc mieli pokój cały dla siebie. Oby dwoje darowali sobie zbędne rozmowy i zaczęli się uczć i odrabiać zadania domowe. Szło im dość dobrze. Spędzili co najmniej dwie godziny siedząc i wkuwając. Ale były efekty. Nauczyli się. Po jakimś czasie Dylan musiał wyjść na chwilę z pokoju coś załatwić, a Lydia siedząc na łóżku chłopaka odrabiała zadanie domowe z matematyki. Nagle zaczęła boleć ją głowa i zsunęła się na podłogę. Czuła strach. Ale nie jej. To były obce uczucia. Do pokoju wszedł z powrotem Parker, który gdy tylko zauważył stan dziewczyny szybko podbiegł do niej.
- Co ci jest? - Zapytał przestraszony.
- Boję się. - Odpowiedziała rudowłosa starająca zapanować nad uczuciem.
- Czego?
- Nie wiem. Ja się nie boję... Czuję czyjś strach.
Oto moje kolejne arcydzieło (sarkazm). całe dwa tygodnie męczyłam się nad rozdziałem, kompletnie nie wiedząc co napisać. Wreszcie na jakiś pomysł wpadłam. Nie wiadomo na jaki, ale dość w sumie sporo napisałam tego.
Humor mi nie dopisuje i najchętnie to coś bym rozwaliła. Kopnęła, zbiła. Musiałabym jakoś dać upust mojej złości. W sumie klawiatura (dziwię się, że jeszcze nie jest rozwalona), po części się do tego nadaje. Tak w nią walę. -,-
W następnym tygodniu premiera ,,W pierścieniu ognia'' razem z koleżanką i siostrą się wybieramy. Przeczytałam całą trylogię, więc teraz nie pozostało mi nic innego jak iść na film. ♥ Już się nie umiem doczekać.
Oprócz tego całego pisania, to jedynymi moimi zajęciami jest gra na gitarze i czytanie książek. Aktualnie czytam ,,Dary Anioła: miasto kości'' Genialne. Ostatnio skończyłam książkę ''Dziedzictwo''. Więc powinnam mieć całą masę pomysłów na rozdziały.
Przez jakiś czas nie będę miała za bardzo dostępu do internetu, więc nie zdziwcie się, jeśli na jakimś blogu nie pojawi się ode mnie komentarz, ale wszystkie blogi, które mam w obserwowanych staram się czytać, tylko czasami nie mam kiedy skomentować (a później zapominal, ale cii) . Więc gdy już będę miała dostęp do internetu, obiecuję nadrobić wszystko i skomentować zaległe rozdziały.
Na moim blogu nowy rozdział pojawi się za 2 jak nie za 3 tygodnie.
Za błędy ortograficzne przepraszam, staram się sprawdzać, ale czasami czegoś mogę nie zauważyć.
Nowy rozdział za ok. 20 komentarzy.
To chyba tyle,
Do następnego rozdziału
Bye bye
Stevie
P.S Kocham Was ♥