- Mamo! - Głos siedmioletniego chłopca rozniósł się po salonie. Dziecko wyrwało z zamyślenia Patricie. - Mamo!
- Co się stało kochanie? - Brunetka podniosła się z fotela i podeszła do synka. Teraz był wszystkim co
posiadała.
- Zgubiłem autko. - Odpowiedział chłopczyk łamiącym się głosem.
- Chodź poszukamy go na pewno się znajdzie. - Williamson wzięła siedmiolatka za rączkę i poszła z nim do pokoju. Chłopczyk był tak podobny do ojca. Jego blond włosy, przypominały jej chwile kiedy zawsze droczyła się z Eddie'm i czochrała mu włosy, dziecko miało tak samo brązowe oczy jak on. Z każdym dniem dziewczyna nie mogła znieść myśli, że Miller wtedy ją zostawił. Pamiętała to. Pamiętała wszystko.
- Eddie tylko nie szalej tam. - Dziewczyna spojrzała na swojego chłopaka poważnym wzrokiem. Wiedziała do czego był zdolny. Jednak ufała mu. Jak bardzo się myliła robiąc to.
- Spokojnie. Pamiętaj, że tylko ciebie kocham najbardziej. - Zawsze jej to powtarzał, a ona naiwna w to wierzyła. Spędzili tyle ze sobą chwil, przeżyli tyle rozstań, lecz za każdym razem do siebie wracali. Poznali się w liceum, w akademiku. Wiedzieli, że będą ze sobą na zawsze. Dlatego gdy skończyli szkołę zamieszkali razem. Patricia miała dużo oszczędności, dostała pieniądze od rodziców na studia, jednak ona wolała zatrzymać je na czarną godzinę, a płacić z pieniędzy które zarobiła. Wydawało by się, że byli ze sobą szczęśliwi. Poprawka byli ze sobą szczęśliwi
- Wiem. Tylko proszę uważaj na siebie.
- Spokojnie. Z resztą to tylko trzy tygodnie. - Powiedział po czym ucałował Williamson w czoło.
Trzy tygodnie zamieniły się w miesiące, a później lata. I już nie wrócił. Zostawił ją. Gdy wyjechał Patricia zorientowała się, że jest w ciąży.
- Mamo, a w te Święta tata przyjedzie? - Zapytał Christopher. Dziecko zawsze czekało na powrót ojca. Niestety Williamson nie mogła mu powiedzieć, że tata za chwilę wróci. On nie wróci. Wiedziała to, ale jak miała to powiedzieć, siedmioletniemu dziecku, że jego ojciec ich zostawił?
- Nie przyjedzie. Nie da rady, ale wierz mi bardzo chciałby cię poznać. - Powiedziała bez przekonania brunetka. Buzia chłopczyka momentalnie posmutniała.
- Myślałem, że w tym roku przyjedzie.
- Wiem słoneczko, wiem o tym. - Patricia przytuliła się do synka, któremu łzy popłynęły. Nie mogła nic na to poradzić. Kolejne Święta nie będą miały sensu. Przecież powinna spędzać je w gronie rodziny, z mężem i dzieckiem. A z kim spędza? Rodzina, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży z chłopakiem, który uciekł, zerwała z nią kontakt, rodzice stwierdzili, że się puściła. Boże Narodzenie spędzała z Fabianem i Niną Rutter, jedynymi przyjaciółmi którzy zostali w Londynie. Wiedzieli, że jest jej ciężko i że ledwo wiąże koniec z końcem. Brunetka zobaczyła pod łóżkiem zgubione autko. Podniosła je. - Zobacz jest. Mówiłam, że się znajdzie. - Były 2 dni przed Wigilią. A raczej do Wigilii zostało półtora dnia. Dziewczyna miała jeszcze tyle do zrobienia i kupienia. Nie miała pojęcia kiedy się tym wszystkim zajmie. Nie mogła wziąć ze sobą Chrisa, musiał zostać w domu. Czekała tylko aż Fabian się zjawi i będzie mogła kupić prezenty. Usłyszała dzwonek do drzwi.
- Tata przyjechał? - Zapytał chłopiec podnosząc się z ziemi. Ile razy Patricia musiała rozwiewać marzenia dziecka.
- Nie. Wujek Fabian przyszedł. - Brunetka poszła otworzyć drzwi. - Fabian. Dzięki Bogu. Długo trzeba na ciebie czekać. - Warknęła na swojego przyjaciela witając się z nim.
- Sorki, Nina mnie zatrzymała...
- Nie chce znać szczegółów. - Przerwała Rutterowi w połowie zdania.
- Spokojnie. O której wrócisz? - Brunet popatrzał na przyjaciółkę rozbawionym wzrokiem. Nie poznawał w niej tej buntowniczki z czasów liceum. Zmieniła się. Wydoroślała, w sumie nie miała wyboru. Ale było coś jeszcze, chłopak to już dawno zauważył. Kiedyś Williamson nie dopuszczała do siebie nikogo, by jej nie zranił. Trzeba przyznać udawało jej się to, ale gdy pojawił się Eddie udało mu się do dziewczyny dotrzeć. Gdy wyjechał mur obronny Patricii runął. Dziewczynę łatwo było od tamtej chwili zranić. Teraz stojąc przed nim widział, że udawała, że wszystko jest w porządku, ale on wiedział swoje.
- Nie mam pojęcia. Mogę późno. Dobra wiesz wszystko co i jak. O 21.00 ma iść spać. Kolacja jest w lodówce.
- Wiem, wiem. Udanych zakupów. - Zaraz po tych słowach usłyszał zamykające się drzwi.
- Hej. Co tam u ciebie? Kiedy wracasz? - Brunetka siedziała w salonie ściskając w ręce komórkę. Tęskniła za swoim chłopakiem. Był już tam trzeci tydzień. Za niedługo mieli się zobaczyć. Oczami wyobraźni wyobrażała sobie tę chwilę, jak rzucą się sobie w ramiona. Nie umiała się doczekać tego momentu. Niestety odpowiedziała jej cisza. - Halo, jesteś tam?
- Jestem, jestem. - Odpowiedział cicho Miller. Dziewczyna usłyszała w jego głosie zdenerwowanie.
- Coś się stało? - Nagle jej szczęście zniknęło i zamiast tego pojawiła się obawa.
- Nie, to znaczy tak.... Chodzi o to... - I urwał. Teraz Patricia miała w głowie różne scenariusze. Nie wiedziała co sądzić o tej sytuacji.
- No o co? Wyduś to z siebie. - Warknęła do słuchawki. Nienawidziła takich sytuacji. Zdecydowanie wolała grać na otwarte karty.
- Chodzi o to, że poznałem kogoś. Dziewczynę. - Po ostatnim słowie świat Williamson legł w gruzach. Nie musiała słuchać reszty, by dowiedzieć się o co chodzi.
- I co w związku z tym? - Postarała się na spokojny ton, lecz nie udało się. Głos się jej łamał.
- Postanowiłem zostać. Dostałem prace... - Urwał, a raczej nie dokończył zdania przez Patricię, która mu przerwała.
- A co z nami? Zostawiasz mnie? Tak po prostu? - Nie mogła w to uwierzyć. Nie chciała.
- Z nami koniec. - Odpowiedział cicho chłopak.
- Po tym wszystkim co przeszliśmy? Mówisz, że z nami koniec? - Łzy pociekły po twarzy brunetki. Czuła się jak śmieć.
- Tak koniec. Definitywny, finalny, kończący się koniec... - Każde słowo wypowiedziane przez chłopaka, roztrzaskiwało na drobniejsze kawałeczki, złamane już serce Patrici. Nie mogąc znieść poniżenia rozłączyła się i zalała łzami.
Można by pomyśleć, że po tylu przejściach, po tylu latach brunetka powinna być silna. Jednak stało się inaczej. Rozpadła się. Nie zaczęła życia ''na nowo''. Wracając z zakupów przypominała sobie niektóre chwile spędzone z Eddie'm. Ale miała teraz jego. Chrisa. Był dla niej wszystkim.
Koło niej przechodziły szczęśliwe zakochane pary. Miała wrażenie, że tylko ona jest szarą postacią na kolorowym tle. Ale obiecała sobie, że weźmie się w garść. I tego się trzymała.
Miała już prawie wszystko. Brakowało jej ostatniego prezentu dla synka. Była tak obładowana torbami, że nie zauważyła mężczyzny który szedł w jej stronę. Los a może przeznaczenie chciało, że zderzyli się ze sobą, a wszystkie torby spadły na ziemię, rozsypując się na chodniku. Sama ich właścicielka upadła na chodnik. Dziewczyna przeklęła w myślach. Chyba nie można mieć większego pecha?
- Jak chodzisz? - Warknęła i zaczęła zbierać zakupy. Mężczyzna niewiele myśląc zaczął pomagać Williamson.
- Przepraszam. Zagapiłem się. - Dziewczyna momentalnie zesztywniała. Brzmiał jak siedem lat temu. Tak samo. Ale co on tu robił. Podniosła głowę i spojrzała na niego. Wyglądał tak samo.
- Eddie. - Szepnęła. Nie zdobyła się na nic więcej. Miała nadzieję, że nigdy go nie zobaczy.
- Patricia? - Chłopak przyjrzał się brunetce i dopiero wtedy rozpoznał w niej swoją byłą dziewczynę. Patrzyli się na siebie w milczeniu. Pierwszy odzyskał głos Miller. - Co ty tu robisz?
- Nie twoja sprawa, ale zdaje się, że mogłabym cię o to samo zapytać. - Ledwo przeszły jej przez gardło te słowa. Jak mogła tak po prostu do niego mówić. Powinna coś zrobić.
- Przyjechałem na święta do rodziny. - Racja. Tata Eddie'go mieszkał w Londynie. Czasami go odwiedzała z Chrisem. Pan Sweet obiecał, że nie powie nigdy nic Eddie'mu. Nie chciała by o tym wiedział. Bo co by zrobił? Na szczęśliwe zakończenie chyba nie było co liczyć. - Zmieniłaś się. Nawet bardzo. - Zauważył chłopak.
- A ty wcale. Zachowujesz się bezczelnie jak kiedyś. - Powiedziawszy to przybliżyła się do chłopaka i walnęła mu ręką w policzek. - To za to wszystko. A teraz wybacz, ale spieszy mi się. - Dodała, po czym pozbierała resztę rzeczy i roztargniona poszła do ostatniego sklepu.
***
Nigdy nie lubiła wracać metrem. To była jedyna rzecz do której nie umiała się przyzwyczaić z Londynie. W szczególności gdy na dworze panowały ciemności. Mimo, że kiedyś była buntowniczką, to od zawsze bała
się ciemności. Ale musiała chociaż udawać. Jedynym plusem było to, że spadł śnieg, więc było troszkę
jaśniej.
jaśniej.
Wysiadając z metra dziewczyna miała wrażenie, że mężczyzna, ewidentnie bezdomny, który siedział w metrze idzie właśnie za nią. Williamson przyspieszyła kroku. Szybko wypadła na zewnątrz. Jednak nie tylko ona. Nim się obejrzała facet zaczął wyrywać jej torbę.
- Puszczaj! - Krzyknęła. Jednak był silniejszy, wyrwał torebkę i zaczął uciekać, gdy wysoki blondyn zagrodził mu drogę.
- Oddaj torebkę tej pani. Nie będę dwa razy powtarzał. - Powiedział spokojnym tonem blondyn. Bezdomny nie posłuchał go, i zaczęli się szarpać. Jednak po chwili owy bohater zdobył torebkę Williamson i już zamierzał jej oddać, gdy zorientował się do kogo ona zależy.
- Znowu ty. - Powiedziała cicho brunetka.
- Na to wygląda. Widocznie przeznaczone jest nam wpadanie na siebie. - Uśmiechnął się zalotnie Edison. Te same triki stosował w przeszłości. Tym razem się na to nie nabierze.
- Nie wierzę w przeznaczenie. Dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie, a teraz oddaj mi torebkę. - Patricia twardo patrzyła przed siebie, nie chcąc znowu patrzeć w te brązowe oczy. W te oczy które kiedyś tak kochała.
- A może byś mi tak podziękowała? - Chłopak nie zamierzał odpuścić.
- Za co? Za to, że zostawiłeś mnie, kiedy najbardziej cię potrzebowałam? - Dziewczyna traciła już cierpliwość.
- Byłaś chora? - Chłopak poczuł ukłucie winy, które tak długo go męczyło.
- A nawet jeśli tak to co? Przyjechałbyś? Zostawił swoją nową dziewczynę? - Do oczu Patricii napłynęły łzy.
- Mogę ci to wszystko wyjaśnić. Tylko nie tu.
- Nie ma co wyjaśniać. Pamiętasz jak to było? Z nami koniec. Definitywny, finalny, kończący się koniec.- Williamson wyrwała torebkę Eddiemu i ruszyła przed siebie.
- Gaduło! Poczekaj. - Zawołał Miller, nie ruszając się z miejsca, ponieważ dziewczyna nagle się zatrzymała i odwróciła.
- Nie nazywaj mnie tak. - Warknęła i ruszyła dalej.
Roztrzęsiona wpadła do domu. Nie umiała przyjąć do wiadomości faktu, że jej były chłopak i ojciec jej dziecka jest w Londynie. I jak gdyby nigdy nic rozmawia z nią. Nie potrafiła tego zrozumieć. Gdy tylko weszła do salonu zauważyła Fabiana oglądającego telewizję.
- Wiedziałeś, prawda?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - Dziewczyna wpadła w furię.
- Ale co wiedziałem? - Rutter podniósł się z kanapy i popatrzył nie rozumiejącym wzrokiem na przyjaciółkę.
- Och, nie udawaj idioty! Przecież jesteś jego przyjacielem musiałeś wiedzieć! - Brunetka poczuła jak do jej oczu napływają łzy.
- Ciszej, Chris śpi... Wygrałaś wiedziałem o tym. - Fabian skapitulował i podszedł do dziewczyny.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Patricia opadła na fotel. Ale jak ona powie Chrisowi i Eddiemu, że ten jest jego synem, a ten ojcem? Gdyby nic nie powiedziała synkowi to było by nie fair, zważywszy na to, że chłopiec tak pragnął poznać tatę, ale z drugiej strony, przecież Eddie na pewno ma rodzinę. Po co mu ma znowu wchodzić butami w życie?
- Bo wiedziałem jak zareagujesz. Przepraszam, powinienem od razu ci powiedzieć. - Fabian objął Patricię i poczekał, aż się uspokoi.
- Po...powinieneś, a... ale już trudno. - Williamson zdołała wydusić z siebie zdanie pomiędzy szlochami.
- Za proponowałem mu, żeby wpadł na Wigilię... - Dodał po cichu Rutter.
- CO ZROBIŁEŚ? - Dziewczyna poderwała się z fotela.
- Przepraszam, ale powinniście ze sobą porozmawiać , macie na prawdę dużo sobie do wytłumaczenia. - Chłopak oddalił się na pewną odległość od przyjaciółki. Wiedział, że w takiej chwili jest w stanie zrobić mu krzywdę.
- Czy ty pomyślałeś o tym, co powiemy Chrisowi?
- Prawdę? - Zasugerował brunet. Nim ktokolwiek zdążył coś dodać, rozdzwonił się telefon. - Halo? Nina, za chwilę będę. Jestem jeszcze u Pat.
- Dobra idź. Nina czeka. - Williamson odprowadziła Fabiana do drzwi.
- Tylko się mała nie zadręczaj tym. Będzie dobrze. - Powiedział Fabian po czym przytulił dziewczynę i po chwili zmierzał ku windzie.
Nadszedł ten dzień, na który wszyscy czekają przez cały rok. No, przynajmniej większość czeka. Patricia Williamson chciała już, aby było po wszystkim. Po dzisiejszym wieczorze jej życie może się zmienić, lub pozostać takie jakie było. Wszystko teraz zależało od Eddie'go. Kochała go. Tego nie dało się ukryć. Teraz nawet nie chciała. Wiedziała, że ot tak nie da rady zapomnieć zdrady, zostawienia jej. No, ale wrócił, co nie? Po roku, ale wrócił. Zrozumiał swój błąd. I chciał to naprawić. Teraz ma okazję. - Pomyślała dziewczyna. Gorzej, jak nie skorzysta z tej okazji. Co jeśli, nie będzie jeszcze gotowy na ojcostwo? Z resztą tyle czasu dawała sobie sama radę. Nic by się nie zmieniło. Brunetka spojrzała na zegarek. 16.30. Za pół godziny miała być z Chrisem u Rutterów. Całe szczęście, że rano podrzuciła prezenty do nich. Nie musiała się tachać z tym wszystkim teraz.- Wiedziałeś, prawda?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - Dziewczyna wpadła w furię.
- Ale co wiedziałem? - Rutter podniósł się z kanapy i popatrzył nie rozumiejącym wzrokiem na przyjaciółkę.
- Och, nie udawaj idioty! Przecież jesteś jego przyjacielem musiałeś wiedzieć! - Brunetka poczuła jak do jej oczu napływają łzy.
- Ciszej, Chris śpi... Wygrałaś wiedziałem o tym. - Fabian skapitulował i podszedł do dziewczyny.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Patricia opadła na fotel. Ale jak ona powie Chrisowi i Eddiemu, że ten jest jego synem, a ten ojcem? Gdyby nic nie powiedziała synkowi to było by nie fair, zważywszy na to, że chłopiec tak pragnął poznać tatę, ale z drugiej strony, przecież Eddie na pewno ma rodzinę. Po co mu ma znowu wchodzić butami w życie?
- Bo wiedziałem jak zareagujesz. Przepraszam, powinienem od razu ci powiedzieć. - Fabian objął Patricię i poczekał, aż się uspokoi.
- Po...powinieneś, a... ale już trudno. - Williamson zdołała wydusić z siebie zdanie pomiędzy szlochami.
- Za proponowałem mu, żeby wpadł na Wigilię... - Dodał po cichu Rutter.
- CO ZROBIŁEŚ? - Dziewczyna poderwała się z fotela.
- Przepraszam, ale powinniście ze sobą porozmawiać , macie na prawdę dużo sobie do wytłumaczenia. - Chłopak oddalił się na pewną odległość od przyjaciółki. Wiedział, że w takiej chwili jest w stanie zrobić mu krzywdę.
- Czy ty pomyślałeś o tym, co powiemy Chrisowi?
- Prawdę? - Zasugerował brunet. Nim ktokolwiek zdążył coś dodać, rozdzwonił się telefon. - Halo? Nina, za chwilę będę. Jestem jeszcze u Pat.
- Dobra idź. Nina czeka. - Williamson odprowadziła Fabiana do drzwi.
- Tylko się mała nie zadręczaj tym. Będzie dobrze. - Powiedział Fabian po czym przytulił dziewczynę i po chwili zmierzał ku windzie.
***
- Mamusiu chodź do parku. - Chłopiec ciągnął Patricie w stronę ozdobionego świątecznie parku. Dziewczyna niechętnie uległa synkowi. Nie miała specjalnie na to ochoty, no ale jak można odmówić uroczemu chłopczykowi?
- Idziemy na chwilkę. Trzeba jeszcze dużo rzeczy przygotować na Wigilię. - Brunetka usiadła na ławce, a przetwarzała po raz setny wczorajszą rozmowę z Fabianem. Nie dość, że zjawia się bez zapowiedzi, to teraz jeszcze jestem skazana jutro na niego. - Pomyślała rozgniewana dziewczyna.
Chris od razu pobiegł do fontanny i zaczął biegać wokół niej. W zwykły dzień Williamson rozczulał by ten widok, ale nie w tym momencie
Chris od razu pobiegł do fontanny i zaczął biegać wokół niej. W zwykły dzień Williamson rozczulał by ten widok, ale nie w tym momencie
- Znowu na siebie wpadamy. - Powiedział chłopak siedzący obok. Brunetka nawet nie zauważyła kiedy dosiał się do niej.
- Cóż to za nie szczęście. - Stwierdziła ostrym tonem, nawet nie zaszczycając towarzysza spojrzeniem. Podniosła torebkę i chciała już wstać z ławki, ale w tym momencie Miller chwycił ją za dłoń.
- Patricia poczekaj. Porozmawiajmy. - Brunetka odważyła się spojrzeć na byłego chłopaka. Dostrzegła w jego oczach błaganie.
- Dobrze. Pięć minut. Spieszy mi się. - Rzekła obojętnym tonem. Lecz w środku aż gotowała się od nadmiaru emocji. Gniewu, przemieszanego z tęsknotą i miłością.
- Pamiętasz jak dzwoniłem do ciebie z USA?
- Nie, zapomniałam... - Rzuciła sarkastycznie.
- Mniejsza z tym. Rok później wróciłem do Anglii, ponieważ okazało się, że moja dziewczyna zdradzała mnie od paru miesięcy.
- Jak mi przykro. - Dało się wychwycić w głosie Patricii ironię i gniew. Po co on jej o tym opowiadał? Wcale nie musiała znać jego zawodów miłosnych.
- Możesz mi nie przerywać?
- Postaram się.
- Wtedy zrozumiałem co straciłem. Mogłem wieść szczęśliwe życie z tobą, może bylibyśmy już po ślubie. A zamiast tego wybrałem romans, który nie miał sensu. Gdy sobie to uświadomiłem, wróciłem do Anglii, przyjechałem do twojego domu, gotowy błagać o wybaczenie, ale zastałem twoich rodziców. Powiedzieli mi, że wyjechałaś z innym i że nie mam niszczyć ci życia. Zrezygnowany zacząłem podróżować i dopiero teraz przyjechałem do Londynu.
- Nigdzie nie wyjechałam. Rodzice po prostu się mnie pozbyli, nawet nie wspomnieli, że byłeś.
- Ale teraz jestem.
- Trochę za późno, nie sądzisz?
- Przecież tyle nas łączyło, damy radę to odbudować. - Nadzieja w oczach Eddie'go była nie do zniesienia. Patricia zaczęła się wahać. Ale w porę oprzytomniała.
- Nie było cię, kiedy najbardziej byłeś mi potrzebny. Tego nie da się ot tak zapomnieć.
- Patricia, proszę. Daj mi jeszcze jedną szansę.
- Eddie, nie sądzisz, że za dużo już ich było?
- Wiem, że jesteś sama Fabian mi mówił.
- Z wyboru. - Williamson musiała aż odwrócić głowę, by ukryć rumieniec.
- Znowu byśmy byli tylko ty i ja. - Dziewczyna miała dość tego. I tak jutro wszystko by się wydało. A nie chciała dopuścić do spotkania ojca z synem. Nie teraz, nie była na to gotowa.
- Nie tylko my. Widzisz tamtego chłopczyka?
- A co ma on do nas?
- To mój syn. - Rzekła i uśmiechnęła się. Chris ich nie widział zajęty był lepieniem kulek ze śniegu.
- Nie wiedziałem, że masz syna. Ale Fabian mówił, że jesteś sama.
- Bo jestem. Ty opowiedziałeś mi swoją historię, więc ja, przybliżę ci co u mnie się działo przez te siedem lat. - Brunetka zebrała w sobie całą odwagę gotowa wyjawić Millerowi prawdę.
- Zamieniam się w słuch. - Blondyn uśmiechnął się zachęcająco do byłej dziewczyny. Patricia tak kochała ten uśmiech. Ale zignorowała to, tylko patrząc na swojego synka zaczęła mówić.
- No to tak. Chłopak, którego kochałam uciekł do USA, gdzie poznał jakąś paniusię, a ja zostałam. Później zorientowałam się, że jestem w ciąży. On już nie wrócił, a ja musiałam sama opiekować się synkiem. Rodzice się ode mnie odwrócili, pomogła mi tylko Nina z Fabianem, a teraz jak gdyby nigdy nic on zjawia się i prosi o wybaczenie. Tyle cała historia. Jedynym jej plusem jest Chris.
- Chcesz powiedzieć, że to jest mój syn? - Gdyby sytuacja nie była poważna Patricia roześmiała by się z miny Eddie'go. Ale teraz nie było jej do śmiechu. Próbowała się dopatrzeć reakcji na tą wiadomość na twarzy Miller'a. Wydawało jej się, że zauważyła w jego oczach radość.
- Już to powiedziałam. To jest twój syn. A teraz masz wybór. Jeśli chcesz być częścią jego życia i nigdy nie zostawić. Jeśli chcesz być jego ojcem, przyjdź jutro do Rutterów. Móże uda nam się odbudować związek, ale niczego nie obiecuje. Ale jeśli nie chcesz być ojcem, bo to dla ciebie za dużo, nie przychodź, nie dawaj mu nadziei. Po prostu wyjedź. Wszystko teraz zależy od ciebie. - Zakończyła Williamson i wstała z ławki zostawiając osłupiałego Eddie'go samego. Dziewczyna podeszła do dziecka, wzięła go za rączkę i udała się z nim do domu. Miller odprowadzał ich wzrokiem, uświadamiając sobie, że to jest jego jedyna szansa. Patricia wyraziła się wystarczająco jasno.
***
- Chris, chodź idziemy do cioci i wujka. - Chłopiec wybiegł z pokoju, radosny jak zawsze przed Wigilią. Williamson zazdrościła synkowi tego szczęścia. Też chciała czuć tę magię świąt. W końcu to był ten magiczny okres, gdzie wszyscy powinni sobie wybaczać, naprawiać błędy i mieć nadzieję na cuda. No w końcu cuda się zdarzają. Brunetka wzięła chłopca za rączkę i wyszła z mieszkania.
Po drodze do metra mijali kolędników śpiewających przechodnim z nadzieją, że ktoś wrzuci jakieś drobne. Śniegu dość sporo napadało, co nadawało naprawdę przepiękny obraz. Światełka w parku i na budynkach non stop zmieniały kolory. Nawet przejście do metra zwykle szare i nijakie było świątecznie ozdobione.
Nim się Patricia zorientowała już znaleźli się w dzielnicy, gdzie mieszkał Fabian z Niną. Razem z Chrisem wysiadła i udała się do niewielkiego domku znajdującego się na początku ulicy. Jak co roku w Rutterów było pełno świątecznych ozdób. Chłopiec wyprzedził mamę i popędził do drzwi. Po paru sekundach drzwi otworzyła pani Rutter.
- Patricia jak dobrze cię widzieć! Chris znowu urosłeś? Za niedługo przerośniesz mamę. - Powiedziała na powitanie szatynka i zaczęła ściskać chłopca.
- Ciociu! - Krzyknął Chris ''duszony'' przez ciocię. - Starczy!
- Chyba mogę się przywitać z moim chrześniakiem? - Dziewczyna wypuściła z objęć dziecko i przywitała się z Williamson. - Już jest wszystko przygotowane. - Rutter uśmiechnęła się promiennie.
- Myślałam, że ci jeszcze pomogę.
- Wiem, ale postanowiłam resztę przygotować. Wiem, że miałaś dużo na głowie, jeszcze Eddie wrócił.
- Przyszedł? - Mimo wszelkich starać brunetki nie dało się nie usłyszeć w jej głosie nadziei, która ja]ą wypełniała. Były święta, czas w którym trzeba było dać człowiekowi kolejną szansę, czas by wybaczyć i Patricia postanowiła tak właśnie zrobić. Dać kolejną szansę Millerowi. Może się zmienił.
- Jeszcze nie. Najpierw z tego co wiem miał zjeść kolację Wigilijną z Sweet'em. Ale nie powiedział, że na sto procent przyjdzie, powiedział, że musi przemyśleć to. - Nina wiedziała ile znaczy to dla przyjaciółki. Miała ona nadzieję, że wreszcie jej życie stanie na właściwej drodze, że będzie ona, Eddie i Chris. Tak jak powinno być od początku. Rutter obiecała sobie, że jeśli Miller nie zjawi się, to własnoręcznie go zabije. Nie pozwoli by ktokolwiek zwodził jej najlepszą przyjaciółkę a później porzucał.
- Czyli na 99,9 % nie przyjdzie. - Mruknęła niezadowolona dziewczyna ściągając kurtkę i wieszając na wieszaku.
- Tego nie wiesz, ale pozostaje tej jeden procent szansy, że przyjdzie. - Uśmiechnęła się szatynka próbując dodać otuchy przyjaciółce.
- Wątpię. No dobra, ale nie psujmy sobie humoru. Zrobi on co zechce, a my siadajmy do stołu, głodna już jestem. - Obie weszły do jadalni, gdzie stał dość spory stół z niezliczoną ilością przyrządzonych potraw.
- Gdzie wam się podziała choinka? - Zapytała zaskoczona Patricia.
- W salonie stoi. Nie zmieściła by się. W tym roku mamy większą, więc wiesz. No to teraz niech każdy bierze opłatek. - Rozkazała pani Rutter. Wszyscy grzecznie jej posłuchali i zaczęli składać sobie życzenia. Williamson nigdy nie lubiła tego momentu Wigilii już, gdy była mała rodzice wytykali jej co ma w sobie poprawić. A odkąd była sama słyszała życzenia ''obyś znalazła sobie kogoś'' i tym podobne. Jednak w tym roku nie było takie złe łamanie się opłatkiem. Po tej tradycji nastąpiła kolacja. Każdy złapał się za pyszności leżące na stole. Dziewczyna miała wrażenie, że z każdym rokiem jedzenie przygotowywane przez Ninę jest lepsze. A Rutter potrafiła bardzo dobrze gotować. I tak jakoś czas zleciał. Siedzieli by nadal przy stole, gdyby nie Chris który nie umiał doczekać się prezentów. Fabian, Nina, Patricia i Chris udali się do salonu. Williamson dopiero teraz zobaczyła choinkę. Nina miała rację była zdecydowanie większa niż ta z zeszłego
roku. I śliczna. Czuć było to ''coś''.
- Mogę już zacząć otwierać prezenty? - Zapytał pod ekscytowany siedmiolatek.
- Możesz. - Uśmiechnął się Fabian i podał mu pierwszą z paczek. Chłopiec zaczął rozpakowywać prezenty w jego ślady poszli Rutterowie, tylko Patricia jakoś się ociągała. Wiedziała, że nie przyjdzie. Cały on. Ale wraz z tymi przykrymi myślami usłyszała dzwonek do drzwi.
- Pójdziesz otworzyć? - Zapytała szatynka przyjaciółkę. Williamson nie zdolna się odezwać pokiwała tylko głową i ruszyła w kierunku drzwi. Ręce zaczęły jej się trząść. Ale w miarę pewnym ruchem chwyciła klamkę i otworzyła drzwi. Za nimi stał pan Sweet w towarzystwie Eddiego. Dziewczyna zdusiła w sobie radość.
- Dobry wieczór Patricio. - Rzekł na przywitanie Eric.
- Dobry wieczór. - Odpowiedziała brunetka.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy, ale Edison tak namawiał mnie abyśmy do was przyszli.
- Eddie, tato... - Poprawił ojca Miller. Williamson przypomniały się kiedy w liceum blondyn non stop poprawiał rodzica. Uśmiechnęła się lekko. Gdy Eddie to zauważył, wiedział, że będzie dobrze, lecz mimo to się denerwował. Miał w końcu poznać swojego syna.
- Wejdźcie. - Dziewczyna przepuściła ich i powiesiła ich kurtki.
- Dziadek! - Christopher rzucił się na Sweet'a gdy tylko wszedł do salonu.
- Jak tam? Podobają się prezenty?
- Tak. Zobacz jaki samolot dostałem. - Wykrzyknął z radością chłopiec i podsunął pod nos mężczyźnie zabawkę.
- No to teraz będziesz miał zabawę. A ja mam dla ciebie niespodziankę. - Szepnął wnuczkowi dziadek.
- Jaką?
- Zaraz zobaczysz. - W holu została Patricia z Eddie'm. Dziewczyna czerwona na twarzy czekała, aż chłopak się odezwie. Eddie czuł jak serce zaczyna mu mocniej walić.
- Myślisz, że mnie polubi? - Szepnął do byłej dziewczyny, ale zanim Williamson zdążyła odpowiedzieć usłyszeli wołanie z salonu.
- Edison chodź no tu.
- Eddie, tato. - Powiedział pod nosem Miller, ale na tyle głośno, że brunetka to usłyszała. Nie zareagowała na to, ponieważ ją jak i blondyna, zżerały nerwy. Eddie ruszył niepewnie do salonu. Zobaczył tam uroczego siedmiolatka patrzącego na niego z ciekawością wymalowaną na twarzy. Patricia poczłapała się za byłym chłopakiem.
- Tata? - Zapytał Chris. Williamson miała ochotę do niego podejść i przytulić, ale wiedziała, że teraz wszystko zależy od Eddie'go.
- Tak, synku. - Odpowiedział Miller głosem pełnym napięcia. Chłopiec wstał z kanapy i niepewnie podszedł do Edisona. Zaczął się przyglądać ojcu. I dopiero teraz do niego dotarło. To był jego tata. Ten tata na którego tak z nie cierpliwością czekał. Nie czekając ani chwili dłużej, zrobił to o czym od dawna marzył. Przytulił się do ojca. Eddie wzruszony najpierw nie zareagował, lecz szybko się opamiętał i objął siedmiolatka.
- Nie zostawisz już mnie? - Zapytał szeptem blondynek, że Edison musiał przysunąć się do dziecka by usłyszeć co do niego mówi.
- Nigdy. Teraz będę przy tobie. - Odpowiedział również szeptem Miller. Kiedy w po paru sekundach, a może minutach chłopczyk oderwał się od taty, obydwoje rozejrzeli się po zgromadzonych. Wszyscy mieli w oczach łzy wzruszenia. Fabian obejmował Ninę, która ledwo po wstrzymywała się od płaczu, Patricia stała obok nich i próbowała ukryć wzruszenie. Nawet zwykle twardy Eric wycierał oczy chusteczką, ale szybko się opamiętał.
- Chodź Chris, twoja mama i tata muszą porozmawiać. - Rzekł wstając z kanapy.
- Nie! - Krzyknął chłopczyk.
- Zaraz się z nim zobaczysz. - Poparł Sweet'a Fabian.
- Nigdzie nie pójdziesz? - Zapytał blondynek ojca.
- Nigdzie. Cały czas tu będę. - Obiecał Miller. Eric wziął za rękę Christophera i wyszedł z nim do kuchni, zaraz za nimi wyszli Nina z Fabianem. W salonie została tylko Patricia z Eddie'm. Gdy zostali sami, a Rutterowie zamknęli za sobą drzwi Miller podszedł do brunetki.
- Podobny jest do ciebie. - Powiedziała Patt nie patrząc na byłego chłopaka.
- Bardzo.
- Jednak postanowiłeś przyjść. - Dodała jeszcze.
- Tak. Sama powiedziałaś, że to moja ostatnia szansa.
- Wiesz, że teraz nie możesz go zawieść?
- Wiem. Nie tylko Chrisa nie chcę zawieść, ale i ciebie.
- To dobrze. -Dziewczyna w końcu postanowiła spojrzeć na Miller'a
- Chcę wszystko naprawić. Chcę być z tobą, chcę razem z tobą wychowywać nasze dziecko, chcę spędzić z tobą resztę życia. - Blondyn przybliżył się do Patricii.
- Nie tak łatwo jest wszystko naprawić.
- Będziemy powoli wszystko naprawiać. Daj mi szansę. - Spojrzenie Edison'a było wręcz błagalne.
- Już ci ją dałam. - Patricia była szczęśliwa jak nigdy. Wtedy stało się coś o czym nawet by nie pomyślała. Chłopak ukląkł wyciągając z kieszeni małe pudełeczko. Brunetkę zatkało.
- No to, wyjdziesz za mnie Gaduło? - Zapadło na chwilę pełne napięcia milczenie. - Pat?
- Tak, wyjdę za ciebie. - Odpowiedziała Williamson i przytuliła się do narzeczonego. Gdy się od siebie odsunęli oboje rozpromienieni zaczęli patrzeć sobie głęboko w oczy. Jednak coś blondyna rozproszyło i spojrzał w górę i zauważył wiszącą jemiołę. Brunetka spojrzała w stronę w którą on patrzy.
- Wiesz co to oznacza? - Zapytał.
- Nie wiem. Wytłumaczysz? - Odpowiedziała Patricia z uśmiechem na ustach. Eddie uśmiechnął się jeszcze szerzej po czym przyciągnął do siebie Williamson i namiętnie pocałował.
Macie moi kochani c: Nawet nie wiecie jak ciężko mi się tego one shota pisało. Pisać o bohaterach HOA jako dorosłych. Ciążko. Mam nadzieję, że jesteście trochę zadowolone. Miało być świątecznie i wyszło nie wiadomo co z tłem świątecznym.
Jakiś czas mnie nie było, ale to nie z powodu mojego lenistwa (no w większości, ostatni tydzień mi się nie chciało nic pisać) a tak to byłam w sanatorium. Nie mam pojęcia po co, no ale musiałam. Tyle czasu bez neta. Masakra. Ale już jestem i na pewno będę pisać rozdziały. Skończę tego bloga chodźbym miała tu zostać sama.
No a właśnie jak Wam minęły święta? Mi nawet, nawet. Ale strasznie szybko ;c Jutro już Sylwester. I znowu spędzę go w domu. Forever alone. Cóż ktoś kiedyś musi zaopiekować się kotami. A Wy jak spędzacie jutrzejszą noc?
Czas szybko leci i w lutym blog będzie miał rok! ;3 Szykujcie się na opowiadanko xd
No to cóż tam jeszcze pisać. W sumie to co chciałam to już napisałam.
A przy okazji SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ♥ Bo później nie będzie kiedy złożyć.
Do napisania
Stevie ;**